piątek, 23 kwietnia 2021

Od Inanny – Muḫebti

A więc wreszcie ci się udało. Wyjeżdżasz.
Szorstki głos drugiego dziewczęcia musnął opalone uszko jasnowłosej, na co ta zerknęła złotymi ślepkami w stronę koleżanki, przerywając pakowanie swych niewielu własności w beżowy, brudny od piachu wór. Westchnęła ciężko, wzruszyła ramionami. Wreszcie mi się udało.
— Nie wiem co mam ci powiedzieć, Li.
— Nie musisz nic mówić. Cieszę się, że chociaż jednej z nas uda się wyrwać z tej dziury. Zwiedzisz świat, tak, jak sobie to wymarzyłaś. Tak, jak mi opowiadałaś. To dobrze. — Sheli kiwnęła głową, zaraz jednak układając smukłe dłonie na swych odkrytych ramionach, zupełnie jakby przez znajdujące się w ścianie szczeliny, przedostał się właśnie chłodniejszy powiew pustynnego wiatru. Inanna nie czuła jednak nic, prócz gorąca suchego powietrza. Brązowe tęczówki uciekły wzrokiem przed pytającym spojrzeniem młodej bardki. Kolejne kiwnięcie głową i słowa, wypowiedziane szeptem w swej kruchej niepewności. — Cieszę się.
Drewniane bransolety zagrały bojaźliwie, gdy młode dziewczę złapało za pożółkły notes, delikatnie układając go na szczycie spakowanych już drobiazgów. Miała nadzieję, iż po długiej podróży nie zastanie starych, kruchych kartek w kawałkach, kiedy to właśnie na nich znajdowało się to, co faktycznie tworzyło z jasnowłosej muzyka – proste piosnki, pieśni i ballady, wszystkie jej własnego autorstwa. Nigdy nie bałaby się jednak zacząć od początku, pomimo straconych wspomnień tak wielu lat.
Zawieszony w kącie pokoju, pordzewiały dzwoneczek wydał z siebie wysoki pomruk, informując Inannę o kolejnym ruchu Sheli, która sprawnie podniosła się z zakurzonej podłogi. Fioletowa, przewiązana wokół smukłych bioder chusta zatańczyła żwawo, zaraz znów otulając chudziutkie nogi swej właścicielki.
— Powiesz reszcie o swojej decyzji, prawda?
Blondyneczka westchnęła kolejny raz, czując rosnący w klatce piersiowej ucisk. Ułożyła prawą dłoń pomiędzy drobnymi piersiami, zupełnie jakby miała nadzieję, iż delikatny, ciepły dotyk ukoi nagłe zdenerwowanie. Powieki opadły, zakrywając złote spojrzenie.
— Nie… Nie wiem.
— Nie wiesz? — powtórzyła Sheli, z wyraźną w głosie pretensją. — Chcesz tak po prostu odejść, bez jakiegokolwiek pożegnania? Co, może ja mam im powiedzieć, gdzie zapodziała się ta mała, złotooka smarkula, kiedy ona będzie już dawno skakać i pląsać na drugim końcu świata?
Ciemne loki podskoczyły lekko, kiedy ta pokręciła głową. Skrzyżowała ręce na klatce piersiowej.
— Tak się nie robi. Nie po tylu wspólnie spędzonych latach.
— Ale ja się boję, Li. — Smagłe dłonie zacisnęły się w piąstki, a Inanna zaraz wystrzeliła w górę, odwracając się wreszcie w stronę starej przyjaciółki. Przetarła oczy otwartą dłonią, chcąc pozbyć się zbieranych od dłuższej chwili łez. — Boję się, że jeśli jeszcze raz ich zobaczę to… To tutaj zostanę, po prostu. Tam będę zupełnie sama. Sama, otoczona tymi wszystkimi, obcymi ludźmi, a z wami… Z wami nigdy nie byłam sama. Zostawiam za sobą właśnie cały swój świat, bo wy i to miasto byliście wszystkim, co miałam w tym przeklętym życiu zwykłej sieroty. Ale nie chcę kolejnych wątpliwości i nie chcę zmarnować szansy, która już nigdy się nie powtórzy.
Nieprzyjemna cisza rozłożyła się wygodnie po pomieszczeniu, pozwalając słowom bardki raz jeszcze odbić się od popękanych, nagich ścian drobnego, zakurzonego pokoiku. Ciemnowłosa westchnęła, uciekając spojrzeniem przed pełnymi smutku, złotymi oczyskami.
— Mi powiedziałaś.
Inanna ściągnęła ciemne brewki.
— Nie mogłam tak po prostu cię zostawić. Nie ciebie.
Raz jeszcze odwróciła wzrok w stronę worka, chcąc się upewnić, że wszystko, co znajdowało się wcześniej na przybrudzonym, bordowym dywanie, ostatecznie wylądowało już wśród jej własnych pakunków. Choć faktycznie okazała się niebywałą szczęściarą i choć to właśnie jej przyszło spełniać sny o dalekich podróżach, nieznajomych krainach oraz ludziach, tak kompletnie jej obcych i odmiennych, jeszcze nigdy nie czuła w swym drobniutkim, kościstym ciałku większej niepewności. Niepewności, która cały czas szeptała do ciemnego uszka, iż powinna już dawno zrezygnować z wyprawy w nieznane. Nieznane niebezpieczne i nieznane, z którego mogła nie znaleźć drogi powrotnej. Uśmiechnięta i rozpromieniona zawsze Inanna, jeszcze nigdy nie wydawała się tak zmartwiona, wystraszona.
W tej krótkiej chwili złote piegi straciły cały swój blask.
— Hej, uśmiechnij się. — Złotooka zadrżała, czując na swym ramieniu ciepły dotyk drugiego dziewczęcia. Kąciki ust mimowolnie uniosły się w lekkim uśmiechu, gdy kolejne słowa Sheli echem rozniosły się po ich wspólnym pokoju. — Nie do twarzy ci z takim grymasem.
Odwróciła smukłą, ciemną twarzyczkę w stronę koleżanki, posyłając jej jeden ze swoich najpiękniejszych uśmiechów. A każdy uśmiech Inanny wydawał się całkowicie wolny od cichych podszeptów wątpliwości.
— Lepiej?
— O wiele.
Choć nigdy nie miała problemu ze złożeniem spójnych, pełnych szczegółów krajobrazów krain, które znajdowały się poza granicami rozłożystych pustyń jej ojczyzny, cała reszta wciąż była dla Inanny jedną, wielką zagadką. Tekstury nieznanych roślin, zapachy obcych przypraw, dźwięki nierozumianego języka – dziewczyna wciąż, pomimo tkwiącego na dnie serca strachu, potrafiła znaleźć w sobie ten jeden, napędzający do działania pierwiastek podekscytowania. Mimo iż pożegnania nigdy nie wydawały się tak trudne, mimo iż nie będzie przy jej boku jedynej osoby, której prawdziwie ufała. Tylko Sheli sprawiała, że pomimo braku jakiegokolwiek dachu nad głową, Inanna potrafiła poznać ciepło bezpieczeństwa, domu. Przy niej, sam głód, który tak często ściskał puste żołądki, wydawał się drobną, tak łatwą do przeskoczenia przeszkodą. Bo wszystko było w porządku, dopóki miały siebie.
— Szkoda tylko, że… — Spojrzenie brązowych tęczówek uciekło przed smukłą twarzyczką jasnowłosej. W umysł bardki raz jeszcze wkradła się niepewność.
— Że? — powtórzyła, dalej wyczekując słów przyjaciółki, obawiając się kolejnych, odciągających ją od wyjazdu formułek. I być może właśnie je usłyszała, jednak Sheli nigdy nie pozwoliłaby pozostać Inannie w tym przeklętym mieście.
— Że nigdy nie zdążyłam cię pocałować.
Pokaleczone, od ciągłych godzin uderzania w twarde struny, dłonie zadrżały lekko, kiedy po długości całego kręgosłupa przeszedł dreszcz zaskoczenia. Inanna wstrzymała oddech, dalej słysząc, jak słowa Sheli echem odbijają się od ścian zdumiałego umysłu. Zamrugała raz, kolejny, chcąc wybudzić ciało z nagłego osłupienia, lecz to, cały czas kontrolowane przez rosnący w klatce piersiowej ucisk – tym razem w całym swym bólu dość przyjemny, całkowicie odmienny od tego, który czuła krótką chwilę temu – nie pozwalało jej odzyskać kontroli. Na urodziwą, młodą twarzyczkę ciemnowłosej wkradł się lekki uśmiech, pozbawiony jakichkolwiek resztek wątpliwości. Czarne loki ułożyły się wygodnie na odkrytych ramionach, tworząc wokół buźki Sheli rozłożystą, ciemną ramę, tak niezwykle kontrastującą z liczną, kradzioną biżuterią, znajdującą się na całej długości dziewczęcych rąk. W tej jednej chwili, pomimo niepokoju, nad którym z trudem udawało jej się zapanować, stojące przed Inanną dziewczę nigdy nie wydawało się jeszcze tak piękne.
Sheli zbliżyła się do przyjaciółki, pozostawiając między dziewczynami zaledwie centymetry pustej przestrzeni.
— Mogę cię pocałować? — spytała, cały czas wyczekując ze strony bardki czegoś więcej, niż chowającego się w złotych ślepiach strachu.
Strachu, który zaraz został zastąpiony płomienną chęcią bliskości i pożądania, kiedy jasnowłosa bez odpowiedzi zamknęła szyjkę dziewczyny w ciasnym uścisku, zaraz wpijając rozgrzane ustka w te równie ciepłe i tak przyjemnie słodkie. Dłonie Sheli pospiesznie powędrowały w stronę smukłej talii, jeszcze bliżej przyciągając do siebie ciało młodej muzykantki, choć ta już dawno zdołała zamknąć dzielącą ich przestrzeń. Inanna nie zauważyła, kiedy mocniejszy powiew pustynnego wiatru, sprawnie przeciskając się przez grube szczeliny, zgasił światła otaczających ich świec, pozostawiając zajęte pieszczotami dziewczęta w zupełnych ciemnościach. Jedynie blask przedzierającego się przez dziurę w dachu księżyca, tego samego, który odbijał się właśnie od złotych, przyozdabiających ciemną twarzyczkę, piegów, obserwował ich ostatnie pożegnanie. Drewniane bransolety zadrżały i podskoczyły w miejscu, jedna obijając się od drugiej, kiedy blondyneczka rozluźniła swój uścisk, a smukłe, pokaleczone paluszki powędrowały do chudych, zarumienionych polików kochanki, wędrując kciukiem po wszystkich pieprzykach i niedoskonałościach, które tak dobrze znała po wspólnie spędzonych latach.
I mimo iż obie, nigdy niedoświadczone, czuły się nieco niepewnie, raz po raz skradając z ust drugiej swe pierwsze pocałunki, sama Inanna doskonale zdawała sobie sprawę z tego, iż nigdy wcześniej, jak i nigdy później nie poczuje czegoś takiego. Słodkiego poddenerwowania zaciskającego swe szpony na łaknących powietrza płucach, ogarniającej umysł beztroski, gdy wreszcie znalazła się w ramionach tak ważnej dla niej osoby oraz nagłej fali ulgi, która przybyła tak szybko, jak tylko bardka ułożyła swe wargi na tych, należących do jej przyjaciółki. Ulgi, że przed odejściem udało się to, na co liczyła przez ostatnich kilka miesięcy, a czego również niewyobrażalnie się bała. Dalej nie była pewna, czy powinna szukać owych uczuć w drugiej kobiecie, gdy świat, w którym przyszło jej żyć, rzadko kiedy pozwalał na takie odstępstwa. Nigdy nie była jednak w stanie odwzajemnić sympatii tych wszystkich, młodych chłopaczków, z którymi kradła straganowe owoce i którzy po swych przydługich deklaracjach zauroczenia, pozostawiali w niej jedynie niewzruszoną pustkę.
Dopiero po chwili w odurzonym emocjami umyśle, pojawiła się myśl, iż na nic im te liczne pocałunki i dzielone ciepło, gdy wraz ze wschodem słońca, wraz z powrotem nachodzącego od pustyń gorąca, znajdzie się na lichym, drewnianym wozie, żegnając swą pierwszą miłostkę lekkim kiwnięciem dłoni. Być może łatwiej byłoby się rozstać, gdyby ich uczucia na zawsze pozostały skrywaną na dnie serca tajemnicą. Niewypowiedzianą obietnicą oraz tęsknotą, która miała im towarzyszyć już do samego końca. Łatwiej pogodzić się ze stratą sercu nieświadomemu uczuć drugiego. Odwzajemnione zauroczenie, wizja wspólnej przyszłości, dawno roztrwonionej między podjętymi już, nieodwracalnymi decyzjami, miały jeszcze długo utrzymywać Inannę w marazmie tęsknoty.
Przymknięte, smagłe powieki zadrżały delikatnie, gdy pod ich chropowatą powierzchnią zebrały się kolejne łzy. Tym jednak razem młoda blondyneczka pozwoliła im przebyć drogę wzdłuż, usianych złotymi piegami, polików, za nic mając sobie poczucie smutku, które w jednej chwili zatrzęsło całym jej, drobniutkim ciałem. Poczuła na swej twarzy delikatny dotyk długich, spracowanych paluszków, kiedy Sheli, zauważając nagły jej żal, jednym, prostymi ruchem pozbyła się słonych kropelek z ciemnej buziuchny bardki. Usta jasnowłosej zadrżały w swym lęku, a drugie dziewczę, ten ostatni raz, jakby chcąc przejąć na siebie choć cząstkę jej bólu, ucałowało czekoladowe wargi.
Inanna wzięła głęboki wdech, próbując jakkolwiek uspokoić roztrzęsione ciałko. Złote oczyska, wciąż wilgotne od płaczu, zerknęły w te brązowe, niemalże czarne, szukając w nich tak wielu potrzebnych odpowiedzi na ukryte w myślach wątpliwości. Pokręciła głową w poddańczym geście, ostatecznie wtulając twarz w ramię przyjaciółki, poszukując w niej schronienia przed kolejnym, nadchodzącym już dniem. Chude rączki Sheli powędrowały na plecy bardki, z wolna muskając wystające przez koszulę kosteczki kręgosłupa.
— I co ja mam teraz zrobić? Jak mam wyjechać? — mruknęła złotooka, ledwo słyszalnie, zupełnie jakby obawiała się, że ktokolwiek może podsłuchiwać przeznaczonych tylko dla nich słów.
Ciemnowłosa westchnęła, pokręciła głową. I w tej jednej chwili również w jej oczach pojawiły się łzy.
— Kocham cię, smarkulo. Zawsze cię kochałam. Dlatego nie pozwolę ci tu zostać — odparła szeptem, zaraz pozwalając, by kojąca cisza na dobre rozgościła się w ich towarzystwie. A Inanna, choć zwykle pełna nadziei, wiedziała, że już nigdy więcej nie zobaczy tej, z którą dzieliła pierwsze pocałunki.
Pożegnały się u samych bram miasta, a Sheli, nie chcąc pozostawiać młodej bardki z niczym, obdarowała przyjaciółkę swą niebieską, zdobioną złotymi nitkami chustą, którą zwykle przewiązywała włosy i którą Inanna straciła wraz z całą resztą swego dobytku, gdy w okolicach Vallmory, obudziła się w opuszczonym niedawno przez resztę obozie.
Here it is, Inka's first kiss.
A muḫebti w języku syryjskim oznacza my beloved girl.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz