niedziela, 20 lutego 2000

Szczęśliwy naród którego historia jest nudna


art by: Asobo Studio



"Wrażliwość na magię przejęła zapewne po rodzinie, która do zwyczajnych raczej nie należała i tylko z największym trudem powstrzymując wyssany z mlekiem matki pęd do przygód i czarów oraz unikając bliskich kontaktów z ludźmi ze swojej sfery, była w stanie tak wysoko utrzymać się w kręgach arystokracji." 
W osobie Wandy skupiły się tradycje trzech szacownych rodów, których przedstawiciele nigdy może nie cieszyli się specjalną łaską losu i raczej uchodzić mogli za książkowe wręcz przykłady pechowców, ale zawsze potrafili wydobyć się na wierzch zalewających ich fal historii.





Przede wszystkim prababka Raisa z panieńskiego Methapez potomkini Izaury, kobiety pięknej i mądrej, choć nie należącej do ścisłych kręgów arystokracji. Mówiono, że miewała dziwne pomysły. Nadto kręciła się w okolicach uniwersytetu, chciała się uczyć, jakby właściwym to było panienkom jej urody i stanu. Niepokorna i odważna zdobywała sobie posłuch nawet wśród mężczyzn, do tego stopnia, iż traktowano ją jak wiedźmę. Znała się na ziołach i zwierzętach, ale magicznej mocy nikt nie potwierdził, ale i nikomu nie było to w głowie, gdy została panną z dzieckiem. Co do samej Raisy dość tu wspomnieć, że ojciec nie obdarzył jej swoim nazwiskiem, choć zgodnie z jej opowieściami kochał ją i jej matkę, a tylko bliżej niesprecyzowane okoliczności nie pozwalały im być razem. Mówiono, że był jakoś powiązany z magią, że być może był osobą dobrze wykształconą i raczej majętną, bo wspierał swoich bliskich również finansowo, aż pewnego dnia zniknął. Różne historie opowiadała o nim jego córka, na ogół mocno stąpająca po ziemi i poważna, w tej jednej kwestii nigdy nie mogła liczyć na dobrą wiarę rodziny, więc mówiła na ten temat coraz mniej i tylko mała Wandzia przysiadała chętnie u jej stóp podziwiając swego wyśnionego przodka.

Ród Firleyów wplątał się w mezalians zupełnie przypadkiem. Od wieków zdobywali sobie sławę jako mężni nieustraszeni rycerze, których jedno słowo znaczyło więcej niż przysięgi innych. Mężczyźni z tego rodu brali sobie za żony kobiety piękne i cnotliwe, ale nie pozbawione charakteru, niewiasty zaś nie nakłaniane nawet radą ojców czy braci wychodziły za młodzieńców silnych i pełnych zalet charakteru, tak by zdolni byli im samym dorównać odwagą i sławą. Pomysł Andrzeja, najmłodszego spośród licznych potomków wsławionego szlachetnymi czynami Atanazego by ożenić się z kobietą bez posagu i bez nazwiska poczytano za zwyczajną fanaberię, która jednak osobie o jego pozycji przynieść mogła wiele nieprzyjemności. Ponieważ jednak młodzieniec oprócz mężnego serca odziedziczył po przodkach także godny podziwu upór (Mówiło się o Firleyach, że jeśli raz wbiją sobie jakiś pomyślunek do głowy, to i wszyscy diabli go stamtąd nie wywleką, a zadowolony z siebie wariat gotów mury przebijać byle dopiąć swego) ostatecznie stanęło na tym, iż udało się całą sprawę zatuszować i uczynić wszystko po myśli młodzieńca. Nigdy tej decyzji nie żałował, bo młoda małżonka naprawdę wniosła w jego życie magię, która warta była swej ceny.

Ostatni element tej układanki stanowią przodkowie ojca Wandy. Losy rodu przedstawiają się dość barwnie, zważywszy, że pierwszy jego przedstawiciel, mający w sobie więcej z postaci legendarnej niż ze zwykłego człowieka Gustaw Silverwood zajmował się wiele wieków temu wyrobem różdżek skąd też wziął początek jego przydomek. Jest to jednak jeden z ostatnich przedstawicieli rodu pracujących w tym fachu. Na kilka wieków rzemiosło wygasło. Sylwan przywrócił je do łask, ale tym razem raczej jako rozrywkę niż poważne zatrudnienie. Wespazjan, którego synem był Lombard także zajmował się w wolnych chwilach zaplataniem zaklęć, ale z niewielkimi sukcesami i jedynie w ograniczonym zakresie przekazał to zamiłowanie synowi i to nie ona przyniosła mu nieszczęście. Od jakiegoś już czasu zajmowali się bowiem Silverwoodowie rycerstwem, choć ich indywidualizm, jak i spektakularne sukcesy w turniejach, przysparzały im raczej wrogów niż przyjaciół. Wyjątkiem byli Firleyowie. Zaprzyjaźnione rody wkrótce połączyło małżeństwo Lombarda z Ursulą. Nie długo jednak młodzieniec cieszył się rodzinnym szczęściem. Raz tylko wziął na ręce swoją córkę zanim wyruszył na wyprawę z której nigdy nie wrócił. Matka i jej dziecko nigdy nie dowiedziały się co stało się z nim później i dość tu wspomnieć, że ledwie kilka dni później Silwerwooda okrzyknięto zdrajcą i zaocznie skazano na śmierć, a jego bliskich na wygnanie. Spalono także ich siedzibę, a widok płomieni i zgliszczy bardzo mono wrył się w pamięć dziewczynki, która po dziś dzień choć jest już młodą kobietą panicznie boi się ognia. Mimo kłopotów jakie im przysporzył Wanda nie wierzy w winę ojca i stara się dowiedzieć co się z nim stało, czasami rozmawia z nim poprzez sny. Jak dotychczas przypuszcza jedynie, ze został Dragonem (osobą ugryzioną przez smoka, co daje je dużo większą sprawność bojową i możliwość przemiany w to zwierze, w czasie której niestety traci ona zupełnie nad sobą kontrolę, okiełznanie tej mocy umożliwia jedynie podwójny medalion. Jeśli ktoś zdobędzie jego połówkę zyskuje absolutną władzę nad jego właścicielem.) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz