poniedziałek, 21 lutego 2000

Postylion niesie pisanie


 Siedziała lekko pochylona przy biurku. Uśmiech igrał na jej wargach, gdy wygładzała dłonią nierówności pergaminu i odczytywała kolejne wersy zapisane dłonią osoby tak jej bliskiej, że bez wahania oddałaby za nią życia. Gdyby można zajrzeć do tej korespondencji bez narażenia życia nie znalazłoby się w niej nic przypominającego gruchanie zakochanych gołąbków i nikt kto nie doświadczył w swym życiu kłótni z rodzeństwem nie umiałby odczuć ciepła bijącego z każdego zdania. 


Ethija, 21 VI 1787

Kochana Żmijo, 

Nie wiem na ile zdołałaś się już zagnieździć w swojej nowej kryjówce i muszę przyznać, iż liczę po cichu, iż nie przypomina ona tej mojej nory, w której zaszyłem się z książkami, które jak zawsze powtarzałaś, psują wzrok, a przy okazji i głowę. Czasem zresztą sądzę, iż skoro mam jeszcze dość złudzeń by zapytywać cię o zdrowie i porządek jaki utrzymujesz w tej swojej jamie to wymownie świadczy to o jakimś skrzywieniu umysłu wystarczająco chroniącym mnie przed niebezpieczeństwami tajemnej wiedzy. 
Od twojego wyjazdu w kamienicy zagościł spokój, z którym jak sama wiesz nigdy nie mogłaś jakoś znaleźć wspólnego języka. Dni płyną leniwie jak woda z dachu, która zdaje się wyżłobiła sobie kolejny tunel mający swój wylot wprost nad moim łóżkiem. Nie wiem czy słusznie podejrzewam w tym jakąś formę zemsty z twojej strony, ale jeśli masz z tym coś wspólnego pragnę obwieścić, iż przemieściłem się z moim leżem za sznurki ze skarpetami. Wybrałbym miejsce pod oknem, ale sama wiesz, że nie ma tam na co patrzeć, a że myszy zwietrzyły nieobecność kota, więc do zimnych podmuchów wiatru dołączają krzykliwe nuty arii jakimi raczy nas o wieczór kantor z dołu. Na szczęście pranie dobrze tłumi odgłosy tej kakofonii. Jeszcze parę takich tygodni i dla dobra kamienicy właścicielka obniży mu czynszy, gdyby w ogóle ktoś tu jakiś płacił, byle tylko zapisał się na jakikolwiek kurs śpiewu i przestał drzeć się jak zarzynany kogut. Choć skoro tobie jeszcze nikt nie załatwił kursu dobrych manier to marna nadzieja. Dobra strona tej sytuacji jest taka, że te jego potępieńcze wrzaski wypłoszyły wszystkie pluskwy i karaluchy, z którymi od miesięcy nie mogliśmy dać sobie rady.  Obecnie rozważam, czy nie zaproponować naszemu pieśnioklecie koncertu na świeżym powietrzu, bo może ten stary zawilgotniały tynk też odpadnie z rozpaczy słysząc te "słodkie dźwięki". 
Staram się dokarmiać twoich przyjaciół z piwnicy, ale chyba oni też nie mogą znieść tej kociej muzyki. Dzieciaki pytają o ciebie i chętnie zrzuciłbym na twoją głowę tą wesołą gromadkę, która naprawdę nie wiem co takiego upatrzyła sobie w twoim towarzystwie. Ja sam obstawiałbym, że albo musiałaś im grozić swoją "nietoperzycą", albo dobrze im zapłaciłaś. Znając ciebie raczej to pierwsze. Sam nie wiem jak ja wytrzymałem z tobą tak długo. Kiedyś słyszałem, że czasem ofiara przywiązuje się do swego oprawcy i właśnie taką więź bym zakładał, bo nie ma opcji by osoba tak dobrze wychowana, inteligenta i przystojna znajdowała jakąkolwiek przyjemność w spędzaniu czasu z tak upartą i zjadliwą żmiją jak jaśnie panienka. Na tej podstawie nie sądzę, by w nowym miejscu ktokolwiek ci dokuczał, ale jeśli by się zdarzyło powiedz mu, że masz ojca smoka i brata lwa. Nie żebym nagle zaczął popierać te twoje wymysły, ale to powinno zrobić odpowiednie wrażenie. Tylko nie zapomnij powiedzieć tego zanim stracisz przytomność, bo jak sądzę nadal wolisz zwijać się z bólu niż osłabić swoje bezcenne szaleństwa.
Co do mnie to profesorowie chwalą mnie i przy tej okazji obarczają mnie coraz to nową pracą, a to podoba mi się zdecydowanie mniej. I cytując klasyka rzekłbym ci "napisałbym krócej ale brakło mi czasu". 
Trzymaj się ciepło (jak na gada przystało) siostrzyczko
Twój Jerzyk

Prospero i Faust drzemali nieopodal, choć słońce stało jeszcze wysoko na nieboskłonie. Choć ceniła sobie prywatność, nie zamierzała czekać do zmroku. Widok ognia wciąż jeszcze napawał ją lękiem i wolała, gdy w jej otoczeniu nie było żadnych potencjalnych źródeł zapłonu. Chwyciła pióro w dłoń i wodząc nim sprawnie po jasnej połaci papeterii zaczęła pisać.

Tirie, 23 VII 1787

Najdroższy Gamoniu,

Jak doskonale wiesz, ja zawsze dbam o zdrowie, na tyle na ile samo się ono dopomni o moją uwagę i w istocie jej potrzebuje. Nie jestem niestety delikatnym paniczem z dobrego domu, jak co poniektórzy i nie mam w zwyczaju jak oni, gdy zamierzam zjeść jabłko pytać o zgodę medyka i znalazłszy w nim robaka natychmiast biec po odpowiednie specyfiki celem eksterminacji żywieniowego intruza. Robaki to ja wcinam na śniadanie (no chyba, że w dni postne, bo wtedy to istotnie poważnie wykroczenie). Poza robakami mamy tu takie pyszne i strasznie niezdrowe ciastka i naprawdę świetną kucharkę, choć bez listów polecających od Eskulapa.
Wiedz też, że omdlenia mimo tej bardzo nieprzepisowej diety są znacznie rzadsze, ale czemóż tu się dziwić? Zdrowy silny człowiek mieszkając pod jednym dachem z osobnikiem twego pokroju nabawiłby się trwałej tendencji do opadania rąk, a może i omdleń. Co się zaś tyczy twego intelektu to nie odczuwam specjalnych obaw, bo nie wydaje mi się by cokolwiek mogło pogorszyć jego stan. Jeśli zaś idzie o dźwiganie tych stosów książek to inicjatywę w pełni popieram z uwagi na fakt, że dla takiego chuchra jak ty stanowi niezastąpiony trening mięśni.
Ja sama urządziłam się całkiem nieźle. Mam własny gabinet i mnóstwo pracy, na którą na pewno nie zamieniłbyś swojej papierkowej roboty, zresztą nawet gdybyś chciał to nie zgodziłabym się na to. Za bardzo cenię mój warsztat i bądź, co bądź twoje rączki nawet, jeśli są obydwie lewe.
Co do rewelacyjnych wieści, to nie we wszystko tak do końca ci wierzę. Szczególnie zaś wątpliwości moje budzi ten jakże zachwalany przez ciebie spokój, bo jakoś ciężko mi wyobrazić sobie by tak zacny gość został współlokatorem naszego znajomego z dołu, tym bardziej, że jak sam wspomniałeś nawet karaluchom nie sprzyja jego twórczość. Choć co do tych ostatnich mam też swoje własne przypuszczenia znając twoją dbałość o higienę. Tak się składa ze miałam wątpliwą przyjemność ocenić z bliska stan twego nastopnego odzienia i wiem, że daleko mu do ogólnie przyjętej normy. Stąd wnoszę, że także twa niewrażliwość na rzewne nuty naszego niespełnionego wirtuoza gry na nerwach wynika raczej z ich zapachu niż walorów akustycznych. Z nieplanowanym otworem w suficie zasię, to bardzo żałuję nie mam nic wspólnego. Sam wiesz, że i bez moich interwencji, a nawet bez potępieńczych wrzasków lokatora pięter niższych, od których szyby lecą, ta chałupa i tak ledwie stoi.
Brak dbałości o moje myszki, szczurki i innych członków nocnej czeladzi jakoś i wybaczę, jako że nie dziwi mnie specjalnie, że na twój widok wolą zaszyć się do dziury. Dużo bardziej zadbane persony o ile nie zbyt im znane w podobny wprawiają je popłoch. Jeśli natomiast pod moją nieobecność nie zapewnisz dzieciakom, choć tego minimum rozrywki, które i tak od ciebie wyciągną, mniej się na baczności, bo sama przyjdę i za te ośle uszy odciągnę cię od biurka i posadzę między tą wesołą gromadką. Wiedz zaś, że mają odziedziczoną, stałym kontaktem, po mnie zdolność przekonywania z użyciem uroku osobistego i ostrych narzędzi. Uściskaj ich ode mnie i powiedz, że choć wszystko tu mam jak pod nos podstawione to takiej bandy urwisów nigdzie tu uświadczyć nie można i bardzo mi ich brakuje.
Powiedz też Tamid żeby od czasu do czasu czesała te kołtuny, bo jej wróble uwiją w nich gniazdko, a Edgar niech odniesie to żelastwo tam skąd je wziął i przestanie szwendać się po kanałach, bo go wreszcie szczury zjedzą, Reiczka niech nie przynosi na podwórko wszystkich bezdomnych kotów, jakie napotka, a Gwidon nie smaruje klamek smołą, bo się kiedyś do którejś przyklei. Nie zapomnij przypomnieć Harbanowi żeby dobrze pilnował Julka, bo ostatnio ściągałam go z murku obok ogrodu i byłby berbeć jeszcze w grządki poleciał i nosem kartofle powciągał. Powiedz Cynti, że wiem o tych cukierkach, co je podbiera z twojej kieszeni i jak tak dalej będzie grzebać w cudzych rzeczach to jak wrócę powiążę jej rączki na plecach. Toto i Anielka niech tym razem nie pakują się w żadną chryję z rybakami, bo nie będzie tym razem, komu ich odławiać, a Solan niech się wreszcie weźmie za uczciwą parcę nad sobą, bo od tego leniuchowania się pochoruje. Corze jeśli gdzieś się tam kręci przy tobie a na to liczę powiedz żeby nie przejmowała się tak tym, co chłopaki gadają, a jak się, który będzie czepiał to upoważniam Filona do dania w nos tudzież w zęby i zakomunikowania, że ja jak was odwiedzę to chętnie poprawię na mocniej, więc jak nie wie jak do damy zagadać to niech trzyma gębę na kłódkę. Nie wiem czy to wszystko spamiętasz, kochany, ale w razie, czego zawsze możesz ich skarcić wedle uznania byle porządek był w kamienicy.
Co do ciebie to proszę byś mi nie przysparzał zmartwień mieszaniem się w jakieś awantury pod moją nieobecność. Sam wiesz, że ja za tobą choćby w ogień, ale wywieranie zemsty na połowie miasteczka wydaje mi się wysoce niehumanitarne, a ponadto zagrożone karą więzienia. 
Trzymaj się rozsądnie (brzytwy tylko gdybyś tonął) braciszku
Twoja Wandzia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz