sobota, 23 października 2021

Od Michelle cd. Mattii

Pingwiny, niedźwiedzie polarne, lisy śnieżne. Lista - zapewne i tak skrócona - krążyła Michelle po głowie i dziewczyna usiłowała znaleźć jakikolwiek powód na to, by stworzenia mogły znaleźć się na tych terenach, tak odległych od ich naturalnego środowiska. Za daleko, by wytłumaczyć to ewentualnymi wędrówkami, zwłaszcza jeśli nagle były to tak różne gatunki. Może jakieś problemy przy nielegalnym handlu? Nie do końca wyobrażała sobie, czemu jedną z katastrof miałoby być pojawienie się stosunkowo niegroźnych stworzeń, chyba że takie wymiany miałyby stać się zjawiskiem częstszym. Wtedy skutki dla środowiska mogłyby być... cóż, długotrwałe i opłakane. Drapiące skrawki myśli krążyły po jej głowie i tylko drażniły, nie chciały zaczepić się o siebie i skleić w całość. Ta historia brzmiała tak nieprawdopodobnie, że przez chwilę zastanawiała się nawet, czy Mistrz jej aby nie wkręca, czy nie sprawdza, na ile umie ocenić prawdziwość pogłosek...
No dobra, to nie miało sensu jeszcze bardziej. Ale gdzieś tam były stworzenia, które potrzebowały ich pomocy. Nie było teraz miejsca na zastanawianie się, tylko na działanie, a to drugie szło już Michelle znacznie lepiej. Rzuciła okiem na mapę, na punkt wskazany wcześniej przez Cervana. Nigdy nie słyszała o tych okolicach, ale była absolutnie przekonana, że leży w stronach zbyt ciepłych jak na warunki tych stworzeń, a do zimy wciąż było daleko.
— Damy z siebie wszystko — słowa wypłynęły bez zająknięcia, przez jej oczy przemknął wyzywający błysk, jakby tylko czekała, aż ktoś zaprzeczy. Spojrzała jeszcze krótko na Cervana i gdy upewniła się, że nie ma nic więcej do dodania, płynnym ruchem wstała z krzesła i pożegnała się.
Za drzwiami zrównała krok z Mattią, pozwoliła sobie na wstępną charakterystykę mężczyzny. Niższy od niej, dość drobnej budowy, elegancko ubrany, astrolog. Wyglądał jak zupełne przeciwieństwo ludzi, z którymi żyła do tej pory, ale wyczuwała od niego przyjazną aurę, miał też w sobie coś, co kojarzyło jej się z zimą - może to te jasne włosy? Nie miała zbytnio pomysłu, jak konkretniej ich współpraca powinna wyglądać. Nie była do końca przekonana, na ile może być przyzwyczajony do warunków życia w tundrze i pracy ze zwierzętami, choć w kompetencje mężczyzny nie wątpiła. Bo nawet jeśli Mistrz wspomniał tylko o zebraniu informacji, była przekonana całą sobą, że wybierają się na podróż na długie miesiące, której celem będzie bezpieczne odstawienie wszystkich zagubionych maluchów (mniej lub bardziej dosłownych) do ich skutego lodem domu. Kobiecie nie do końca podobała się wizja tak szybkiego opuszczenia gildii, zwłaszcza że znów miała być rozdzielona z Leą, ale nie zamierzała protestować, skoro i Mattia przyjął to ze stoickim spokojem. Ta misja mogła okazać się kamieniem milowym w jej drodze do Defros, nie zamierzała się zatem wahać ani sekundy.
Przemierzała korytarz raźnym krokiem, w myślach odhaczała kolejne punkty, które należało zrobić przed możliwie szybkim wyruszeniem. Poinformować o misji siostrę, zapytać Javierę o radę. Zrobić porządne zapasy, kupić lekarstwa i najcieplejszy płaszcz, jaki znajdzie. Przekopać zasoby pamięci w poszukiwaniu tylu informacji o zimnolubnych zwierzętach, ile tylko zdoła - acz obawiała się, że nie będzie ich tyle, ile być powinno. Nastawiona na praktykę, skupiała się w nauce raczej na tych konkretnych gatunkach, które spotkać mogła na co dzień w swojej pracy, a pingwiny, niestety, zdecydowanie się do tej grupy nie zaliczały. Z bezgłośnym jękiem pomyślała o perspektywie poświęcenia kilku godzin nad grubymi tomiszczami, i wtedy przypomniała sobie o obecności astrologa.
— Rirvulird — powtórzyła, smakując obcą, dźwięczną nazwę. — Cóż, Mattio, nie mogę się doczekać naszej współpracy. Tylko pamiętaj, żeby zabrać ciepłe ubrania. Masz jakieś rady przed misją? O, i czy widziałeś może kiedyś pingwina?

🐧

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz