Kha’sis
– Właśc. Khardias Sistov – Wywodzący się z dalekiego wschodu – Bies Zapomnienia – Lubi suszone morele –
Gdy spotkałam go po raz pierwszy, był pięciometrowym bydlęciem z ogniem zawartym w sześciu oczodołach. Nie powstrzymało mnie to przed zaciśnięciem palców na szorstkim, brunatnym i szczerze mówiąc, nieco cuchnącym futrze, twierdząc, że fajny z niego psiak. Miałam wtedy pięć lat i jest to chyba jedyne wspomnienie, jakie mam z tamtego okresu. Trudno o nim zapomnieć, szczególnie że chwilę po pojawieniu się stworzenia, do komnaty wparowała moja matka i rozhulała aferę na pół dworku.
Uspokajałam ją, że stworzenie wypłynęło z mojego medaliku i z radością zamachałam nim przed oczami rodzicielki. Został wyrzucony. Dziwnym trafem, bez względu na to ile razy podarunek lądował poza naszymi terenami, koniec końców zawsze odnajdowany zostawał na komodzie stojącej w rogu mojego pokoju.
Kilka lat później Kha’sis wyznał mi iż w rzeczywistości to on sam przyzywał się na to miejsce, bo stwierdził, że zrobiłam na nim dobre pierwsze wrażenie i nawet jeśli myślał, że wiedźma postradała zmysły, to zadecydował o dotrzymaniu mi towarzystwa.
Od tamtego czasu Bies towarzyszy mi w każdej wyprawie i każdej przygodzie. Jest zarówno kompanem podróży, opiekunem, strażnikiem, jak i najbliższym mi przyjacielem. Pieszczotliwie nazywam go ojcem, na co jedynie charka i odwraca się oburzony.
Mimo potwornego wyglądu, to jego z naszej dwójki prędzej nazwać można dobrym strażnikiem, który co najlepsze, najpierw myśli, potem działa. W zupełnym przeciwieństwie do mnie.
– Właśc. Khardias Sistov – Wywodzący się z dalekiego wschodu – Bies Zapomnienia – Lubi suszone morele –
Gdy spotkałam go po raz pierwszy, był pięciometrowym bydlęciem z ogniem zawartym w sześciu oczodołach. Nie powstrzymało mnie to przed zaciśnięciem palców na szorstkim, brunatnym i szczerze mówiąc, nieco cuchnącym futrze, twierdząc, że fajny z niego psiak. Miałam wtedy pięć lat i jest to chyba jedyne wspomnienie, jakie mam z tamtego okresu. Trudno o nim zapomnieć, szczególnie że chwilę po pojawieniu się stworzenia, do komnaty wparowała moja matka i rozhulała aferę na pół dworku.
Uspokajałam ją, że stworzenie wypłynęło z mojego medaliku i z radością zamachałam nim przed oczami rodzicielki. Został wyrzucony. Dziwnym trafem, bez względu na to ile razy podarunek lądował poza naszymi terenami, koniec końców zawsze odnajdowany zostawał na komodzie stojącej w rogu mojego pokoju.
Kilka lat później Kha’sis wyznał mi iż w rzeczywistości to on sam przyzywał się na to miejsce, bo stwierdził, że zrobiłam na nim dobre pierwsze wrażenie i nawet jeśli myślał, że wiedźma postradała zmysły, to zadecydował o dotrzymaniu mi towarzystwa.
Od tamtego czasu Bies towarzyszy mi w każdej wyprawie i każdej przygodzie. Jest zarówno kompanem podróży, opiekunem, strażnikiem, jak i najbliższym mi przyjacielem. Pieszczotliwie nazywam go ojcem, na co jedynie charka i odwraca się oburzony.
Mimo potwornego wyglądu, to jego z naszej dwójki prędzej nazwać można dobrym strażnikiem, który co najlepsze, najpierw myśli, potem działa. W zupełnym przeciwieństwie do mnie.
Percival Ernis
– Najstarszy z braci – 32 – Lwie serce – Strzelec wyborowy – Urodzony czternastego dnia pierwszego miesiąca – Dowódca jednego z legionów – Miłośnik krasnoludzkiego piwa –
Nauczyłam się, że ludzie nie muszą być inteligentni, by zostać nazwanymi mądrymi. Jest najbardziej ludzką osobą, na jaką mogłam trafić i przy każdej okazji dziękuję światu za to, że mogę nazywać go moim bratem. Nie musiał być dla mnie kojący, nie musiał się nawet mną przejmować. Gdy się pojawiłam, byłam jedynie kolejną osobą w domu, a różnica wieku jaka nas dzieliła, sprawiała wrażenie dziury, głębokiej i szerokiej na tyle, by obawiano się przez nią przeskoczyć. A jednak stałam się oczkiem w głowie chłopca, który zakochał się w młodszej siostrzyczce odkąd tylko skończył się połóg i mógł dostrzec mnie po raz pierwszy.
To właśnie Percival nauczył mnie większości rzeczy, którymi mogę się pochwalić, zaczynając od umiejętności puszczania kaczek i wiązania trzewików, na naciąganiu kuszy i parowaniu miecza kończąc. Spędziłam z nim najwięcej czasu ganiając po drzewach i to właśnie z nim rozważałam słuszność mojego wstąpienia do zakonu.
Wspierał mnie zawsze, bez względu na to, jaki pogląd miał na moje decyzje. Uznawał, że muszę sama poznawać życie, jego wady i zalety, a także kształtować własną historię.
Aktualnie widujemy się rzadko, co nie zmienia faktu, że pilnie wymieniamy się korespondencją i to właśnie z nim najczęściej się kontaktuję. Również ze względu na fakt trwania dość istotnej misji, znaczy się, zdobycie uwagi, a w kolejnym kroku ręki panienki Yvonne von Bosvarg.
Rozumiem jego potrzeby, po tylu latach służby, przy takim podejściu do świata i tak dziwota, że za zakładanie rodziny zabrał się dopiero teraz.
– Najstarszy z braci – 32 – Lwie serce – Strzelec wyborowy – Urodzony czternastego dnia pierwszego miesiąca – Dowódca jednego z legionów – Miłośnik krasnoludzkiego piwa –
Nauczyłam się, że ludzie nie muszą być inteligentni, by zostać nazwanymi mądrymi. Jest najbardziej ludzką osobą, na jaką mogłam trafić i przy każdej okazji dziękuję światu za to, że mogę nazywać go moim bratem. Nie musiał być dla mnie kojący, nie musiał się nawet mną przejmować. Gdy się pojawiłam, byłam jedynie kolejną osobą w domu, a różnica wieku jaka nas dzieliła, sprawiała wrażenie dziury, głębokiej i szerokiej na tyle, by obawiano się przez nią przeskoczyć. A jednak stałam się oczkiem w głowie chłopca, który zakochał się w młodszej siostrzyczce odkąd tylko skończył się połóg i mógł dostrzec mnie po raz pierwszy.
To właśnie Percival nauczył mnie większości rzeczy, którymi mogę się pochwalić, zaczynając od umiejętności puszczania kaczek i wiązania trzewików, na naciąganiu kuszy i parowaniu miecza kończąc. Spędziłam z nim najwięcej czasu ganiając po drzewach i to właśnie z nim rozważałam słuszność mojego wstąpienia do zakonu.
Wspierał mnie zawsze, bez względu na to, jaki pogląd miał na moje decyzje. Uznawał, że muszę sama poznawać życie, jego wady i zalety, a także kształtować własną historię.
Aktualnie widujemy się rzadko, co nie zmienia faktu, że pilnie wymieniamy się korespondencją i to właśnie z nim najczęściej się kontaktuję. Również ze względu na fakt trwania dość istotnej misji, znaczy się, zdobycie uwagi, a w kolejnym kroku ręki panienki Yvonne von Bosvarg.
Rozumiem jego potrzeby, po tylu latach służby, przy takim podejściu do świata i tak dziwota, że za zakładanie rodziny zabrał się dopiero teraz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz