poniedziałek, 15 marca 2021

Od Lei cd. Antaresa

Wysilałam pamięć do granic możliwości, usiłując znaleźć choć najmniejsze powiązanie z opisywaną bestią, ale moje wysiłki spełzły na niczym. Niedźwiedź z łuskami, kolcami i rogami... to brzmiało bardziej jak nocna mara rodem z koszmaru, a nie rzeczywiste stworzenie. Przez moje ciało przebiegł dreszcz na samą myśl o stanięciu oko w oko z podobną bestią - jak z tym w ogóle walczyć? Za dzieciaka Marcel czasem opowiadał mi i Miśce historie z różnymi potworami, rzekomo zamieszkującymi nasz las i szafę w jadalni, które to już ostrzą sobie kły na myśl o dwóch malutkich dziewczynkach. Wtedy też zawsze przychodziła babcia, jakby wiedziona szóstym zmysłem - wymachując chochlą w stronę najstarszego wnuczka, zabraniała mu straszenia dzieci i zapewniała nas, że najgorsze, co możemy spotkać w okolicy to łoś (las) lub chrapiący dziadek (jadalnia). Tym razem nie wyglądało na to, żeby miała tu wparować i zbesztać Mistrza, choć przyznaję, że byłby to całkiem ciekawy finał. Och, ile ja bym dała, żeby ją znowu zobaczyć...
 - Jeśli macie jeszcze jakieś pytania, zadajcie je śmiało. Jeśli nie, ruszajcie jak najszybciej. Im dłużej ten stwór terroryzuje miasto, tym więcej będzie ofiar - powiedział w końcu Mistrz, uważnie na nas patrząc. 
Jego oczy, choć pełne ciepła, zdawały się prześwietlać mnie na wylot. Czy widział moje zdenerwowanie? Może stwierdzi, że jednak lepiej posłać Antaresa z kimś innym, bardziej doświadczonym? Powinnam o coś zapytać? Czy wyjdę na nieodpowiedzialną, jeśli nie powiem czegoś jeszcze, nie zapytam o coś, może powinnam okazać większe zainteresowanie sprawą? Problem w tym, że kompletnie nic nie przychodziło mi do głowy, choć czułam, że kiedy tylko wyruszymy, zaraz coś przyjdzie mi do głowy. Ale też nie chciałam pytać o jakieś oczywistości, powinnam była dowiedzieć się tego już wcześniej, na własną rękę.
Spoglądałam na przemian to na Mistrza Cervana, to na Antaresa, nerwowo pocierając knykcie. Cieszyła mnie perspektywa wykonania pierwszego zlecenia dla gildii, w końcu o tym marzyłam. Z drugiej strony, palił mnie wewnętrzny niepokój, wzniecany przez cichy głosik, który kolejno wyliczał, co może pójść nie tak, tym bardziej biorąc pod uwagę, że nawet do końca nie było wiadome, z czym przyjdzie nam się zmierzyć. Nie lubiłam takich sytuacji, nawet przed ruszeniem do lasu zawsze wolałam założyć z góry, na jaki typ zwierzyny będę dzisiaj polować - pozwalało mi to zawczasu przygotować się psychicznie na odpowiedni poziom trudności. Miałam przeczucie, że w tym wypadku będzie on wyższy niż kiedykolwiek.
Głęboki oddech, Lea. Weź się natychmiast w garść, dorośnij.
- Myślę, że wszystko jasne - odparłam, próbując nadać głosowi pewny ton.
- Wyruszymy jak najszybciej - dodał Antares, patrząc przez okno.
Podążyłam za jego spojrzeniem. Nie wybiło jeszcze południe, ale droga do Taewen zajmowała zapewne przynajmniej parę ładnych godzin, a należało doliczyć czas potrzebny na spakowanie się i różne inne sprawy organizacyjne... załóżmy, do godziny? Może dwie, jeśli coś pójdzie nie tak, a przy tego typu sytuacjach zawsze lepiej założyć najgorszy scenariusz.
- Świetnie, zatem powodzenia - Mistrz uśmiechnął się szeroko w naszą stronę, jakby życzył nam udanego pikniku. Odruchowo odwzajemniłam grymas i wstałam z krzesła, a tuż po mnie Antares.
- Do widzenia, Mistrzu Cervanie - skinęłam z szacunkiem głową w stronę mężczyzny, a potem szybko wyszłam, a za mną... cóż, druh. Coś czuję, że będzie się działo. Miśka z całą pewnością skakałaby po całym korytarzu na samą myśl o podobnej przygodzie, ale mnie coraz bardziej paraliżowały negatywne myśli. Nawet pogoda zdawała się odpowiadać na moje zmartwienia: choć jeszcze przed chwilą niebo było czyste i przejrzyste, teraz zasnuły je szare, grube chmury, odcinając dostęp do światła słonecznego. 
Pocieszała mnie świadomość, że nie idę sama. Choć Antares niekoniecznie był stereotypowym rycerzem, miał w oczach pewien szczególny rodzaj spokoju, no a u pasa miecz, z którym wydawał się być wręcz zespolony, w jego ruchach nie widziałam niepewności. Ciężki oręż nie sprawiał, że tracił równowagę. To zdecydowanie podnosiło na duchu.
- Cóż... ogółem nigdy nie brałam udziału w tego typu zadaniu, ale obiecuję dać z siebie wszystko i nie być kulą u nogi, w razie czego krzycz. Jeśli nie masz nic przeciwko, szybko się spakuję i będę gotowa - wzięłam w końcu oddech. - Powinnam zabrać coś konkretnego? Oprócz broni, koca, zapasów i tego typu?

Antares?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz