Cała scena, która przed chwilą rozegrała się przed jego
oczyma nie miała dla niego ni krztyny sensu. Trzeba przyznać, iż jego
rozumowania nigdy nie należały do wysublimowanych, a doświadczenie życiowe
pozwoliło mu do reszty niemalże wyzbyć się naturalnej dla większości ludzkiej
populacji ciekawości. Pewnie zresztą swoim zwyczajem machnąłby na wszystko
ręką, gdyby nie fakt niejasnego poczucia, iż został właśnie poważnie obrażony. I
mniejsza już o to, że nazwano go dzieckiem, bo i gorszymi obelgami raczyli go
wrogowie. Takim zawsze odpowiadały tylko by „strzegli się blasku księżyca”, a
czasem, jeśli akurat fantazja mu dopisywała w mniejszym stopniu, a nie było
ryzyka zdemaskowania zdradzał konfidencjonalnym szeptem swoje nazwisko. Tym
razem samo wyzwisko bawiło go nieco, bo żeby barczystego przecież i niemłodego
mężczyznę z kilkoma poważnymi bliznami na twarzy nazwać dzieckiem to trzeba być
naprawdę samobójcą lub niespełna rozumu. Tym razem to było coś innego. Nie dość,
bowiem że odrzucono jego pomoc, na którą heroicznym gestem się zdobył, to
jeszcze wyprzedziła go w tym względzie zwykła kotka. Nic wiec dziwnego, że
krzyknął ze oddalającą się parą z wyraźnym rozgoryczeniem:
- Należą mi się wyjaśnienia!
Oczywiście tychże się nie doczekał. Zacisnął, więc tylko
pięści z braku lepszego obiektu gniewu kierując swe wściekłe spojrzenie w
stronę siedzącego pod drzewem niedoszłego mordercy. Sam nie był pewien czy ma
mu ochotę przyłożyć za to, że odważył się podnieść rękę na członka gildii, czy
dlatego, że jego plan okazał się więcej niż nieskuteczny. Ostatecznie
zdecydowała się na bardziej wyrafinowane działanie, które jako jedyne mogło
pozwolić mu dowiedzieć się wreszcie, o co w tym wszystkim chodzi. Usiadł
naprzeciw ledwie żywej ofiary napaści i począł ze skupieniem się w nią
wpatrywać. Wreszcie, gdy mężczyzna nie mógł już wytrzymać jego spojrzenia
oznajmił:
- Chcę się dowiedzieć, co się tu przed chwilą stało i lepiej,
żeby mi szanowny pan wyśpiewał wszystko po dobroci, bo nie ręczę za siebie
Odpowiedziało mu pełne lekceważenie prychnięcie, które
przyjął jednak ze stoickim spokojem pamiętając, że lepiej jak najdłużej okazywać
dobrą wolę, bo arsenał środków przymusu niezostawiających śladów jest dość skromny,
a Ratignak zdecydowanie nie zamierzał rozsławiać tu swego nazwiska. Zresztą
znał swoją siłę i wiedział jak niewiele wystarczy by zrobić komuś krzywdę.
Jedno morderstwo na sumieniu wystarczało mu w zupełności.
- Czekam na odpowiedź – oświadczył, więc tylko zdecydowanym
tonem by przynaglić rozmówcę do zwierzeń.
- A ty, co? Gdzie masz oczy? Sam widziałeś, to jeszcze pytać
musisz? Napadła mnie.
- To wiem, ale powiedzmy, że jak dobry prawnik chciałbym
wysłuchać wersji obu stron, a jak przypuszczam tak całkiem bez powodu się na
ciebie nie rzuciła. Może to twoja reakcja była zbyt gwałtowna, bo z tego, co
widziałem ty pierwszy rzuciłeś się do niej z łapami.
- Znalazł się obrońca uciśnionych, na pewno podeszła o drogę
pytać, co?
- Nie wykluczam i takiej opcji – odparł Krabat starając się nie
tracić spokoju. Za wszelką cenę starał się ukryć dwie rzeczy: po pierwsze, że
znał wcześniej sprawczynię, po drugie, że nie miał bladego pojęcia, czym się właściwie
zajmowała.
- A ty myślisz, że kim ona jest, zagubioną duszyczką. Taka z
niej uciśniona niewinność jak ze mnie cesarz turecki. To zwykła pospolita
złodziejka magii.
- Ach skoro „zwykła” i „pospolita” to widzę „cesarz turecki”
sam sobie poradzi, nic tu po mnie.
Wstał na nogi i strzepnął pył z mocno już przykurzonych
spodni.
- A pan to właściwie, kto? – zapytał wreszcie napadnięty. – Może
moglibyśmy się jakoś dogadać? Pomógłby mi pan dorwać tą dziewczynę, a ja…
Krabat uśmiechnął się szeroko i pokręcił głową.
- Pan wybaczy, ale to chyba nie jest zajęcie odpowiednie dla
„dzieciaków”, wiec pan pozwoli nie będę więcej mieszał się w nie swoje sprawy.
Zebrał rozrzucone na ziemi worki, chwycił swoją laskę i
wesoło pogwizdując skierował się w przeciwnym kierunku niż Tilly. Wolał nie
dawać żadnych powodów do podejrzeń. Wróci okrężną drogą, a jak okazja się
nadarzy to przypomni młodej damie, co jest mu winna, tylko tym razem on także będzie
miał asa w rękawie.
<Tilly?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz