wtorek, 5 lutego 2019

Od Newt'a cd. Elry

Nie miałem pojęcia, kiedy zerwał się taki wiatr, który przewrócił tę świecę. Papiery nagle zaczęły się palić, a ja nim zamknąłem okno, przypomniałem sobie słowa opiekunki z dzieciństwa, że świecy nie można pod żadnym pozorem umieszczać przy czymś, co może się podpalić. I proszę, miała racja, ale to nie moja wina. Szybko zamknąłem szybę, mając nadzieję, że ogień szybko zniknie, a ja przypadkowo nie podpalę całej kuchni. Na szczęście dziewczyna szybko zareagowała; zrzuciła z siebie palto i „udusiła” pod nim płomienie. Poczułem, jak kamień spada mi z serce, zagrożenie zażegnane, teraz tylko po sobie dokładnie posprzątać, by kucharka niczego nie zauważyła. Jednak nim zacząłem cokolwiek robić, spojrzałem na Elre, która wyglądała na sparaliżowaną. Dopiero po chwili, gdy patrzyła przestraszonym wzrokiem na materiał, zdałem sobie sprawę, że to były ważne papiery. Gdy podniosła nakrycie, jęknęła w żałobie. Podszedłem do niej i zajrzałem pod ubranie, które wisiało nad papierami parę centymetrów, gdyż ją znowu sparaliżowało.
- To moja wina – westchnąłem. - Mogłem nie otwierać tego okna – palnąłem się w czoło, chociaż wiedziałem, że to była też wina dziewczyny, a nawet większa. Ale takich rzeczy nie powiedziałbym, mogłem tylko o tym myśleć. Po co brała te papiery? Nie mogła ich zostawić?
- Nie, to moja wina – westchnęła drżącym głosem. Miałem wrażenie, że biedaczka zaraz się popłacze. Jak mogłem ją tak zostawić? No w sumie, mogłem. Wyprzeć się wszystkiego i nie odzywać się do niej ani słowem, ale zamiast tego położyłem dłoń na jej nakryciu, zdjąłem ze stolika i położyłem obok. Materiał gładko wyszedł z rąk dziewczyny, która dalej wpatrywała się w czarny papier.
- Jak to mówi, nie zawsze wszystko stracone – powiedział pokrzepiającym głosem, by chodź trochę dodać się otuchy. Nawet na mnie nie spojrzała, oczy miała wbite w pergamin, niczym zahipnotyzowana. Wyciągnąłem dłoń po jeden z nich, delikatni chwyciłem palcami i pomogłem sobie drugą ręką, gdy się okazało, że papier rwał się w moich dłoniach. Położyłem go sobie przed nosem.
- O czym to jest? - zapytał, zaczynając czytać.
- Nie zdążyłam ich przejrzeć… - westchnęła załamana. Przeleciałem wzrokiem po literach, starając się odczytać to, co zostało.
- Maximilian, skoki, wysokie nogi, Bella, plamka, prawej na zadku… - czytałem słowa, jakie udało mi się zrozumieć. Po chwili lekko się uśmiechnąłem i wziąłem kolejne papiery, a potem kolejne. Odsunąłem Elrę od miejsca zdarzenia, a ta od razu opadła na krzesło i patrzyła, jak wybierałem kolejne papiery i je czytałem.
- Są spalone, są do niczego – załkała łapiąc się za głowę.
- A no, trzeba je wyrzucić – stwierdziłem prostując się. Elra spojrzała na mnie nieprzytomnym wzrokiem. - Jestem tu dopiero trzeci dzień i już zdążyłem spalić archiwum… - westchnęła całkowicie załamana. Poklepałem ją po ramieniu.
- Idź się połóż, odpocznij, a jutro przyjdź z pergaminem i piórem do stajni – powiedziałem. Nic nie rozumiała, a ja się do niej miło uśmiechnąłem. - To archiwum o stajni, najstarsze papiery dotyczyły dwóch miesięcy przed moim przybyciem, ale był Theo, drugi stajenny. Pomożemy ci napisać to, w końcu ja praktycznie nie mam życia, poza końmi, więc raczej niczego nie pominę – powiedziałem. Dziewczyna patrzyła na mnie nie dowierzając. Po chwili otworzyła usta.
- C-co? Naprawdę? - powiedziała cicho. - To możliwe? - pokiwałem twierdząco głową.
- Ja mam wiedzę, a ty wiesz, jak to napisać. Damy radę – odpowiedziałem. Po chwili na jej bladej twarzy pojawił się słaby uśmiech, a w oczach zawitała nadzieja. - Moglibyśmy to zrobić teraz, a resztę dokończyć rano, ale padam i muszę się przespać przed pracą. Tobie sen chyba też się przyda – dodałem. Elra pokiwała powoli głową i podziękowała. - Nie dziękuj, jeszcze nic nie zrobiliśmy – nieco się rozluźniła.
Zaczęliśmy sprzątać kuchni, spalone papiery dziewczyna zabrała ze sobą, by przejrzeć to, co zostało. Jej ubranie było czarne i lekko spalone, a świeca połamana. Ogarnęliśmy mniej więcej, by kucharka nie jęczała, że ktoś jej narobił syfu przez noc, jeszcze by zaczęła zamykać kuchnię na klucz, a wtedy na pewno szedłbym spać głodny: albo musiałbym sprawić sobie małe zapasy jak Theo.
Odprowadziłem kobietę do korytarza, w którym się rozstaliśmy i poszliśmy w inne strony. Ledwo zdjąłem buty i przemyłem twarz i ręce, a już leżałem jak kłoda na łóżku. Ten dzień był naprawdę męczący.

*

Wstałem wraz ze wschodem słońca. Ubrałem się w robocze ubrania i poszedłem na stołówkę. Byłem ciekaw, czy kucharka wyda jakieś oświadczenie, odnośnie wchodzenia do kuchni po zmroku, ale nawet jej nie było. Zamiast niej, obiad wydawał tylko Rawen. Wziąłem swoją porcję kaszy i usiadłem przy pustym stoliku. Ludzie dopiero zaczynali się zbierać, Elry nigdzie nie widziałem. Czyżby jeszcze spała? Miałem nadzieję. Wolałem, by spała dłużej, niż siedziała w bibliotece i męczyła niepotrzebnie oczy, albo już czekała przy stajni. W gorszym przypadku, zaczepiła by młodego, który nic by jej nie powiedział.
Wypiłem napar z owoców leśnych, wziąłem jeszcze jedną dokładkę kaszy, a wychodząc z kuchni, zabrałem dwa jabłka. Jedno dla mnie, jedno dla nowego konia. Dzisiaj miałem zamiar pokazać mu, jak wygląda pastwisko. Chociaż nie puszczę go jeszcze, by swobodnie hasał, mógł się przecież zapoznać z terenem. Może gdy zobaczy więcej takich jak on, stanie się żywszy? Chociaż w tej chwili czekamy, aż nabierze sił.
Wyszedłem z Gildii i ruszyłem żwawym krokiem do stajni. Na zewnątrz i w środku nie było nikogo, dlatego mogłem nakarmić konie. Po jakimś czasie przyszedł Theo, który poszedł na pastwisko. Ja w tym czasie podszedłem do nowego konia, sprawdzając, jak się miewał. Noc w innym miejscu musiała być dla niego okropna, ale wiedział, że dzieciak wytłumaczył mu, że to nie rzeźnia. Konie, która stały w bocznych boksach, smacznie sobie spały, gdy Galante powoli przeżuwał siano.
- Mam nadzieję, że smacznie ci się spało – powiedziałem dając mu wody. On wsadził łeb do koryta i się napił, a ja w tym czasie położył jabłko z jadalni obok koryta. Wiedziałem, że z mojej ręki nie zje. Potem poszedłem dać wody reszcie, kątem oka zerkałem, jak koń trąca owoc, wącha je, a po chwili zjada. - Smaczne, prawda?

<Elra? Wchodź c;>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz