czwartek, 3 stycznia 2019

Od Krabata cd. Desideriusa

Słuchając wyjaśnień mężczyzny powoli posuwał się w stronę zbawiennego chłodu, który miał ich owionąć zaraz po rozwarciu ciężkich rzeźbionych drzwi stanowiących prawdziwą ozdobę głównego gmachu jak i skuteczną zaporę dla upału, który zdawał się wręcz roztapiać otaczający krajobraz. Zarzucił ciężkie pakunki na ramię i z niejakim trudem wydobył białą chusteczkę, którą z właściwą sobie pedanterią przetarł mosiężną klamkę przypominającą jakiś wymyślnie stylizowany liść. Pchnął właśnie wrota budząc uśpiony zawsze, gdzieś w szczelinach strych zawiasów skrzypiący jęk, gdy jego uszu dobiegło pytanie rozmówcy:
— Jak będę mógł się odwdzięczyć za twoją przysługę?
Poczuł się niemile zaskoczony tym pytaniem. Kiedy miał akurat odpowiedni nastrój był naprawdę dobrym słuchaczem, wiele potrafił zmilczeć, jeśli tego wymagała sytuacja, innym razem mógł być irytującym maruderem, wylewać żale na jakieś urojone niedogodności, ale rzadko zdarzało mu się mówić o tym co naprawdę mu doskwierało, szczególnie jeśli mogło go to postawić w niezbyt korzystnym świetle, a niewątpliwie prośba, która cisnęła mu się na usta należała do tej kategorii. Wzruszył wiec tylko ramionami i bez słowa ruszył naprzód korytarzem, puszczając drzwi tak gwałtownie, że tylko odrobina szczęści, lub więcej niż odrobina zręczności uchroniły zielarza od przykrego w skutkach zawarcia bliższej znajomości z twardym i ciężkim przedmiotem. Przyspieszył kroku starając się jak najszybciej uciec od nieprzyjemnych wyrzutów sumienia - ostatecznie nie było nic niewłaściwego w tym co usłyszał i żadnej choćby najmniejszej przyczyny, by czynić próby uszkodzenia w jakikolwiek bądź sposób rozmówcy. Pogrążony w myślach nie zauważył drobnego ledwie widocznego zagięcia na ciągnącym się przez hol dywanie i niespodziewanie niczym drzewo rażone nagłą strzałą burzy runą jak długi na ziemię klnąc siarczyście. Zanim jednak towarzysz zdążył podbiec do niego, by troskliwie zapytać czy na pewno nie potrzebuje pomocy zdążył już jako tako zebrać się z podłogi, a przynajmniej dojść do może niezbyt chwalebnej, ale dość stabilnej pozycji na czworaka. Uniósł dłoń powstrzymując wszelkie objawy jakiejkolwiek troski o jego osobą i wyrecytował lekko zdyszanym głosem powoli wracając z pomocą laski, na której opierał ciężar swego zwalistego ciała, do pozycji pionowej: 
- Kochać i tracić, pragnąć i żałować,
Padać boleśnie i znów się podnosić,
Krzyczeć tęsknocie "precz!" i błagać "prowadź!"
Oto jest życie: nic, a jakże dosyć...
Lubił cytować ten tekst ilekroć przydarzało mu się coś niespodziewanego. Był to w zasadzie jedyny wiersz jaki znał na pamięć i to nauczył się go zupełnie przypadkiem w najmniej oczekiwanym miejscu, bo właśnie w więzieniu. Pamiętał doskonale strzępki słów, które dochodziły do niego mimo rozdzierającego mięśnie bólu, mimo zmęczenia. Wreszcie zapamiętał całość. Nauczył go tego jak i tych zawiłych znaków składających się na jego imię, towarzysz z celi, zubożały szlachcic pojmany w związku z jakaś sprawą której szczegółów nigdy nie zdradzał. zamiast tego wciąż powtarzał ten wiersz między współosadzonymi i na przesłuchaniach. Tylko z Krabatem rozmawiał normalnie, ale to stare dzieje.
- O proszę, a ten znak to znam - stwierdził by na chwilę zajęć czymś myśli zbyt wybiegające wstecz i wskazał na jedno z pudeł. Ledwie jednak zbliżył do niego rękę drewniana skrzynia odskoczyła parę metrów z dziwnym dźwiękiem przypominającym coś jakby pisk. Zerknął na swojego tymczasowego zleceniodawcę z niejakim zaskoczeniem i z jeszcze mniejszą pewnością siebie zapytał:
- Zamawiałeś coś żywego?

<Desiderius?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz