piątek, 4 stycznia 2019

Od Soreli

Blask księżyca rozpryśnięty się na niebie w tysiącem drobnych gwiezdnych iskierek prześlizgiwał się łagodnie po gładkich taflach okien. Tancerze płynęli jakby ponad parkietem lekkim posuwistym krokiem wirując łagodnie, aż zdawało się iż to gromada kolorowych motyli sfrunęła na moment pomiędzy stylizowane na antyk ozdobne kolumny. Przy stołach jak zawsze zajęła miejsca rada starszych. Gromadka posiwiałych już lecz wciąż eleganckich dam śledziła wirujące pary czujnym wzrokiem gotowe w razie jakiejkolwiek niestosowności jak starożytne parki przeciąć niczym nić życia karierę występnej istoty w kręgach wyższych sfer. Panowie przepijali do siebie gromko zaśmiewając się i biorąc po przyjacielsku w ramiona jak przystało na dobrze wychowaną szlachtę. Tylko jedna osoba zdawała się umykać czujnym spojrzeniom i badawczym pytaniom jakie zwykle zadaje się pannom na wydaniu. Stała samotnie w lawendowo-błękitnej sukni wyszywaną w srebrzyste listeczki, ozdobionej koronką, w której czuła się jak porcelanowa lalka. Bez większego zainteresowanie przyglądała się ciemnym wysmukłym konturom drzew odbijającym się na oknach gdzieś poza ciężkimi kurtynami purpurowych zasłon otulającymi wypełnioną jasnym i ciepłym światłem marmurową salę. Powinna coś robić dla gildii, działać, walczyć z przestępcami, brać udział w efektownych pościgach a nie siedzieć ściśnięta gorsetem i po raz setny zachwalać przekąski, kosztami przygotowania, których spokojnie mogłaby opłacić usługi swojej służby wywiadowczej przez miesiąc. Owszem zdarzało jej się na takich bankietach odgrywać rolę femme fatale z czym radziła sobie wyśmienicie, ale tym razem nawet nie było wokół kogo się zakręcić, żaby uzyskać informacje inne niż dotyczące jej pięknych oczu i wyśmienitej sukni. Z trudem powstrzymywała cisnący się na usta grymas i pewnie rozchorowałaby się od tej bezczynności, gdy nagle dostrzegła jakiś podejrzany ruch na tarasie w pałacowym ogrodzie. Dyskretnie przemknęła się przez pomieszczenie unikając podejrzliwych spojrzeń jakie mogłyby zostać skierowane pod jej adresem. Wreszcie dopadła drzwi. Pchnęła je ostrożnie starając się zachowywać jak najciszej. Ostrożnie wyjrzała na zewnątrz, ale nie dojrzała nikogo. Wciąż lustrując bacznie otoczenie zbliżyła się do zajmującej centralne miejsce na placu za dworem fontanny. Wreszcie oparła się o twardy i chłodny brzeg wodnego zbiornika. Wokoło nie było żywej duszy. Już myślała, że coś jej się przywidziało, gdy nagle usłyszała za sobą ciche pluśnięcie. Obróciła się przodem do falującej lekko pod wpływem wiatru tafli na której szerokimi kręgami kładły się ślady niedawnej obecności jakiegoś przedmiotu zanurzającego się w odmęty. Nagle jakaś dłoń chwyciła ją od tyłu za kark i wepchnęła jej głowę pod wodę. Szarpała się bezskutecznie starając wyrwać z żelaznego ucisku i kiedy już myślała, że zginie z rak nieznanego sprawcy z gorzkim przekonaniem, że powinna była jednak zafundować sobie lekcje pływania bo ją piaty już raz w miesiącu stara się ktoś utopić, gdy nagle ucisk zelżał równie gwałtownie jak się pojawił, a ona z trudem łapała powietrze starając się otworzyć oczy, na które lśniącą kaskadą spadały mokre włosy. Nie wiedziała też komu dziękować za ocalenie i czy istotnie powinno ją ono cieszyć. Ostatecznie znając jej szczęście równie dobrze mógł to być któryś z jej wrogów, a tych zdążyła już sobie stosunkowo wielu narobić.

<Ktoś?>   

1 komentarz: