wtorek, 1 stycznia 2019

Od Philomeli cd. Xaviera

Karczma "Pod Roztrzaskanym Stołem" nie przedstawiała sobą zbyt zachęcającego widoku. Pomiędzy dwoma odrapanymi starymi kamienicami w których progi tylko porywisty wiatr zawitał od czasu do czasu, by poruszyć zwisające bezwładnie jak zdechłe ryby i odznaczające się nie przyjemniejszą wonią firanki, tkwił jak na pokutę skarłowaciały budyneczek postawiony jakby od niechcenia, bez planu i fantazji. Philomela zatrzymała się na moment opierając ostrożnie ramieniem o węgieł pobliskiego domu  śledząc spod byka obskurnie wyglądające gmaszysko. Nie przepadała za tym miejscem, ale wolała nie podważać autorytetu kierownika wyprawy w osobie Xaviera. Uśmiechnęła się wspominając wspólny powrót do gildii, w czasie którego oczywiście nie wiadomo skąd w dłoni barda pojawiła się kolejna flaszeczka, a na ustach piosenki, których wykonania najpewniej nie byłby w stanie powtórzyć na trzeźwo. Do miasta dotarła tym razem jednak sama, a to z tego względu, by nie pokazywać się przed akcją zbyt ostentacyjnie w towarzystwie wspólników. Pod tym względem oberża spełniała wszelkie warunki komfortu. Zaglądała tu tak rzadko, że nie warto było spodziewać się oddawania honorów, przyjaznych gestów, czy jakiegokolwiek zainteresowania jej osobą. Spelunka była zresztą z gatunku tych, w których koń w stroju gwardzisty podrygujący wesoło na latającym dywanie uznany zostałby za objaw absolutnej normalności. W oddali trzasnęły drzwi i na bruk wytoczył się jakiś pijaczek bełkocący coś równie głośno co niezrozumiale. Nie wiedzieć czemu ta prozaiczna sytuacja uświadomiła jej wreszcie, że nie może dłużej czekać. Poprawiła zdecydowanie za duży płaszcz, unosząc kołnierz tak, by zakrywał znaczną część twarzy, wcisnęła ręce do kieszeni i pewnym krokiem ruszyła przed siebie. Zanim jednak dotarła do drzwi poczuła na ramieniu zdecydowany uścisk męskiej dłoni.
- Dokąd to kwiatuszku?
Prychnęła lekceważąco odwracając się w stronę rozmówcy.
- Wiesz co by się stało gdybym nie poznała cię po głosie, panie Wolter? I nie dotykaj mnie, bo mój kamuflaż weźmie w łeb, rozumiesz? A po za tym po czym mnie poznałeś?
- Powiedzmy, że tyle już razy widziałem ten płaszcz... ale oni nie będą mieli oczywiście pojęcia cóż za delikatną różę ten chochoł okrywa.
- Jak ja cie zaraz w te miodopłynne usta strzele, to będziesz liczył zęby.
Nacisnęła klamkę i zdecydowanym ruchem pchnęła drzwi. Uderzyły ją jasność, ciepło i hałas. Zakręciło jej się w głowie, ale dość szybko udało jej się wyciszyć obce głosy. Dotknęła dłonią ronda kapelusza zsuwając go mocniej na oczy.
- Gdzie jesteś - mruknęła do siebie.
- Tutaj kwiatuszku - ozwał się głos tuż za nią, na tyle blisko, że jego z łatwością przebijał się do niej mimo panującego gwaru.
Pokręciła głową z rezygnacją.
- Zamknij się i daj mi pomyśleć. Nie ciebie szukam.
- och, och - zagwizdał opierając się o barierkę schodków po których schodziło się od wejścia - szedłbym śladem pustych kieliszków
- Odezwał się niepijący.
W sumie pomysł nie był głupi, ale na szczęście nie musiała tego przyznawać bo wreszcie dostrzegła barda przy stoliku w kącie. Uśmiechnęła się do siebie po szelmowsku i ruszyła w stronę miejsca gdzie dojrzała znajomą sylwetkę odzianą w elegancki granatowy płaszcz, spod którego wystawał biały kołnierz koszuli związany ciemną aksamitną wstążką i kapelusz z równie niebieskim piórem. Nogi w ciemnych błyszczących butach wyciągnął swobodnie pod stołem, a na kolanach złożył instrument. Widać za mało jeszcze wypił by rozwinąć pełnię swego muzycznego talentu. Naprawdę cieszył ją jego widok. Stanęła przy stoliku opierając się oń jedną ręką drugą wskazała bar i przemówiła do Woltera na tyle głośno, by i drugi mężczyzn ją usłyszał.
- Przynieś kolejkę dla tego pana
Oczy przyjaciela zwróciły się w jej stronę, więc uśmiechnęła się i zajmując miejsce naprzeciwko wyjaśniła:
- Ktoś mi kiedyś powiedział, że pewnych spraw nie omawia się na sucho.
- To musiał być jakiś bardzo mądry człeczyna - odparł wychylając kolejny kieliszek.
- Zresztą - dodała po chwili szeptem, kiedy książę zaułków zniknął już w gwarnej ciżbie przy barze - sądząc po wyglądzie kelnerki da nam to dobrą chwilę na przedyskutowanie pewnych spraw.
Przysunęła się bliżej i poszperawszy chwilę w kieszeni wydobyła z niej niewielki zwitek papieru. Rozejrzała się jeszcze raz czujnie i rozwinęła go tłumacząc resztę ledwie słyszalnym szeptem.
- Dostałam to od byłego ochroniarza naszego miłośnika dzieł sztuki, to plan posesji od wnętrza, jak pewnie się domyślasz nie mało to kosztowało... wiesz coś może o wynagrodzeniu od mistrza za tą misję. Wolałabym nie tyrać pro publico bono - machnęła ręką domyślając się rozkosznej niewiedzy przyczajonej za niewyraźną miną barda - bylebyście tylko nie umówili się na wypłatę wynagrodzenia we flaszkach trunków odpowiedniej kategorii, a jak was znam to i do tego dojść mogło...
- To by była całkiem zacna zapłata
Westchnęła i wskazała palcem na jakiś punkt na mapie.
- Wolter, ty i ja wchodzimy jako goście, Dux, Lex i Szary zaczają się tutaj. Wolter odwróci uwagę, co wychodzi mu niewiele gorzej niż tobie. My w tym czasie znajdziemy sejf, który prawdopodobnie znajduje się tutaj i zamontujemy to urządzenie od Woltera, następnie Dux i Lex wciągną Szarego na górę, on otworzy sejf zabierzemy cacuszko i fajrant. Tylko nie mów nic Szaremu bo chyba ostatni nabawił się lęku wysokości.
Zerknęła na rozmówcę, który wydawał się nieco skonsternowany jej przydługą przemową.
- Chyba jeszcze dziś za mało wypiłem, żeby to ogarnąć.
- A wiesz ile ja musiałam wypić żeby to wymyślić - odparła mrużąc porozumiewawczo oko.
- Trzeba było mnie zaprosić
- Zdaje mi się, że jakbyśmy razem pili dla mnie by już za wiele nie zostało
- O takie rzeczy mnie posądzasz?
- Nie po prostu dość sprawnie analizuję fakty. O przyszła nasza reszta.
Wstała i machnęła kilkakrotnie ręką.
- Tylko ani słowa Szaremu o wciąganiu na linie do góry.
- Ciekawe jak mam to zrobić - odmruknął.
Uśmiechnęła się rozbrajająco:
- Wierzę w twoje zdolności perswazji.

<Xavier?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz