Powoli zaczynało się ściemniać. Zapowiadało się, że będzie to kolejna deszczowa noc. Jednak nie ma się czym przejmować... To szczęśliwy czas... Benjamin właśnie skończył
sprzątać w pokoju. To naprawdę zaskakujące… Dawno tak wcześnie nie był wolny od
pracy. I co by tu teraz zrobić? Jest tyle nowych możliwości! Może czytać książki, może zająć się roślinkami…
Które stały obok szafki z materiałami… Pięknymi... Wielobarwne tkaniny ciągle kusiły go do
tworzenia następnych szalonego projektów.
- Nie dzisiaj. – Od razu odrzucił wszystkie chęci do
szycia… Przecież dopiero skończył pracę. Przez nią jego pokój
zamienił się w pobojowisko i wystawę jednocześnie... Więcej sprzątania nie byłoby koszmarem. Stanowczo wolał podziwiać swoje dzieła oraz
odrestaurowane starocie. Chociaż ta czynność również nie była dobra. Pewnie zaraz uznałby, że musi cos poprawić.
Dlatego wziął głęboki wdech i uspokoił myśli.
- Postarałem się dzisiaj. Jestem taki wspaniały, prawda?
– Jako odpowiedź dostał jedynie ciszę… W końcu… Był sam i nawet jeszcze nie miał kogo zaprosić i spytać o zdanie. Wciąż nie nawiązał z nikim bliższej relacji. – Oczywiście…
- Zwrócił się w stronę lustra i od razu skrzywił z niezadowolenia. Nie wyglądał wyjściowo. Miał zmięte ubrania, a kosmyki włosów, zamiast być na swoim miejscu, sterczały niesfornie. –
Ben, musisz sobie znaleźć bardziej żywych przyjaciół… I zadbać o siebie… Jesteś
naprawdę niemądry.
Jego ochota na ogarnięcie się była równa z zerem, a może nawet gorsza, ale… Co jak ktoś
go tak zobaczy? W końcu noc jeszcze młoda. Nie daj boże, ktoś tu przyjdzie lub
spotka go podczas jednego z nocnych spacerów… Na tę myśl, od razu podbiegł do szafy.
Przebrał się w czarny sweter i pasujące spodnie, a włosy, jak zawsze, spiął w
kucyka. Od razu czuł się lepiej. Teraz do szczęścia brakowało jednego…
Oczywiście, była to herbata. Nie mógł sobie jej odpuścić. Sięgnął po kubek z
już zimnym napojem… Miało być pięknie, a wyszło jak zawsze. Nawet się nie
obejrzał, a garnuszek wylądował na podłodze i rozbił się. Desperacka próba uratowania
go lub zebrania, chociaż paru większych kawałków skończyła się kilkoma zacięciami
na dłoniach.
- O nie, znowu… - Westchnął boleśnie, nie uczy się na
błędach ani trochę… To już nie pierwszy raz, jak tak zrobił… Nawet nie drugi...
Przynajmniej tym razem ubrania nie ucierpiały, a jego największym zmartwieniem stał się
brak szmatki w pokoju.
*
Podłoga była już sucha. Starł ją jednym ze ścinków
materiału, który zapodział się w kącie pokoju. Odłamki szkła
zgarnął na rękę… I tak już była trochę pocięta. Musiał jakość to przeboleć.
- Stwarzasz sobie strasznie głupie problemy. –
Skomentował się dość pogardliwie i zaczął grzebać w szafkach. W końcu musi
znaleźć opatrunek, zanim coś zakrwawi. To by była prawdziwa tragedia…
Na jego nieszczęście, niczego nie znalazł, a ostatni
fragment materiału, który nadałby się na opatrunek, posłużył do wycierania
podłogi. Jak nic, musiał iść do lecznicy. Tylko… Kto tam teraz będzie? Warto
sprawdzić.
Nie czekając ani chwili dłużej, pobiegł do tego
zbawiennego miejsca. Przynajmniej w tym wypadku miał szczęście i się nie zgubił... Starczy
już pecha na jeden dzień. Gdy już stanął przed drzwiami, wszystko stało się piękniejsze. Nie chciał po prostu
wchodzić do środka, jeszcze mógłby komuś przeszkodzić. Zamiast tego grzecznie poczekał, zapukał i z uśmiechem na twarzy oczekiwał odzewu.
- Przyszedłem zabrać parę opatrunków i już
mnie nie ma. Mógłbym wejść?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz