poniedziałek, 26 listopada 2018

Od Benjamina do Annabelle

Powoli zaczynało się ściemniać. Zapowiadało się, że będzie to kolejna deszczowa noc. Jednak nie ma się czym przejmować... To szczęśliwy czas... Benjamin właśnie skończył sprzątać w pokoju. To naprawdę zaskakujące… Dawno tak wcześnie nie był wolny od pracy. I co by tu teraz zrobić? Jest tyle nowych możliwości! Może czytać książki, może zająć się roślinkami… Które stały obok szafki z materiałami… Pięknymi... Wielobarwne tkaniny ciągle kusiły go do tworzenia następnych szalonego projektów.
- Nie dzisiaj. – Od razu odrzucił wszystkie chęci do szycia… Przecież dopiero skończył pracę. Przez nią jego pokój zamienił się w pobojowisko i wystawę jednocześnie... Więcej sprzątania nie byłoby koszmarem. Stanowczo wolał podziwiać swoje dzieła oraz odrestaurowane starocie. Chociaż ta czynność również nie była dobra. Pewnie zaraz uznałby, że musi cos poprawić. Dlatego wziął głęboki wdech i uspokoił myśli.
- Postarałem się dzisiaj. Jestem taki wspaniały, prawda? – Jako odpowiedź dostał jedynie ciszę… W końcu… Był sam i nawet jeszcze nie miał kogo zaprosić i spytać o zdanie. Wciąż nie nawiązał z nikim bliższej relacji. – Oczywiście… - Zwrócił się w stronę lustra i od razu skrzywił z niezadowolenia. Nie wyglądał wyjściowo. Miał zmięte ubrania, a kosmyki włosów, zamiast być na swoim miejscu, sterczały niesfornie. – Ben, musisz sobie znaleźć bardziej żywych przyjaciół… I zadbać o siebie… Jesteś naprawdę niemądry.
Jego ochota na ogarnięcie się była równa z zerem, a może nawet gorsza, ale… Co jak ktoś go tak zobaczy? W końcu noc jeszcze młoda. Nie daj boże, ktoś tu przyjdzie lub spotka go podczas jednego z nocnych spacerów… Na tę myśl, od razu podbiegł do szafy. Przebrał się w czarny sweter i pasujące spodnie, a włosy, jak zawsze, spiął w kucyka. Od razu czuł się lepiej. Teraz do szczęścia brakowało jednego… Oczywiście, była to herbata. Nie mógł sobie jej odpuścić. Sięgnął po kubek z już zimnym napojem… Miało być pięknie, a wyszło jak zawsze. Nawet się nie obejrzał, a garnuszek wylądował na podłodze i rozbił się. Desperacka próba uratowania go lub zebrania, chociaż paru większych kawałków skończyła się kilkoma zacięciami na dłoniach.
- O nie, znowu… - Westchnął boleśnie, nie uczy się na błędach ani trochę… To już nie pierwszy raz, jak tak zrobił… Nawet nie drugi... Przynajmniej tym razem ubrania nie ucierpiały, a jego największym zmartwieniem stał się brak szmatki w pokoju.

*

Podłoga była już sucha. Starł ją jednym ze ścinków materiału, który zapodział się w kącie pokoju. Odłamki szkła zgarnął na rękę… I tak już była trochę pocięta. Musiał jakość to przeboleć.
- Stwarzasz sobie strasznie głupie problemy. – Skomentował się dość pogardliwie i zaczął grzebać w szafkach. W końcu musi znaleźć opatrunek, zanim coś zakrwawi. To by była prawdziwa tragedia…
Na jego nieszczęście, niczego nie znalazł, a ostatni fragment materiału, który nadałby się na opatrunek, posłużył do wycierania podłogi. Jak nic, musiał iść do lecznicy. Tylko… Kto tam teraz będzie? Warto sprawdzić.
Nie czekając ani chwili dłużej, pobiegł do tego zbawiennego miejsca. Przynajmniej w tym wypadku miał szczęście i się nie zgubił... Starczy już pecha na jeden dzień. Gdy już stanął przed drzwiami, wszystko stało się piękniejsze. Nie chciał po prostu wchodzić do środka, jeszcze mógłby komuś przeszkodzić. Zamiast tego grzecznie poczekał, zapukał i z uśmiechem na twarzy oczekiwał odzewu.
- Przyszedłem zabrać parę opatrunków i już mnie nie ma. Mógłbym wejść?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz