poniedziałek, 12 listopada 2018

Od Xaviera cd. Ignatiusa

Przystanąwszy na środku pokoju, gdzieś w połowie drogi do miękkiego łoża i z myślami zasiadającymi do karczemnego kontuaru, obrzucił czarnowłosego spojrzeniem, który obnażał wszystkie złe myśli, jakie kłębiły się wówczas w jego głowie. Wyobraźnia w przeciągu chwili podsuwała mu szereg pomysłów, gdzie zdecydowana większość przybrała formy dość parszywych idei. Tak wstrętnych, a jednocześnie na swój sposób satysfakcjonujących, że chłopak musiał walczyć ze sobą, aby nagle nie parsknąć swojemu młodszemu towarzyszowi w twarz. Zwłaszcza że wszystkie dotyczyły właśnie Ignatiusa, którego upór z każdą chwilą coraz bardziej rozrywał sploty cierpliwości i opanowania barda. W pewnym sensie było to imponujące, że ten pomimo przejść nadal miał siłę, aby zawzięcie deklarować swoją gotowość do działania, to jednak Xavier naprawdę wolałby, żeby było inaczej. Białowłosy uważał, że obecnie najważniejszą sprawą nie był wcale pościg za widmowymi sprawcami, ale odpoczynek, którego oboje niewątpliwie potrzebowali. Nie tylko sekretarz miał dzień pełen wrażeń, ale i także Delaney miał okazję w międzyczasie wpakować się w kilka incydentów, które pod wieloma względami dały mu w kość. Także, na domiar złego, mało rozsądnie postanowił poułatwiać sobie wiele spraw przy pomocy magii, a to miało wpływ na jego ciało bardziej, niż jakikolwiek wysiłek. Nie mówiąc już o tym, że przecież dopiero co przybyli do miasta po kilkudniowej podróży, co już w samo w sobie było cholernie wyczerpujące. I chyba właśnie dlatego nie potrafił do końca zrozumieć zachowań czarnowłosego, lecz nie oznaczało to, że wszystkie uważał za nieuzasadnione. Rozumiał, jakie rozżalenie odczuwał z tytułu bycia ofiarą i zdawał sobie sprawę, że w tej sytuacji nie była to tylko szrama szpecąca jego dumę, ale także sytuacja godząca prosto w dobro Gildii. Nie został okradziony tylko ze swoich personali, lecz przede wszystkim z kluczowych przedmiotów potrzebnych do ukończenia zadania. Sam Xavier odczuwał ogromną złość z powodu zaistniałych okoliczności i oprócz studzenia zapału czarnowłosego, sam próbował obmyślić plan działania. Jednakże nieświadomie wszystkie jego pomysły układał w taki sposób, żeby zaspokoiły jego własne potrzeby i pozwalały mu przespać noc. Dopiero wtedy, gdy przyglądał się Ignatiusowi przepełnionego determinacją, coś w jego głowie postanowiło zmienić swój bieg.
— Dobrze — uleciało to z jego gardła, nim nawet zdążył się ugryź w język. Chłopak popatrzył na niego dziwnie, a jakaś iskra mignęła w jego oczach, sprawiając, że białowłosy mimowolnie przeklną pod nosem.
— Powiedzmy — kontynuował, lecz z jakiegoś powodu przychodziło mu to z trudem. Wiedział, jednak że jest już za późno, aby się wycofać. Odwrócił wzrok i przeszedł kilka kroków w stronę okna. — Powiedzmy, że jest możliwość, że na to przystanę. Masz jakiś plan?
— Moglibyśmy popytać świadków, porozmawiać ze strażnikami. Teraz z pewnością będą więcej pamiętać, niż gdybyśmy mielibyśmy ich przepytywać jutro. A jeśli nie, to możemy udać się na miejsce zdarzenia, zbadać okolicę, wspiąć się na dach, poszukać jakichś śladów.
Białowłosy zmarszczył brwi, spoglądając na fragment ulicy widoczny z ich pokoju. Cień zachodzącego słońca pochłaniał miasto, zwiastując nadchodzącą noc. Jeszcze parę minut i pierwsze latarnie rozbłysną, a okolica pogrąży się w specyficznej ciszy. Już teraz ostatni przechodnie przyśpieszają kroku, aby wrócić do domu przed godziną, w której stolica odkryje swoje drugie oblicze, rządzące się własnymi prawami.
— Jest już za późno, aby próbować przepytywać świadków. Wszyscy rozeszli się do domów, a handlarze sprzątnęli swoje kramy. Poza tym nie sądzę, żeby którykolwiek tam obecnych mógłby powiedzieć więcej niż ty, no, chyba że chcemy wysłuchiwać jakiś mało wiarygodnych plotek.
Odwrócił się od okna i postąpił kilka kroków w stronę swojego łóżka, aby wysunął spod niego torbę. Odtworzył ją, a następnie zaczął odwiązywać dolne partie płaszcza, chcąc dostać się do ukrytego pod spodem pakunku. Lutnia zabrzęczała cicho, gdy poluzował kilka z wiązań i wydobył ze środka parę woreczków ze ziołami, które następnie rzucił na posłanie. Przez chwilę wahał się, czy nie zostawić także instrumentu, ale w ostateczności zacisnął mocniej paski, unieruchamiając tobołek na plecach. Nachylił się do torby i wyciągnął z niej linę, aby sprawdzić wytrzymałość splotu. Po czym w końcu spojrzał na młodego.
— Możemy pójść i sprawdzić tamto miejsce, a nuż rzeczywiście zostawili coś, co nam jakikolwiek pomoże. Zalecałbym jednak zwiększoną ostrożność i unikanie wszelkich przedstawicieli władcy. Za niedługo zacznie się godzina policyjna, a my nie posiadamy odpowiednich papierów, aby móc swobodnie paradować przez miasto. Na ładną buźkę ich też nie weźmiemy, nie oszukujmy się. Może za dnia mogliby mnie wziąć za artystę z dobrego domu, tak po zmroku najszybciej skojarzą mnie z jakąś latarnią. A ciebie? Ciebie to od razu zaprowadzą do jakiegoś sierocińca.
Posłał chłopakowi szeroki uśmiech, widząc jak ściąga brwi w mało miłym grymasie, po czym od razu kontynuował.
— Jeśli mam być szczery nie uważam, że znajdziemy tam cokolwiek interesującego, ale warto przynajmniej sprawdzić. Później możemy się przejść do dzielnicy przemysłowej. No co? Nie myślałeś, chyba że będziemy latać od jednego ciemnego zaułka do drugiego, mając nadzieje, że w którymś w końcu zrzucą nam na łeb ten ich otumaniający specyfik. Okolica może nie pachnie najlepiej, ale jeśli chcemy szukać jakichś informacji, to tylko tam.


 Iggy?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz