Przez moment, tę krótką chwilę tuż po tym, jak przypadek niespodziewanie odebrał im ostatnią namiastkę światła,
Xavier zaczął poważnie zastanawiać się nad sensem, ale przede wszystkim
bezpieczeństwem tego przedsięwzięcia. Nagła ślepota sprawiła, że cała
jego werwa magicznie zniknęła, a na jej miejsce wepchały się inne,
niewątpliwie bardziej negatywne emocje. Złe przeczucie owinęło się wokół
jego szyi, szepcząc na ucho nieprzyjemne wizje, które rozlały się
chłodem po jego ciele. Nawet alkohol, którego wówczas w swoim organizmie
posiadał w nadmiarze, nie zdołał go w pełni zobojętnić na mroki i
ustrzec przed marami wyobraźni. Co gorsza, wszechobecna ciemność
przydusiła go na tyle, że prawie całkowicie zatracił pomyślunek. Co
mądrzejszy w takiej sytuacji zaczął szukać zastępczego źródła światła
lub mając taką możliwość, sam by go wytworzył, ale nie Xavier. On
postanowił zesztywnieć i zapomnieć, jak wykonuje się większość
podstawowych czynności, choćby takich, jak myślenie. Mamrotał tylko coś
pod nosem, niezdolny uformować nawet kształtnej głoski, aż do chwili,
gdy Yuuki postanowiła wyrwać ich z tego mroku. Klasnęła dwa razy w
dłonie, budząc magię, która momentalnie dopadła osadzonych po bokach
łuczyw, rozpalając je jasnym ogniem. Chłopak po tym, odruchowo zmrużył
oczy, potrzebując chwilę dla siebie, aby przyzwyczaić się mentalnie i
fizycznie do jaskrawszej rzeczywistości. Skierował swój wzrok w głąb
przejścia, lecz nim zdążył zebrać jakąkolwiek myśl, tuż nad jego uchem
huknął grom w postaci anielicy.
— Idziemy!
Echo jej głosu spustoszyło łeb chłopaka, odbiło się od ścian i potoczyło się w dół. To chyba coś odblokowało w umyśle chłopaka, bo ten zdołał w końcu wykrztusić z siebie przekleństwo, ale na Yuuki nie zrobiło to większego wrażenia. Nie zważając na jego wewnętrzne rozterki, wyminęła go i ruszyła szlakiem, który wyznaczały pochodnie. Postawiła stopę na pierwszym stopniu, a potem na kolejnym i następnym, aż korytarz rozbrzmiał od rytmicznych uderzeń obcasów o kamienne podłoże.
Bard, odzyskując rozsądek, czy coś do tego zbliżonego, pobuczał chwilę pod nosem, śledząc wzrokiem dziewczynę, aż do momentu, gdy nie zniknęła mu z pola widzenia. Wówczas zerknął jeszcze raz na zamkniętą klapę, wziął głęboki oddech i ruszy w dół. Początkowo chciał ją po prostu dogonić, ale szybko zrozumiał, że w jego obecnym stanie nie będzie rozsądnym zbieganie ze schodów. Przylgnął więc do śliskiej ściany i stawiał kroki ostrożnie, próbując wyczuć każdy stopień i przypadkiem nie pomylić pustki z pijackim mirażem.
— Idziemy!
Echo jej głosu spustoszyło łeb chłopaka, odbiło się od ścian i potoczyło się w dół. To chyba coś odblokowało w umyśle chłopaka, bo ten zdołał w końcu wykrztusić z siebie przekleństwo, ale na Yuuki nie zrobiło to większego wrażenia. Nie zważając na jego wewnętrzne rozterki, wyminęła go i ruszyła szlakiem, który wyznaczały pochodnie. Postawiła stopę na pierwszym stopniu, a potem na kolejnym i następnym, aż korytarz rozbrzmiał od rytmicznych uderzeń obcasów o kamienne podłoże.
Bard, odzyskując rozsądek, czy coś do tego zbliżonego, pobuczał chwilę pod nosem, śledząc wzrokiem dziewczynę, aż do momentu, gdy nie zniknęła mu z pola widzenia. Wówczas zerknął jeszcze raz na zamkniętą klapę, wziął głęboki oddech i ruszy w dół. Początkowo chciał ją po prostu dogonić, ale szybko zrozumiał, że w jego obecnym stanie nie będzie rozsądnym zbieganie ze schodów. Przylgnął więc do śliskiej ściany i stawiał kroki ostrożnie, próbując wyczuć każdy stopień i przypadkiem nie pomylić pustki z pijackim mirażem.
— W ogóle — sapnął, w końcu docierając do czekającej na dole Yuuki. — Wiesz kto tu przedtem, no powiedzmy, że żył?
Zmachał
się strasznie, ku jego ogromnemu zdziwieniu, jakoś nie pamiętając, żeby
schodzenie po zwykłych schodach kiedykolwiek kosztowało go tyle
energii. Chociaż nie kojarzył też, żeby kiedyś musiał tak nadwyrężać
swoje wszystkie zmysły przy tak prozaicznej czynności. Dziewczyna zaś zmierzyła go wzrokiem, ale zamiast na drwinach bardziej skupiła się na zadanym pytaniu. Ściągnęła brwi,
przygryzła wargę i nawet przyłożyła dłoń do podbródka, aby przez chwilę
stworzyć pozory, które obaliła w momencie, gdy tylko otworzyła usta.
—
Cholera wie — parsknęła — Gdy tu po raz pierwszy zawędrowałam, nie
znalazłam nic nadzwyczaj ciekawego. Kurz, brud, trochę pomieszczeń, parę
pułapek, głównie rozbrojonych i trochę szkieletów.
— Szkieletów?
— Ludzkich głównie — odparła. Z jakiegoś powodu, to wspomnienie wywołało u niej dziwnie dobry humor, który
objawił się w postaci szerokiego uśmiechu. Chłopak poczuł się dziwnie,
widząc jej reakcje, ale bez słowa komentarza pozwolił jej rozwinąć myśl.
— Chyba już o tym wspominałam, jest ich tu kilka...naście.
— Więc może to miejsce robiło kiedyś za czyjąś norę?
— Wątpię. Kto by wpadał na pułapki we własnej kryjówce?
Na
to pytanie chłopak odpowiedział niewyraźnym mruknięciem. Odwrócił wzrok
od dziewczyny i spojrzał w mrok, zagłębiając się we własnych myślach.
Przez chwilę miało się wrażenie, że ten może rzeczywiście coś tam chciał
znaleźć, ale w ostateczności po drodze zabłądził, ale po chwili na jego
twarzy wykwit jakiś szemramy uśmieszek. Spojrzał na Yuuki, której brew
zdążyła już podjechać pod grzywkę.
— A jakby tak tu czegoś
szukali? Nie zostawia się pułapek bez przyczyny. Ba, nie buduje się
korytarzy pod lasem, gdy nie ma takiej potrzeby.
Dziewczyna w odpowiedzi parsknęła, a widząc ogniki błyszczące w jaskrawych oczach barda, omal nie wybuchnęła śmiechem.
— Mówiłam, nic tu nie ma. Przeszłam to wzdłuż i wszerz.
— Może jest tu coś ukryte, bardzo dobrze ukryte.
— Tak, mój rum. Jednak do niego mogę ci po prostu wskazać drogę.
Chłopak
w ogóle zdawał się nie dostrzegać nędznego optymizmu swojej
towarzyszki, będąc całkiem zaślepiony przez wymyślone skarby, które
mogły tu na niego czekać. Nie zważając na Tenebris, podbiegł te trzy
schodki wyżej do przymocowanej do ściany pochodni. Nie chwycił jej
jednak, aby ją ze sobą zabrać, tylko wsadził w ogień palce, uprzednio
rozkazując czemuś lub komuś, żeby "z nim poszedł." Pomarańczowy
płomień po zetknięciu ze skórą maga zafalował, przybrał niebieski kolor i
skurczył się w sobie, stając się bardziej owalną formą, po czym się po
prostu stoczył z pochodni. Spadł z kilkanaście centymetrów, aż
niespodziewanie rozbłysł jaśniejszym światłem tuż przy posadzce i wzbił
się do góry, niczym żywiołowy, mały ptaszek. Przemknął nad ich głowami i
pofrunął w głąb korytarza, aż do jego zakrzywienia. Tam zatoczył z dwa
kółka, po czym wrócił do nich, zatrzymując się w miejscu, gdzie światło
łuczyw zaczynało się mieszać z ciemnością.
— Na rum też liczę. Nie myśl, że będę tyle łaził o suchym pysku.
Błysnął
zębami i poprawiając koszule na karku, ruszył żwawym krokiem przed
siebie. Myśl tą najwidoczniej zaaprobował też płomyk, który nakreślił
kółko nad głową chłopaka i rzucił się w mrok, aby przepędzić go przed
głodnym nowych wrażeń Xavierem.
Yuuki?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz