niedziela, 25 listopada 2018

Od Xaviera cd. Yuuki

Przez moment, tę krótką chwilę tuż po tym, jak przypadek niespodziewanie odebrał im ostatnią namiastkę światła, Xavier zaczął poważnie zastanawiać się nad sensem, ale przede wszystkim bezpieczeństwem tego przedsięwzięcia. Nagła ślepota sprawiła, że cała jego werwa magicznie zniknęła, a na jej miejsce wepchały się inne, niewątpliwie bardziej negatywne emocje. Złe przeczucie owinęło się wokół jego szyi, szepcząc na ucho nieprzyjemne wizje, które rozlały się chłodem po jego ciele. Nawet alkohol, którego wówczas w swoim organizmie posiadał w nadmiarze, nie zdołał go w pełni zobojętnić na mroki i ustrzec przed marami wyobraźni. Co gorsza, wszechobecna ciemność przydusiła go na tyle, że prawie całkowicie zatracił pomyślunek. Co mądrzejszy w takiej sytuacji zaczął szukać zastępczego źródła światła lub mając taką możliwość, sam by go wytworzył, ale nie Xavier. On postanowił zesztywnieć i zapomnieć, jak wykonuje się większość podstawowych czynności, choćby takich, jak myślenie. Mamrotał tylko coś pod nosem, niezdolny uformować nawet kształtnej głoski, aż do chwili, gdy Yuuki postanowiła wyrwać ich z tego mroku. Klasnęła dwa razy w dłonie, budząc magię, która momentalnie dopadła osadzonych po bokach łuczyw, rozpalając je jasnym ogniem. Chłopak po tym, odruchowo zmrużył oczy, potrzebując chwilę dla siebie, aby przyzwyczaić się mentalnie i fizycznie do jaskrawszej rzeczywistości. Skierował swój wzrok w głąb przejścia, lecz nim zdążył zebrać jakąkolwiek myśl, tuż nad jego uchem huknął grom w postaci anielicy.
— Idziemy!
Echo jej głosu spustoszyło łeb chłopaka, odbiło się od ścian i potoczyło się w dół. To chyba coś odblokowało w umyśle chłopaka, bo ten zdołał w końcu wykrztusić z siebie przekleństwo, ale na Yuuki nie zrobiło to większego wrażenia. Nie zważając na jego wewnętrzne rozterki, wyminęła go i ruszyła szlakiem, który wyznaczały pochodnie. Postawiła stopę na pierwszym stopniu, a potem na kolejnym i następnym, aż korytarz rozbrzmiał od rytmicznych uderzeń obcasów o kamienne podłoże.
Bard, odzyskując rozsądek, czy coś do tego zbliżonego, pobuczał chwilę pod nosem, śledząc wzrokiem dziewczynę, aż do momentu, gdy nie zniknęła mu z pola widzenia. Wówczas zerknął jeszcze raz na zamkniętą klapę, wziął głęboki oddech i ruszy w dół. Początkowo chciał ją po prostu dogonić, ale szybko zrozumiał, że w jego obecnym stanie nie będzie rozsądnym zbieganie ze schodów. Przylgnął więc do śliskiej ściany i stawiał kroki ostrożnie, próbując wyczuć każdy stopień i przypadkiem nie pomylić pustki z pijackim mirażem.
— W ogóle — sapnął, w końcu docierając do czekającej na dole Yuuki. — Wiesz kto tu przedtem, no powiedzmy, że żył?
Zmachał się strasznie, ku jego ogromnemu zdziwieniu, jakoś nie pamiętając, żeby schodzenie po zwykłych schodach kiedykolwiek kosztowało go tyle energii. Chociaż nie kojarzył też, żeby kiedyś musiał tak nadwyrężać swoje wszystkie zmysły przy tak prozaicznej czynności. Dziewczyna zaś zmierzyła go wzrokiem, ale zamiast na drwinach bardziej skupiła się na zadanym pytaniu. Ściągnęła brwi, przygryzła wargę i nawet przyłożyła dłoń do podbródka, aby przez chwilę stworzyć pozory, które obaliła w momencie, gdy tylko otworzyła usta.
— Cholera wie — parsknęła — Gdy tu po raz pierwszy zawędrowałam, nie znalazłam nic nadzwyczaj ciekawego. Kurz, brud, trochę pomieszczeń, parę pułapek, głównie rozbrojonych i trochę szkieletów.
— Szkieletów?
— Ludzkich głównie — odparła. Z jakiegoś powodu, to wspomnienie wywołało u niej dziwnie dobry humor, który objawił się w postaci szerokiego uśmiechu. Chłopak poczuł się dziwnie, widząc jej reakcje, ale bez słowa komentarza pozwolił jej rozwinąć myśl. 
— Chyba już o tym wspominałam, jest ich tu kilka...naście.
— Więc może to miejsce robiło kiedyś za czyjąś norę?
— Wątpię. Kto by wpadał na pułapki we własnej kryjówce?
Na to pytanie chłopak odpowiedział niewyraźnym mruknięciem. Odwrócił wzrok od dziewczyny i spojrzał w mrok, zagłębiając się we własnych myślach. Przez chwilę miało się wrażenie, że ten może rzeczywiście coś tam chciał znaleźć, ale w ostateczności po drodze zabłądził, ale po chwili na jego twarzy wykwit jakiś szemramy uśmieszek. Spojrzał na Yuuki, której brew zdążyła już podjechać pod grzywkę.
— A jakby tak tu czegoś szukali? Nie zostawia się pułapek bez przyczyny. Ba, nie buduje się korytarzy pod lasem, gdy nie ma takiej potrzeby.   
Dziewczyna w odpowiedzi parsknęła, a widząc ogniki błyszczące w jaskrawych oczach barda, omal nie wybuchnęła śmiechem.
— Mówiłam, nic tu nie ma. Przeszłam to wzdłuż i wszerz. 
— Może jest tu coś ukryte, bardzo dobrze ukryte.
— Tak, mój rum. Jednak do niego mogę ci po prostu wskazać drogę.
Chłopak w ogóle zdawał się nie dostrzegać nędznego optymizmu swojej towarzyszki, będąc całkiem zaślepiony przez wymyślone skarby, które mogły tu na niego czekać. Nie zważając na Tenebris, podbiegł te trzy schodki wyżej do przymocowanej do ściany pochodni. Nie chwycił jej jednak, aby ją ze sobą zabrać, tylko wsadził w ogień palce, uprzednio rozkazując czemuś lub komuś, żeby "z nim poszedł." Pomarańczowy płomień po zetknięciu ze skórą maga zafalował, przybrał niebieski kolor i skurczył się w sobie, stając się bardziej owalną formą, po czym się po prostu stoczył z pochodni. Spadł z kilkanaście centymetrów, aż niespodziewanie rozbłysł jaśniejszym światłem tuż przy posadzce i wzbił się do góry, niczym żywiołowy, mały ptaszek. Przemknął nad ich głowami i pofrunął w głąb korytarza, aż do jego zakrzywienia. Tam zatoczył z dwa kółka, po czym wrócił do nich, zatrzymując się w miejscu, gdzie światło łuczyw zaczynało się mieszać z ciemnością.
— Na rum też liczę. Nie myśl, że będę tyle łaził o suchym pysku. 
Błysnął zębami i poprawiając koszule na karku, ruszył żwawym krokiem przed siebie. Myśl tą najwidoczniej zaaprobował też płomyk, który nakreślił kółko nad głową chłopaka i rzucił się w mrok, aby przepędzić go przed głodnym nowych wrażeń Xavierem.

Yuuki?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz