poniedziałek, 2 kwietnia 2018

Od Philomeli cd. Xaviera

Oparła dłoń na lekko wyszczerbionej powierzchni stołu i uderzyła kilka razy zadbanymi paluszkami w drewniany blat wpijając w rozmówcę badawcze spojrzenie okraszone kpiarskim uśmieszkiem.
- Od mistrza... co się zatem stało temu zleceniu? Zawarło bliższą znajomość z psią paszczeńką? Chyba nie trzymamy na terenie Gildii takich papierożernych potworów?
Z lekkim skrępowaniem odsunął dłoń, by Filis nie wpadła na pomysł sprawdzenia jego wersji wydarzeń swoją magiczną mocą.
- Czy to ważne, że przydarzyło mu się - odchrząkną wymownie - to i owo?
- Zastanawia mnie tylko co przydarzyło się jego właścicielowi, żeby w taki ziąb przyjmować zlecenie na pracę w terenie... Jeśli to chwilowe pomieszanie zmysłów, to czemuż nie odpuści, a jeśli trwałe zastanawia mnie bezpieczeństwo naszej znajomości, obcując z wariatami przejmuje się trzy procent ich wariactwa rocznie...
- Jeśli mogę się wtrącić do tego monologu, pragnę przypomnieć, że wciąż tutaj jestem
- Ależ wcale mi to nie przeszkadza
Westchnął i przewrócił oczami. W końcu wszyscy wiedzieli, że wyrwanie Philomeli z jej fazy monotonii wiąże się zwykle z koniecznością wysłuchania całej litanii skarg i przytyków, jakby naprawdę wyrządzało się jej nie wiadomo jaką krzywdę. Sama tłumaczyła owy fenomen zdecydowanie szybszym powrotem do życia organu mowy, który pierwszy dopycha się do głosu nim jeszcze zbudzi się rozum. Ci którzy mieli okazję usłyszeć ją przy tej okazji gotowi jednak byli zaprzeczyć.
- Doprawdy nie wiem co o tym myśleć, z tego co wiem transakcje handlowe nie należą do moich obowiązków, a i pogoda powiedzmy nie sprzyjająca i towarzystwo...
Domyślając się najwyraźniej, iż dziewczyna bezczelnie się z nim droczy Xavier musiał się naprawdę starać by nie wybuchnąć zwyczajnie śmiechem. Udając jednak z właściwą sobie wprawą, iż wciąż ma ja za nieprzekonaną wytoczył najcięższe działa jakimi na ten moment dysponował. Nachylił się nieco w jej stronę i konfidencjonalnym szeptem poinformował, iż przedmiot, który mają na aukcji nabyć posiada magiczne moce i co jeszcze istotniejsze, dla niej, jest właściwie nie do zdobycia. Oczy młodej sokolniczki rozszerzyły się z zaciekawienia jak u kota, który dostrzegł właśnie mysz, na którą zamierza zapolować. Wsparła się na dłoniach i delikatnie uniosła z miejsca. Jednocześnie przemówiła pełnym wyrzutu szeptem.
- Dlaczego dowiaduję się o tym dopiero teraz?
- Nie wiem - odparł młodzieniec nonszalancko zakładając z gracją nogę na nogę. - Może chwilę temu było o kilka kieliszków za mało na takie zwierzenia.
Zmierzyła go jadowitym spojrzeniem w czym przypominała nieco swoich drapieżnych wychowanków. Odpowiedział jej figlarnym uśmieszkiem.
- To nie ma znaczenia - wysyczała z wyraźnym wysiłkiem - dobrze wiesz, że twoje czary na mnie nie działają... i jeśli nawet dam się przekonać to z własnej woli...
- Świetnie twoje zdolności mogą być nieocenione w tej akcji
Doskonale zdawała sobie sprawę, ze mimo pokerowej miny jej towarzysz podśmiewa się z jej upartej niezależności. Uśmiechnęła się wiec do niego promiennie, by pokryć zmieszanie i ponownie usiadła na krześle przerzucając jeden z niezmiernie długich warkoczy (tym razem uplotła aż dwa i tylko u góry spętała je różową wstążką co nadawało jej wygląd układnej uczennicy w mundurku) na piersi. Skupiając swój wzrok na płowych włosach pozwalała ciepłym promieniom sączącym się z żyrandoli przesuwać się po bladej twarzy podkreślając powoli wykwitające na policzkach rumieńce ekscytacji. Rozejrzała się dookoła łowiąc wzrokiem w swojskim półmroku potencjalnych szpiegów i sprzymierzeńców, przypadkowych przechodniów i narzędzia. Z nieskrywaną dumą i swego rodzaju lekkością poprawiła beżowy sweterek spod którego wystawała para ptasich skrzydeł (których tutaj nie musiała ukrywać do czego zdążyła się już przyzwyczaić). Momentalnie odzyskała energię i stała się zupełnie innym człowiekiem. Znów była przemytniczką. Oparła się na stole przedramieniem (gest ten podpatrzyła u swoich kompanów) i lekko skłaniając się całym ciałem w bok, jakby od niechcenia zapytała.
- Zatem jeszcze raz. Chce wiedzieć wszystko. Ze szczegółami. Przede wszystkim co wiadomo o tym flecie? Kto go ma? Gdzie trzyma? Jaki fundusz mamy na tą misję? I przede wszystkim - tu dramatycznie zawiesiła głos - jak bardzo legalnie musimy przy tym postępować?
- A nie napuścisz na mnie Eglantynki? - zapytał.
- Postaram się - odpowiedziała z uśmiechem - ale ponoć tak działasz na ludzi, a sowy to bardzo inteligentne ptaki, że mogła zdążyć cię już polubić.


Xavier? Nie przejmuj się "najdalsza podróż zaczyna się od pierwszego kroku", ale myślę że jeszcze się rozkręcimy ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz