wtorek, 19 czerwca 2018

Od Ignatiusa cd. Xaviera

Nawet jeśli główne ulice stolicy wyglądały na jeden wielki harmider i wciągały wszystko, co znalazło się zbyt blisko dało się przez nie spokojnie przejść. Większość ludzi zaśmiałaby się, gdyby Ignatius oznajmił tak wszem i wobec, ale taka była prawda. Sam z początku pogodził się z faktem przepychania się między ludźmi. To było nie do uniknięcia w taki dzień, a nie chciał oddalać się od głównej ulicy i błąkać po tych mniejszych. Obawiał się, że jeszcze zabłądzi, w końcu dawno go tutaj nie było. Nie chciał tracić czasu na odnajdywanie się w sieci ulic, jego marzeniem było jak najszybsze załatwienie sprawy i powrót do domu.
I dlaczego uważał, że dało się spokojnie przejść? Wystarczyło, że zorientował się, jak pusto jest między straganami a ścianami budynków i zmienił swój plan. Mało kto tamtędy chodził, z reguły tylko kupcy opiekujący się swoimi kramikami. Nikt inny nie miał powodu, by szwendać się w tej części. Nic nie kupisz, nic nie obejrzysz, bo od tej strony sprzedawca cię nie dopuści do towaru. Po co? Z zamiarem kupna trzeba znajdować się na środku ulicy. Jednak Ignatius nie planował czegokolwiek nabywać dlatego też przemknął na te puste szlaki uliczne i pomaszerował dalej, tym razem jeszcze spokojniej, bez obawy, że ktoś spróbuje podebrać mu coś z kieszeni płaszcza. Ta niepewność w tłumie towarzyszyła mu nieustannie. Obecność małego złodziejaszka potwierdziła jego przypuszczenia, że coś lub ktoś czai się na lepsze okazje. Siebie samego za takową nie uważał, ale licho nie śpi. Mógł myśleć, że wartościowych rzeczy się u niego nie znajdzie, a rabuś uzna, iż trafił na żyłę złota w postaci nieświadomego podróżnika. W końcu kto mógł wiedzieć, co ludziom tego pokroju chodzi po głowie. Oni są zdolni do wszystkiego.
~*~
Po przedarciu się do centrum miasta młody Teroise szybko namierzył budynek królewskiej biblioteki. Wnętrze okazało się świecić pustkami, jedynie pracownicy kręcili się między półkami segregując swoje liczne zbiory. Do defrosiańskich placówek temu przybytkowi było daleko, jednak robił wrażenie. Miało się wręcz ochotę zaszyć w jednym z przejść między półkami i czytać wszystko, co wpadnie pod rękę. Żeby tylko był na to czas, który tak bardzo lubił wymykać się spod kontroli...
Dziewiętnastolatek zwolnił kroku i rozglądał się po grzbietach opasłych tomów szukając interesujących tytułów. Momentami zazdrościł pracy bibliotekarzom, musieli być zadowoleni mogąc przebywać wśród takich zbiorów i od czasu do czasu przewertować niektóre dzieła. Jednocześnie był pewien, że przez większość czasu nie mieli okazji usiąść i zagłębić się w lekturze. Nie natrafiła mu się okazja, by któregoś o to spytać, nawet teraz nie mógł teraz zrobić.
Jego priorytetem było udanie się do archiwum, gdzie miały, wedle otrzymanych informacji, czekać na niego dokumenty. Tak też zrobił, jednak zapisał sobie w myślach kilka ciekawszych książek, które mignęły mu ukradkiem na półkach. W ciszy wszedł do kolejnego pomieszczenia, tam przywitał się z siedzącą za biurkiem około trzydziestoletnią kobietą. Wystarczyło, że podał cel swojej podróży, a po krótkiej rozmowie i załatwieniu wszelkich formalności wyszedł z biblioteki z powrotem na główną ulicę stolicy z papierami w rękach. Przelotnie je przejrzał, następnie rozejrzał się po ulicy.
Teraz pozostało mu pójść do księgarni, która znajdowała się, mniej więcej, dwie ulice dalej. Na jego szczęście nie znajdowała się przy głównej ulicy, ale na prostopadłej do niej, więc nie musiał znów wlec się z tłumem ludzi. Szybko do niej dotarł i dziarskim krokiem wszedł do środka witając się w tym samym momencie z właścicielem przybytku.
Ten był starszym, siwym mężczyzną, a jego twarzy przyozdobiona była srebrnym monoklem. Jego ciemna kamizelka i spodnie były nieco zakurzone, jednak nie było to dziwne. W takim skupisku książek kurz zbierał się w każdym możliwym zakamarku i nie dało się go całkowicie pozbyć. Kiedy księgarz zobaczył, że do sklepu przybył klient, zaprzestał układania nowych książek na jednej z półek i podszedł do lady.
- W czym mogę pomóc? - zapytał przecierając małą chusteczką szkiełko swojego monokla.
Iggy szybko opisał mu książki, które go interesowały. Drugi tom podręcznika zielarskiego, atlas geograficzny, w którym miałby choć trochę informacji o Wyspach Fliss i coś o pielęgnowaniu roślin. Ostatecznie zdecydował się również na jakąś nie najdłuższą powieść by móc się czymś zająć podczas drogi powrotnej do Tirie. Było to znacznie bardziej kuszące niż dalsze ignorowanie się z Xavierem. W końcu czy może być coś ciekawszego niż podróż do innego świata i odkrywanie go wraz z jego bohaterami?
Nim młodzian się spostrzegł rozpoczął dyskusję na temat książek z księgarzem, w której obaj co chwila wymieniali się ulubionymi bądź wartymi przeczytania tytułami. A tych poleciało tyle, że niebieskooki miał wątpliwości czy da rady je wszystkie spamiętać i nie zapomnieć zanim wróci do karczmy. Później pewnie będzie tego żałował, jednak ważne, żeby chociaż połowa pozostała w jego głowie, by w przyszłości mógł je jeszcze dopaść i zagłębić się w lekturze.
Z miłej rozmowy wyrwał go głośny huk i towarzyszące mu krzyki. W odruchu położył dłoń na rękojeści katany i pędem wypadł na zewnątrz nie zwracając uwagi na reakcję swojego dotychczasowego rozmówcy. Nad budynkami w dwóch miejscach unosił się dym, jeśli orientacja w terenie go nie myliła, wszystko musiało wydarzyć się na głównej ulicy. Ale co mogło się stać? Kuglarze raczej nie bawili się środkami wybuchowymi. A nawet jeśli, to nie w tłumie ludzi. Nie chcieliby brać odpowiedzialności za potencjalnych rannych.
- Znowu się zaczyna... - mruknął pod nosem właściciel księgarni, który znikąd pojawił się koło niego i pokręcił głową. Jego zjawienie się ostudziło zapał czarnowłosego by pognać na miejsce zdarzenia i zobaczyć, co jest grane. - Robią się coraz zuchwalsi, to już drugi raz w tym tygodniu. - To powiedziawszy wrócił do budynku oraz pakowania książek, które Teroise zamierzał kupić.
- Często dochodzi do takich wydarzeń? - zapytał z zaciekawieniem Iggy, wchodząc za nim do pomieszczenia, ale nie odrywając wzroku od strażników, którzy przebiegli koło księgarni. - Nigdzie nie słyszałem o panoszących się złodziejach w stolicy.
- Ah, tak, coraz częściej się to zdarza. Nawet w pobliskich wioskach mało kto o tym wie. Król zadbał by wieści nie wyszły poza mury, wstyd się przyznać, że zwykła banda złodziejaszków z taką łatwością ośmiesza straż. - Mężczyzna podał paczkę czarnowłosemu nie przerywając wypowiedzi. - Mają wiele sposobów na kradzież. Słyszałem, że czasem podszywają się pod kapłanów z miejscowych świątyń. Innym razem wolą ukradkiem włamać się do domu lub zwinąć coś z cudzej kieszeni. Jednak w dni takie jak dzisiejszy... Sam pan widzi, przychodzą narobić rabanu, odstraszają przyjezdnych, okradają kilkunastu kupców za jednym zamachem. Jednocześnie nikt nie umie zapamiętać ich twarzy mimo tego, że ich nie ukrywają. A i te wybuchy bywają mylące, nigdy nie było rannych.
- Może współpracuje z nimi ktoś obdarzony jakąś mocą... - zamyślił się Ignatius. - Albo posiadają w grupie dobrego alchemika, który zna się na mieszankach wybuchowych. Co prawda mało kto się nimi interesuje, bo są zbyt niebezpieczne, ale.... - zawiesił się w porę i w ciszy już podał pieniądze księgarzowi. To nie jest miejsce do snucia teorii. - W każdym razie dziękuję bardzo za książki.
- Ależ nie ma za co. Życzę bezpiecznej podróży, w dzisiejszych czasach jest to niezwykle potrzebne. - odparł spokojnie starszy mężczyzna i wrócił do układania tomów na jednej z półek.
- Dziękuję i do widzenia. - Sekretarz gildii uśmiechnął się, zacisnął dłoń na książkach i wyszedł z księgarni.
Nieuchwytni złodzieje, których nie dało się zapamiętać? Nie była to jego sprawa, częściowo miał pewność, że straż miasta niedługo ujmie owych rabusiów. Wystarczy, że złapią choć jednego z nich lub znajdą ich kryjówkę. To nic trudnego, prawda? Choć szczerze mówiąc, nawet mimo tego, iż nie była to sprawa gildii i przybyli tu w innych celach, chłopak miał ochotę wtrącić się do tego, już teraz ruszyć tropem złodziei, tylko te nieszczęsne pakunki mu w tym przeszkadzały. Jednocześnie stracił tez nieco pewności i nie miał ochoty wracać na główną ulicę. A ciągu tygodnia zaatakowali dwa razy, kto wie, czy większej ilości akcji nie zaplanowali własnie na dzisiaj. Wizja trzymania się bocznych uliczek, mimo ryzyka zgubienia się, wydawała mu się teraz znacznie lepszą.
A co jeśli Xavier na nich wpadnie? Targ był dzisiaj dobrym celem na łowy. Może nie powinni byli się rozdzielać? Gdyby wszystko załatwili we dwóch, w razie wpadnięcia na tę grupę mieliby większe szanse wyjścia z tego cało. Teraz to była jedna wielka niewiadoma. Ignatius mógł być tutaj, Xavier mógł być po drugiej stronie miasta.
Chłopak pokręcił głową i przyśpieszył kroku. Może bard wrócił już do karczmy. W końcu czarnowłosemu sporo czasu zajęło dostanie się do centrum, udanie się na targ i kupno ziół to przy tym pikuś. Bo Xavier miał raczej więcej szczęścia niż on, prawda? I raczej dobrze unikał kłopotów. A przynajmniej taką sekretarz mógł mieć nadzieję.

Xavier? Przepraszam, że tak długo ;-; Ogólnie w pewnym momencie blokada znowu mi się włączyła, ale jakoś już to wymęczyłam x'D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz