sobota, 23 czerwca 2018

Od Xaviera cd. Philomeli

Tamten wieczór, a może nawet cały dzień musiał być dla niego jakoś milszy, bo o dziwo emanował aurą pogodną, co w jego przypadku nie było tak częstym zjawiskiem, jak to mogłoby się wydawać. Jak już raz uśmiech przylgnął do jego twarzy, to postanowił tam pozostać praktycznie przez całe ich spotkanie. Czasem w szerszej postaci, czasem w nieco skromniejszej, co dla niektórych mogłaby to już być jawną oznaką ułomności na umyśle, jednak w tym przypadku wszystko przychodziło chłopakowi w sposób raczej naturalny. Pod wpływem dobrego towarzystwa, atmosfery i prawie pustej butelki, rozochocił się, jak nigdy. Nieco nierozważnie pozwolił, aby to alkohol z każdą chwilą miał coraz większy wpływ na jego myśli, poczynania i wypowiedziane słowa. I nie wiadomo, jakby to się dalej potoczyło, gdyby to Philomela w pewnym momencie nie zaproponowała drobnego spacerku. Oczywiście nie trzeba było mówić, że idea ta przypasowała bardowi i to bardzo, bo już chwilę po tym, ześlizgnął się ze swojego krzesła i stanął tuż przed dziewczyną. Wbrew wszelkiej logice i pojemności prawie pustej karafki, Xavier wciąż był w stanie ustać w pozycji prostej. Wprawdzie po bliższych oględzinach można było dostrzec pewną nienaturalność, gdyż jego sylwetka sprawiała wrażenie bycia napiętej na siłę, jakby chłopak walczył z niekontrolowanym przechylaniem się na boki. Nie oznacza to jednak, żeby wyglądał jakoś ułomnie, bo trzymał się nadzwyczaj dobrze, zwłaszcza że nie zdążył zapić całego swego wigoru.
— Jeśli panienka będzie ze mną, to żadne towarzystwo mi niestraszne. — rzekł i wyciągnął dłoń w stronę kobiety, chcąc pomóc jej wstać. Kurtuazyjny gest, jednak pozostał taki tylko w założeniu, bo nim Philomela zdążyła choćby pomyśleć o zaakceptowaniu dłoni, chłopak złapał ją za rękę i ściągnął z krzesła. Dodatkowo pociągnął ją lekko, zachęcając, aby za nim podążyła, po czym dopiero ją puścił. Możliwe też, że sama się wyrwała, ale chłopak nawet tego nie zauważył, bo już stał pod drzwiami. Uprzednio jeszcze złapał jeszcze palący się lampion, więc przy wrotach czekał, nie można powiedzieć, ale przygotowany.
Otworzył drzwi przed Sylfą, wpuszczając do środka  świeże powietrze. Wdzierający się do wewnątrz wiatr, podrzucił lekko oklapłe włosy chłopaka, omiatając jego twarz przyjemnym chłodem. Dopiero teraz zrozumiał, jak bardzo tego potrzebował. Na pewno momentalnie nie wytrzeźwiał od tego w jakiś magiczny sposób, ale definitywnie poczuł się nieco lepiej. Nie w sensie humoru, bo tego nie można było mu odmówić, ani też bystrości umysłu, bo ten w jego miewaniu był niczym najczystszy górski potok. Po prostu nabrał większą ochotę na drobną przechadzkę. Wziął głębszy oddech i z przyjemnością postąpił w głąb ogrodów w towarzystwie Philomeli. 

Phil?
Mam nadzieje, że wybacz mi tą długość. Obiecuje poprawę. ;;

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz