piątek, 29 czerwca 2018

Od Noctisa cd. Philomeli

Noctis Flare tuż przed zapadnięciem zmroku wsparty o chropowatą korę drzewa spoglądał na zmęczone niebo, zachwycając się delikatnymi, pastelowymi odcieniami różu, czerwieni i pomarańczy muskającymi wyblakły błękit. Słońce gasnąc z wolna, spoglądało jeszcze ostatkiem sił na usypiający świat, posyłając swój ostatni blask zza linii horyzontu. Wydawać by się mogło, że cały świat gwałtownie zwolnił swój szaleńczy bieg, aby wreszcie móc odpocząć. Młody mężczyzna po całym dniu uganiania się za demonami potrzebował właśnie tej krótkiej chwili wytchnienia, by móc odetchnąć głęboko i uspokoić rozbiegane myśli, które do tej pory odbijały się nieznośnym echem w jego głowie. I w pewnym momencie, ku ironii, złapał się nawet na rozmyślaniu o tym, że przez ostatnie misje i kompletny brak czasu nie znalazł nawet paru minut, aby wstąpić do karczmy na kufel piwa z Xavierem. Ewentualnie jakieś dziesięć kuflów w porywach do „idźmy do następnej karczmy”. 
Noctis westchnął cicho pod nosem, lecz po jego ustach przewinął się ledwo widoczny, zbłąkany uśmieszek. Teraz miał już wystarczającą ilość pieniędzy, aby móc przetrwonić je na alkoholowe trunki, ale żeby nie wyszło na to, że jest samolubnym „alkoholikiem” nie przetrwoni ich sam, a z Delaney'em przy najbliższej okazji.
Kiedy horyzont całkowicie pożarł słońce, pozostawiając na niebie jedynie delikatną, pomarańczową poświatę, młody mężczyzna rzucił ostatnie spojrzenie na ciemniejący nieboskłon, po czym ruszył wolnym krokiem w stronę swojej kwatery. Dla niego wieczór jak i noc zapowiadały się spokojnie, bez jakichkolwiek zbędnych niespodzianek – a przynajmniej taką miał nadzieję, ponieważ powoli zaczynał czuć ogarniające go zmęczenie, które owijało jego ciało niewidzialnymi mackami i ciągnęło w stronę łóżka. Mężczyzna ziewnął niekontrolowanie i przeczesał długimi palcami rozmierzwione kosmyki włosów, wprowadzając je w jeszcze większy nieład. Kiedy znalazł się już na korytarzu, instynktownie wręcz podążył w kierunku drzwi prowadzących do swojej kwatery, a znalazłszy się w środku zamknął za sobą wejście do pokoju i całym ciężarem ciała rzucił się na łóżko. Czując pod sobą miękką fakturę materaca, a pod policzkiem puszystą poduszkę, nie mógł już dłużej walczyć z sennością, która pojawiła się dosłownie w okamgnieniu i wsypała pod powieki Flare'a drażniące drobinki piasku. Mężczyzna nawet nie zorientował się kiedy, a zapadł w sen […]
Przebudził się w momencie, gdy blask księżyca rozpościerał swoją białą poświatę na czarnym nieboskłonie i zaglądał przez okno jego kwatery, rozlewając się mlecznym światłem na podłodze. Mrucząc coś niezrozumiałego pod nosem wsparł się na łokciach, rozglądając nieprzytomnie po pokoju. Kilka dobrych minut zajęło mu zreflektowanie się, że wciąż znajduje się w swojej kwaterze, a nie na innym kontynencie wśród cienistych zjaw, które męczyły go w snach. Czując pewnego rodzaju wewnętrzny spokój, że jeszcze nie umarł, poprawił opaskę na prawym oku, znów przeczesał palcami włosy, po czym upewniając się, że w jego kieszeni płaszcza nadal znajduje się papieros ruszył w stronę drzwi. Jakie więc było jego ogromne zdziwienie, gdy po złapaniu za klamkę po drugiej stronie ujrzał drobną, znajomą mu już postać.
- Nie – przerwał jej, nie dając nawet dokończyć i wysłuchać do końca tego, co ma do powiedzenia. Anielica zamilkła na moment, stając w miejscu nieco zaskoczona, z otwartymi ustami gotowymi dalej wyrzucać z siebie słowa, ale jej wahanie nie trwało dłużej niż parę sekund, by w chwilę później niezrażona podążyła za Noctisem.
- Ale dlaczego?
- Jestem zajęty.
- Czym? - potrząsnęła lekko głową, marszcząc w konsternacji brwi.
- Życiem. Wiesz jak bardzo trzeba się namęczyć, żeby przetrwać te kolejne minuty? - zerknął na nią zza ramienia, odpalając papierosa. - Udręka. Dziwie się sam sobie, że jeszcze nie poszedłem po sznur.
Philomela, choć Noctis zachowywał nadzwyczajną powagę wyjaśniając jej następnie powody dla których mógłby już dawno umrzeć, tym razem wyczytała z tonu jego głosu, ironii i ukrytego rozbawienia, że najzwyczajniej w świecie żartuje sobie z niej. Westchnęła pod nosem i wywróciła delikatnie oczami.
- Pomożesz czy nie? - nieco zirytowania skrzyżowała ramiona na piersiach, wwiercając w Noctisa spojrzenie przenikliwych tęczówek o barwie stopionego bursztynu. Mężczyzna milczał przez moment odwrócony do niej plecami, bez pośpiechu dopalając papierosa. Dopiero po chwili wypuścił z ust ostatni kłębek tytoniowego dymu i zgniótł peta butem. Z wolna odwrócił się do dziewczyny i zbliżył do niej, ku jej zdziwieniu lustrując ją wzrokiem od stóp do głów. Kiedy nieco zniesmaczona miała już spytać co tak właściwie robi, ten wypalił nagle bezczelnie.
- Jak przestaniesz się ubierać jak bezdomny. W pierwszej chwili wziąłem cię za jakiegoś menela – zakończył swoje dodatkowe „pięć groszy” i od razu zmienił temat, jakby nigdy nic. - To gdzie mamy iść i kogo opętało?
Noctis wsunął dłonie do kieszeni i posłał Phili żartobliwy uśmieszek. W duchu wiedział, że pójdzie do piekła, ale nie mógł się powstrzymać. Lubił jej dokuczać.


<Phili? Przepraszam, ale Noctis to taki głupi cham>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz