wtorek, 26 czerwca 2018

Od Philomeli

- Filis, zaczekaj, gdzie ty idziesz weź chociaż latarnie - młody mężczyzna odziany w szaty barwy ziemi i lasu wybiegł za nią aż na próg i spróbował uchwycić ze rękę. Zręcznie zablokowała przepływ emocji związany z jej mocą i spojrzała mu prosto w oczy z wyraźnym zniecierpliwieniem.
- Powiedz mi Hamanie, do czego przyda mi się latarnia?
Przemytnik uniósł wolną rękę i zafrasowany podrapał się w głowę. W bandzie wszyscy, a szczególnie szef szajki, doskonale wiedzieli, że sylfa porusza się w ciemnościach orientując się raczej za pomocą słuchu niż słabego wzroku, ale przykre wypadki w czasie nocnej wyprawy wyraźnie wytrąciły go z równowagi. Teraz stał przed nią zupełnie inny człowiek. Nie był to już hardy przestępca, przed którym mimo młodych i gładkich rysów twarzy drżała cała okolica, ale przestraszony chłopiec, który nie pewien czy nie spotka go kara za niedawne wybryki stara się w miarę możliwości jeszcze temu zapobiec. Skulił ramiona, opuścił głowę i westchną ciężko.
- Przepraszam, to wszystko moja wina - szepnął, a jego ciche słowa szybko wchłonęła wszechogarniająca ciemność.
- Poradzę sobie - powiedziała uspokajająco i unosząc się już lekko nad brudny bruk miasteczka zawołała - obiecuję, że sprowadzę pomoc.
Nim jej wołanie przebrzmiało odbijane echem obskurnych kamienic i brudnych rynsztoków unosiła się już wysoko ponad słomianymi daszkami chat. Im bardziej oddalała się od miasta tym piękniejsze jej się zdawało, roziskrzone światłami zapomnianych gdzieś, samotnych okien, gdzie zapewne sumienni skrybowie przepisywali jakieś tajemne księgi nie znające światła poranka. Budynki jak konstrukcje z drewnianych klocków, którymi zwykły się bawić dzieci tuliły się do siebie rozpaczliwie osnute mgłą dymów unoszących się sponad wciąż jeszcze kipiących życiem karczm i spelunek. Może nawet pustymi ulicami, odwiedzanymi o tej porze tylko przez spóźnionych pijaków starających się odnaleźć w bladym połysku ulicznych latarni drogę do domu i szemrane towarzystwo, przeciwnie do nich skryte w cieniu, wietrzące łatwy łup, snuła się jeszcze muzyka i ochrypłe głosy przyśpiewek. Otrząsnęła się ze zmęczenia i podwoiła ruchy skrzydeł. Na szczęście cel podróży nie był już daleko. Za kolejnym wzgórkiem jej oczom ukazała się zwalista budowla, nie pozbawiona jednak uroku, której mury czułym ramieniem otaczały ukryte w sercu malownicze ogrody, pogrążone teraz w mroku. W oknach pełgało jeszcze kilka światełek. Miała nadzieję, że jeden z ogników, rozpalony został właśnie przez tą osobę, której tak obecnie potrzebowała. Przysiadła na krawędzi muru, gotowa oskarżać nawet księżyc o to iż nadto wydobywa z mroku jej zakapturzoną sylwetkę. Tej nocy szczególnie zależało jej na dyskrecji. Zsunęła się powoli po murze między i przemknęła pod pobliskie krzewy. Na wirydarzu panowała absolutna cisza nabrzmiała ciężkim zapachem ziół i kwiatów. Przesuwała się ostrożnie wzdłuż ścieżki starając unikać jednak wkraczania na żwir skrzypiący nieznośnie w tym martwym bezgłosie. Często przemierzała te alejki o tej porze, ale dzisiaj była tak niespokojna, ze najlżejszy szelest zmuszał ją do wzmożonej czujności i zatrzymywał w miejscu. Po ostatnich przeżyciach za każdym drzewem dopatrywała się wroga, na każdej gałęzi sieci, która ją spęta, w każdej pochyłości bagna, za każdym krzewem wymierzonej w siebie broni. Z dusza na ramieniu dotarła więc do drzwi części mieszkalnej. Przez moment zastanawiała się czy nie spróbować dostania się do interesującej kwatery przez okno, ale uznała, że byłoby to wysoce nietaktowne i niebezpieczne zarówno dla niej, jak i gospodarza pokoju. Poczęła wiec powoli iść korytarzem stawiając kroki, tak cicho jak tylko pozwalały jej nie pierwszej już młodości deski. Starała się nie zbaczać z miękkiego dywanu i uważnie śledzić tabliczki na drzwiach. Tu jednak wyszło na jaw jej ogromne niedopatrzenie. Zapomniała ze jej słaby wzrok znacznie utrudni jej odnalezienie w ciemnościach właściwej kwatery. Błądziła chwilę w ciemności licząc na łut szczęścia i kiedy już miała zapukać do pierwszych lepszych drzwi, te otworzyły się i ukazał się Noctis Flare.
- Jak ja się cieszę, że cię widzę - wyrzuciła z siebie westchnienie ulgi.
Mężczyzna zamarł na moment czy to zaskoczony ową radością dziewczyny, która miała jakoby być spowodowana wyłącznie jego widokiem, czy też wizytą o tak późnej porze, ale już po chwili odzyskał pewność siebie.
- Ja natomiast cieszyłbym się jakby nie przeszkadzano mi w nocnym wypoczynku
- Przecież nie śpisz
- Nie śpię bo nie daje mi się takiej możliwości, zresztą ja mówię o wypoczynku, a nie spoczynku, to chyba moja sprawa co robię nocami
- No, to świetnie bo widzisz mam dla ciebie rozrywkę, mojego... yhm... przyjaciela zaatakował w lesie demon i powiedzmy, że ja i pozostali moi... znajomi nie bardzo wiemy co zrobić. A ty się na tym znasz wiec pomyślałam, że...
Wyrzuciła z siebie jednym tchem, by nie przerwał jej jakąś kolejną sarkastyczną uwagą, grzęznąc jednak przy samej prośbie o pomoc. Miała nadzieję, że mężczyzna nie tylko pomoże jej, ale zachowa też całą sprawę dla siebie. Stała wiec pełna nadziei oczekując na odpowiedź jak na wyrok.
<Noctis?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz