poniedziałek, 25 czerwca 2018

Od Philomeli cd. Xaviera

Wieczór był naprawdę przyjemny. Setki niewielkich gwiezdnych punkcików rozsypane na granatowym nieboskłonie przypominały swym blaskiem garść diamentów rozsypaną hojną ręką bogatego krawca na atłasowej tkaninie. Uśmiechnęła się do siebie mrużąc oczy, bo jej słaby wzrok i tak na niewiele zdawał się w ciemnościach ogrodu. Przemykając razem z podpitym towarzyszem między drzewami wewnętrznego ogrodu błogosławiła los, który zetknął ją z przemytniczym środowiskiem gdzie nauczyła się całkiem nieźle wykorzystywać swój ponad przeciętny słuch do orientacji w terenie. Przez całą drogę nie spotkani właściwie nikogo między powyginanymi konarami drzew od czasu do czasu zaszeleścił jakiś spłoszony mieszkaniec koron, od czasu do czasu krawędzie zjeżonych czupryn niskich krzewów otarły się łagodnie o ich łydki niczym oswojony kot błagający o uwagę. Szczególnie dla Xaviera owe niespodziewane przeszkody na drodze musiały być dotkliwe, bo choć ku największemu jej zdumieniu po wypiciu butelki alkoholu nie ostatniego gatunku wcale nie wyglądał na pijanego, to jego kroki były zdecydowanie mniej pewne. Odetchnęła z ulgą, gdy wyrwali się na otwartą przestrzeń szczęśliwa iż nie musiała wygrzebywać barda z żadnych zarośli. Kiedy zaś po kilku chwilach żwawego marszu dotarli do miasteczka i weszli w  oświetlane bladym światłem uliczki miasta była pewna iż nawet obijając się od ściany do ściany zdoła dotrzeć na miejsce o własnych siłach. Już po pokonaniu kilku niewielkich skrzyżowań dojrzeli u wylotu uliczki cel swej podróży. Budynek wyglądał jakby poszczególne jego elementy trzymały się ze sobą jedynie siłą przyzwyczajenia. Cegły wystawały z korpusu jak nierówne zęby, strzecha przekrzywiona zawadiacko zwieńczona kominem zdawał się chwiać przy każdym mocniejszym podmuchu, równie niemal jak jęcząca i brzęcząca łańcuchami tabliczka przywieszona dość nierówno, z namalowanym wielkimi literami napisem "Karczma pod białym krukiem". Zanim jednak podeszli do drzwi powstrzymała go ruchem ręki.
- Panicz wybaczy, ale jak wspominałam to nie jest najlepsze towarzystwo. W razie jakichkolwiek kłopotów proszę powołać się na mnie.
Otaksował ją badawczym spojrzeniem. Wydął policzki jak obrażone dziecko i z uśmiechem zupełnie nie pasującym do tej pozy oznajmił.
- Jestem dużym chłopcem i potrafię sobie poradzić.
- Nawet po kilku głębszych? - zapytała unosząc brwi w wyrazie niedowierzania.
- Nawet po kilku głębszych - odparł jak jej się zdało powstrzymując czkawkę.
Przez moment stała mierząc go zdecydowanym spojrzeniem, którego zdawał się nie dostrzegać.
- Dobrze załóżmy zatem, że to ja potrzebuje ochrony, tylko trzymaj się blisko.
Pociągnęła towarzysza za rękę zapobiegliwie nie ściskając zbyt silnie. Nie miała zamiaru w tym momencie zapoznawać się z całą przeszłością barda.
- Uwaga na latające kufle - ostrzegła kładąc dłoń na klamce.
- Już zapowiada się dobrze - odparł z uśmiechem.
Wchłonęły ich ciepło i blask gwarnej izby. Z konieczności Filis musiała w pierwszym rzędzie skupić się na wytłumieniu tych wszystkich dźwięków, które silnie raziły jej wrażliwe uszy. Wciąż jeszcze lekko ogłuszona zbliżyła się chwiejnym krokiem do lady i pociągnęła za sobą Xaviera. Barczysty mężczyzna pełniący w tym przybytku pijaństwa i hulanek zaszczytną rolę kapłana zdroju życia zlustrował ich czujnym i raczej nieprzychylnym spojrzeniem.
- A ten to kto? - mruknął wskazując ruchem głowy barda, a pytanie wyraźnie kierując w stronę kobiety.
- Jest ze mną i to jak na razie powinno ci wystarczyć Bernoldsie. - odparła stanowczym tonem.
- Ale mnie tak do końca nie wystarczy sama obecność tutaj nawet w tak zacnym towarzystwie, przydałoby się nie ukrywam zwilżyć gardło jakimś z szlachetnych trunków zacnego pana - przemówił Xavier. Już od drzwi widziała przecież jak oczy mężczyzny śmieją się do półek z alkoholami, wyraźnie butelka w sali wspólnej, była dla niego ledwie rozgrzewką. Nie dosłyszała co jej towarzysz szepnął Barmanowi do ucha, najpewniej było to któreś z tych jego magicznych słów, bo już po chwili stała przed nim pełna karafka, całkiem z wyglądu apetycznego płynu i szklanka nie należąca do tych najbrudniejszych, które stara Berta przeciera już tylko dla zasady, żeby nie było że darmo kaszę wyjada gospodarzowi. Tym bardziej zaskoczyła ją cała sytuacja, że już po chwili poproszony o taką samą przysługę przez innego klienta właściciel wybuchnął stekiem przekleństw.
- Nie widzisz pan, tu nie ma picia na kredyt, ładnie bym wyszedł słyszałeś o tej szui Rainodzie, co to go zamknęli wczoraj, wiesz pan ile mi panie był winien, nie ma znajomości, nie ma zeszytów, z torbami przez was pójdę, jaka gwarancja ze i pana jutro nie powieszą, a kto mi pieniądze odda.
Pijaczek odszedł chwiejnym krokiem, a Bernold z furią zabrał się do przestawiania kieliszków nad kontuarem.
- Bernoldsie, bo widzisz przychodzę do ciebie z pewną sprawą
- O masz ci następna
- Ja wiem że ty nie uznajesz żadnych znajomości
- Tak, tak ja nie policja, ja tu nie pytam kto i za czym, ładnie bym wyszedł, jakbym tak rozpytywać zaczął, najpewniej wsadziliby mnie za współudział
- Ja nie mówię, że ty pytasz, ale może obiło ci się o uszy
- Filis doskonale wiesz, że tu się nie tylko nie pyta, ale i nie podsłuchuje
- Przestań ze mną pogrywać - wysyczała przez zęby.
- Ach, ach mój aniołku złoty, a czegóż ty właściwie chcesz ode mnie... wiesz nie ma nic za darmo.
Już miała prosić Xaviera o pomoc, albo rozwiązać sprawę za pomocą argumentu pięści, gdy do oberży weszła doskonale jej znana grupa przemytników. Natychmiast dostrzegłszy ja w tłumie szef szajki podszedł do niej i składając głęboki ukłon przywitał jak najżyczliwiej.
- Witaj, Hamanie - odparła również lekko się kłaniając, z męska raczej niż po kobiecemu. - Widzisz ten gbur w kostiumie człowieka znów się droży jak panna na wydaniu, mógłbyś mi powiedzieć czy znajdę tu Duxa, Lexa, Voltera, albo Szarego?
- Dux i Lex siedzą tam, drugi stolik pod oknem, Volter z tamtej strony baru, a Szary najpewniej w zachodniej wnęce - zwał się głos z za baru.
- Widzisz - odezwała się zwracając w jego stronę - jak chcesz to potrafisz. Po proszę cię Hamanie o przysługę zanieś to Duxowi i Lexowi i powiedz że to ode mnie. Idziemy!
Młodzieńcowi wręczyła zwiniętą serwetkę i pociągnęła za rękaw swojego towarzysza, ale ten ani drgnął wpatrując się jak urzeczony w do połowy jeszcze pełną butelkę.
- Oj, daj spokój Filis, no popatrz, przecież nie zostawię tej biednej samotnej butelczyny bez opieki, no sama się przecież nie dopije.
- To ją dopije kto inny
- To jeszcze gorzej
Przewróciła oczami zdegustowana.
- Dobrze weź ją ze sobą. Nie mam ochoty powtarzać każdemu z osobna tego samego. Musimy wszystkich tych ludzi, których wymieniłam wyciągnąć na zewnątrz. Tu masz swoją partię wiadomości. Zajmiesz się Volterem, to tamten, wymuskany, którego obsiadło stado kobiet. Na pewno go z nikim nie pomylisz. To kobieciarz, amant, ale i ryzykant, wykonanie polecenia nawet zupełnie obcego człowieka nie sprawi mu żadnych oporów. Szarym muszę się zająć się sama, choć i to nie daje gwarancji, że mnie w ogóle wysłucha. Spotkamy się w zaułku za karczmą. Tu masz wiadomość.
Wcisnęła mężczyźnie do ręki kawałek bibułki z wiadomością i zniknęła w gwarnym tłumie.
< Xavier? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz