piątek, 4 października 2019

Od Aries c.d Blennena

Jazda konna była dla pani kartograf czymś zupełnie nowym. W pewnym stopniu mogła to przyrównać ją do uczucia jazdy na grzbiecie smoka, ale tylko ze względu na sam fakt poruszania się nie na własnych nogach. Po każdym innym względem obie te rzeczy były zupełnie różne. Choćby przez widok jaki rozciągał się dookoła, gdy szybowała po niebie. Tu, widziała tylko to czego nie przysłaniały drzewa. W dodatku siodło było niewygodne. Choć nie czuła tego bólu w nogach o którym mówił jej towarzysz. A przynajmniej jeszcze jej nie dopadł. Zastanawiało ją jak Blennen może tak spokojnie siedzieć na tym czymś. Ona zaś, co chwilę się poprawiała, żeby znaleźć tę jedną pozycję, która okaże się dla niej komfortowa. Ale fakt faktem, podróż konno będzie o wiele szybsza niż piesza wędrówka. Już zajechali dalej niżby przeszli w tym czasie. No i nie musiała dźwigać swoich bagaży. A to był punkt na korzyść tych stworzeń. Co nie zmieniało tego, że były niewygodne i trzęsło kiedy stawiały kroki. Jednak, nieważne jak bardzo usiłowała się skupić na jeździe i ułożeniu się na grzbiecie swojego rumaka, nie mogła odgonić myśli o Shio. Chowaniec wciąż musiał leżeć w lecznicy pod okiem gildyjnego medyka. Z tego co słyszała od Raviego, była dość poobijana i miała naderwane mięśnie w przedniej łapie. A wszystko to przez spotkanie niedźwiedzia kilka dni temu. Gdyby tylko bardziej uważała, jej towarzyszka by nie ucierpiała. I nie musiałaby również fatygować Blennena na tę wyprawę.
Właśnie. Blennen. Kompletnie zapomniała o swoim towarzyszu. Rzuciła mu ukradkowe spojrzenie. Czarnowłosy dalej siedział ze wzrokiem utkwionym w mroku. I dalej milczał. Fakt. Było jej to nawet na rękę. Nie umiała się zbyt dobrze odnaleźć w jego towarzystwie. Ale też miała z nim spędzić najbliższych kilka tygodni na misji. Choćby dlatego warto byłoby nieco lepiej się poznać. Niebieskowłosa westchnęła. Może i ona z ich dwójki była nieśmiała, ale prędzej by zagaiła do drugiego. Problem w tym, że nie miała zielonego pojęcia co powiedzieć, do tego mężczyzny. Podróżowanie ze Śnieżynką było chyba nieco prostsze. Przede wszystkim nie czuła się taka skrępowana w obecności swojego chowańca.
- Blennen... - zaczęła nieśmiało. Dla pewności mocniej ścisnęła końską grzywę w drobnych dłoniach. Mężczyzna niechętnie mruknął, zachęcając tym do kontynuowania.
***
Aries dogaszała ognisko i zwijała ich niewielki obóz, a czarnowłosy oporządzał w tym czasie konie. Słońce wzbijało się leniwie ponad korony drzew. Zamierzali dziś wieczorem dotrzeć do pierwszego z wytypowanych przez niebieskowłosą kartografkę, punktów pomiarowych. Zimny wiatr wiejący z północnego-wschodu przynosił ledwie wyczuwalne morskie powietrze. Znak, że są już niedaleko.
Wskoczyła na konia już nieco płynniejszym ruchem, niż na początku ich wędrówki.
"Pani!" - usłyszała w głowie znajomy głos chowańca. Chwilę potem dobiegł ją nierówny odgłos łap i szelest krzaków. Wielkie białe cielsko mignęło jej przed oczami i zrzuciło z konia. Zderzenie z ziemią zaparło jej dech w piersiach. Dziewczyna z trudem wybroniła się przed pieszczotami stęsknionego chowańca. Tuż nad nimi stał Blennen z halabardą opartą o ramię i przyglądał się całemu zajściu.

<Blennen?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz