niedziela, 6 października 2019

Od Ignatiusa cd. Xaviera

W małej kuchni, do której przeszli, gdy w końcu udało im się przekonać Ignatiusa, by nie śledził strażników i Xaviera, panowała nieprzyjemna cisza. A cóż innego by mogło, poczucie winy przyduszało chłopaka jak szubieniczny sznur i uniemożliwiało wypowiedzenie choćby słowa. Tak samo opuściły go siły, adrenalina związana z ucieczką opadła, oddała zmęczeniu należne miejsce. Trudy podróży, dzień spędzony w hałasie i tłumie, pogonie, wszystko skumulowało się, co widać było po drżących już od ciągłego przemieszczania się nogach sekretarza i przygarbionej postawie. Ba, od rana nie zjadł porządnego posiłku, Irina by go chyba zbiła chochlą jakby się dowiedziała.
Jednak nawet nie drgnął, gdy żołądek upomniał się o swoje głośnym burczeniem. Ot, zaczerwienił się, bo cisza spotęgowała ten dźwięk, zakłopotanie było jak najbardziej na miejscu, ale jego wzrok pozostał wbity w jasny, drewniany blat kuchennego stołu. Nie śmiał nawet spytać, czy jego "gospodarze" mieli cokolwiek do jedzenia.
I kiedy fizycznie czuł się jak wrak, który marzy o choćby jednej, króciutkiej drzemce, myśli mu na to nie pozwalały. Galopowały natomiast po całej głowie, spędzając mu sen z coraz cięższych powiek. Zapewne gdyby nie one, zasnąłby już dawno, ale nie wiedział, czy powinien sobie na to pozwolić, czy nie.
Był tylko pewien, że zawalił. Zawalił na całej linii i nawet nie ważył się choć trochę usprawiedliwiać przed samym sobą z własnych decyzji. Powinien posłuchać Xaviera. Poczekanie do rana i odpoczynek były tym dobrym wyborem. A teraz bard był w drodze do więzienia, a sekretarz siedział i nie wiedział, co ze sobą począć. Co z niego w ogóle za współtowarzysz?! Sierota, egoista i niedojda, co najwyżej. Będzie musiał białowłosego za to przeprosić. Haha... Przeprosiny to raczej mało... Zdecydowanie za mało. Nawet jakby padł przed nim na kolana czy się pokłonił. Takiego pozostawienia na pastwę losu i straży raczej mu nie wybaczy. Jakby ich relacje już dotychczas nie były wystarczająco pokomplikowane...
Mistrz będzie zawiedziony.
Ta nagła myśl sprawiła, że czarnowłosy na chwilę wstrzymał oddech. Nie tylko Mistrz będzie zawiedziony. Straci w oczach całej Gildii. Co to za sekretarz, który nawet głupich dokumentów nie potrafi odebrać i dowieźć na miejsce. Ba, traci je jeszcze tego samego dnia i traci towarzysza podróży. Wszystko, te banalne zadania, które mieli wykonać, wszystko runęło w gruzach w ciągu kilku godzin, a on nie zrobił nic, by to powstrzymać. Nie, poprawka. Zrobił, ale jak zawsze podjął złe decyzje. Miał tyle opcji do wyboru i zamiast, tak jak mówił Xavier, poczekać chwilę i zastanowić się, poszedł na żywioł.
Czując rosnącą w gardle gulę schował twarz w dłoniach i wziął głęboki wdech. Uspokój się, nakazał sobie próbując odgonić natrętne myśli. Naprawimy to, powtórzył w głowie niczym mantrę. Wyciągniemy Xaviera, odzyskamy nasze rzeczy i zgodnie z planem wrócimy do domu. I nikt się nie dowie. A jeśli tak, bo w sumie będą musieli spisać sprawozdanie, to i tak będzie nieważne, bo odzyskają to, po co przyjechali. Tak, jak już zadręczał się najgorszą możliwą wersją wydarzeń powinien też zerknąć na tę pozytywną. I wierzyć, że to właśnie ten scenariusz okaże się być tym prawdziwym. Musiał o to zadbać.
Brzdęk!
Omal nie spadając z krzesła Ignatius podskoczył, gdy ktoś nieszczególnie delikatnie postawił przed nim nieduży talerz gulaszu i sztućce. Zamyślony nawet nie spostrzegł, kiedy sługa szlachcianki przygotował posiłek, który parował teraz tuż przed nim.
- Smacznego - wymamrotał i stanął za plecami siedzącej naprzeciw dziewczyny.
Jak długo tak siedzieli, że zdążył to ugotować? Ignatius zerknął na tę nietypową parę, a potem na stojący przed nim talerz. Skłamałby, gdyby powiedział teraz, że nie jest głodny. O nie, to niedawne burczenie było jawnym tego dowodem. Podziękowawszy więc cicho skupił na moment całą swoją uwagę na posiłku. Głupi i lekkomyślny ruch, nie wiedział, czy może im ufać, ale w tym momencie coś ciepłego było jego małym marzeniem. Zresztą nie wyglądali jakby mieli złe zamiary, jakkolwiek naiwnie by to zabrzmiało.
- Co planujesz teraz zrobić? - zapytała nagle nieznajoma, gdy skończył i odsunął na bok puste naczynie.
- Muszę wyciągnąć mojego towarzysza z więzienia... - odrzekł niewiele myśląc, uważnie przy tym przyglądając się rozmówczyni. Nosiła tę samą co wcześniej, jasną, zdobioną suknię. Rozpuściła natomiast włosy, które okalały teraz jej drobną twarz i delikatnymi falami spływały po ramionach.
Jakie były jej zamiary? Nie wyglądała na złą osobę. Towarzystwo osiłkowatego mężczyzny, którego ramiona zdobiły misterne i zawiłe tatuaże, za jej plecami utwierdzała chłopaka w tym, że ona sama nie stanowi zagrożenia. Przynajmniej nie fizycznego.
- Pozwól, że teraz ja zapytam...- dodał po chwili namysłu. - Z kim mam przyjemność? Nie ukrywam, po całym dniu przygód wolałbym wiedzieć, z kim jeszcze przychodzi mi rozmawiać...
-  Olivia Farren, pierworodna córka kupca z Geremell. - Wyuczona formułka wypłynęła z jej ust, gdy tylko zamilkł. - A to Evan, mój przyjaciel i sługa. - Wskazała na stojącego za sobą mężczyznę, a ten lekko skinął głową. - My natomiast wiemy już, jak ty się nazywasz. Musisz mi wybaczyć, szukając śladów złodziei znaleźliśmy kilka waszych rzeczy i pozwoliliśmy sobie je przeczytać. Cóż, na tyle na ile się dało...
Chłopak westchnął, gdy Olivia przesunęła w jego stronę jedną z książek, które dzisiaj kupił i dwie mniejsze kartki, które rozpoznał niemal od razu.
- Przepustki! - krzyknął i niemal od razu tego pożałował, podrażnione jeszcze gardło zapiekło go nieprzyjemnie i zmusiło do lekkiego kaszlnięcia.
Odruchowo uderzył się pięścią w pierś chcąc się pozbyć wrażenia przyduszenia, jednak nie zdołało to zmniejszyć ani trochę jego ulgi, że tak ważne w tym momencie dokumenty, potwierdzające legalność ich pobytu w stolicy się znalazły. Przynajmniej do chwili, w której nie złapał ich w palce i nie zdał sobie sprawy, że są kompletnie przemoczone, a spora część napisów zmyła się, pozostawiając tylko ciemne plamy. Na jego przepustce ostały się jedynie imię i nazwisko, pieczęć oraz data pobytu. U Xaviera natomiast widniało tylko nazwisko, które wraz niemal całkowicie się rozmazało i powód przybycia. Przeklęty mokry śnieg...
- Wątpię, czy strażnicy uwierzyliby w autentyczność tych dokumentów. Tym bardziej, że sami zaczęliście przed nimi uciekać i miały dzisiaj miejsce trzy ataki złodziei. - Słowa blondynki nieszczególnie go pocieszyły, odzyskany na chwilę entuzjazm zniknął jak za dotknięciem różdżki.- Dlatego mam dla ciebie propozycję. Jeśli mi pomożesz, ja pomogę ci wyciągnąć twojego przyjaciela, niejakiego Delaneya z więzienia.
- Jak niby mam ci pomóc? - wtrącił Ignatius dość oschle. - Nawet z własnymi problemami nie umiem sobie poradzić.
- Goniłeś złodziei, prawda? Wiesz, w którą stronę uciekli.
- Zgubiłem ich, kiedy wspięli się na dach... A stamtąd mogli pobiec w każdym kierunku.
- Wyrzucają niepotrzebne im rzeczy po drodze, by móc przemieszczać się szybciej - spostrzegła dziewczyna i nachyliła się lekko w stronę sekretarza.
- A co jeśli w pewnym momencie przestają, bądź ktoś odłącza się, by porozrzucać inne zbędne przedmioty gdzieś indziej? Gdyby popełniali tak głupi błąd, jak zostawianie poszlak straż już dawno by ich złapała.
- Nie zapominaj, że straż gubi ich zanim dobiegną do budynku, na który się wspinają. Ty i twój przyjaciel jesteście najprawdopodobniej jedynymi, którzy wiedzą, gdzie znajduje się jedno z miejsc, w których "znikają".
Ignatius zmrużył oczy, ale nie oderwał spojrzenia od Olivii. Miała rację. Kiedy strażnicy odpadli z pogoni był jedynym, który gonił uciekinierów. Potem pokazał tylko Xavierowi, gdzie ich zgubił, zresztą ten go też w okolicy tego miejsca znalazł. A patrol, który pojmał barda najpewniej nawet przez ułamek sekundy nie zastanawiał się, dlaczego jak dwa słupy soli stali i wpatrywali się w ścianę, dopóki nie zostali zauważeni. Czyli pójście w to miejsce było dobrą decyzją, nawet jeśli zakończyło się niekoniecznie pozytywnie.
- Złodzieje są bardzo zuchwali. Zaślepieni kolejną udaną kradzieżą zapewne nie pomyśleli nawet, że ktokolwiek może pamiętać, gdzie mu zniknęli. Albowiem zgaduję, że ty również zgubiłeś ich tylko dlatego, że rzucili w twoim kierunku swoją "bombą"? - Chłopak niepewnie i ze wstydem skinął głową. - To ciekawe, większość osób, które uległy temu czemuś nie pamiętała niczego z okresu otumanienia i parunastu minut przed tym i...
Jej słowa przerwał wiszący na ścianie zegar wybijając północ. Oboje spojrzeli w jego kierunku, dziewczyna raczej z lekkim poirytowaniem, że czas śmiał przerwać jej analizy, czarnowłosy zaś z widocznym w oczach zmęczeniem. Słowa Olivii go intrygowały, bez wątpienia wiedziała o całej sprawie znacznie więcej niż on i z chęcią słuchałby jej dalej, ale... po ciepłym posiłku, chwili spokojnego siedzenia czuł się jeszcze bardziej senny niż wcześniej.
- Panienko, biorąc pod uwagę, że chciałaś kontynuować śledztwo o świcie zalecałbym położyć się już spać. Sypialnia jest gotowa, zarówno dla pani jak i naszego gościa. - Ignatius nawet nie zauważył, kiedy Evan opuścił pomieszczenie, a teraz wrócił do niego trzymając w dłoni mały świecznik.
- Oczywiście, dziękuję. - Olivia wstała i poprawiła tren sukni.
Iggy również powolnie się podniósł, z zaskoczeniem stwierdził, że pomimo zrobienia tego powolnie nogi i tak ugięły się pod nim i tylko to, że opierał się jedną dłonią o stół powstrzymało go przed wywróceniem się. Niespokojnie rozmasował skroń wolną ręką. Tak, jak najbardziej potrzebował chwili przerwy. Bez słowa powędrował więc wraz ze szlachcianką za Evanem na piętro. Nawet się nie rozglądał, mdłe płomienie dogasających świec dawały zbyt słabe światło, by móc się dobrze przyjrzeć otoczeniu.
- Pozwól, że dokończymy tę rozmowę rano... - zwróciła się dziewczyna do Ignatiusa kiedy zatrzymali się przy otwartych drzwiach do jednej z sypialni. - Nie nalegam na twoje dołączenie do nas, jednak, tak jak już powiedziałam. Mamy ten sam cel, chcemy odnaleźć złodziei i odzyskać nasze należności. Ja posiadam wiele informacji na temat sposobów ich działania, natomiast ty posiadasz informacje na temat tego, dokąd mogli uciec. Razem moglibyśmy ich z łatwością odnaleźć... - przerwała na chwilę, jakby zastanawiając się, ile może mu jeszcze powiedzieć. - Decyzja należy do ciebie, dobrej nocy.
Nim zdążył zapytać o cokolwiek zamknęła za sobą drzwi, a sługa odprowadził go do drugiego pokoju. Tam zdjąwszy tylko płaszcz padł na łóżko. Normalnie ściągnąłby jeszcze marynarkę, ale nieszczególnie już o to dbał w tym momencie.
Co miała na myśli mówiąc o swojej należności? Cóż, z pewnością znaczyło to, że również została okradziona. Jednak w takim razie dlaczego nie zajęła się tym jej rodzina, tylko sama, sądząc po posiadanych informacjach, od dłuższego czasu śledziła złodziei? Czemu król nie interweniował, tylko umywał ręce, skoro okradani byli również bogatsi kupcy oraz ich rodziny? Oczywiście nie wiedział, do jak zamożnego rodu należy Olivia, jednak nie wierzył, że posiadając własnego sługę mogłaby być jedynie córką drobnego kupczyka z jakiejś wioski. Zresztą sama wspominała, z którego miasta pochodzi, tylko teraz nie mógł się skupić na tyle, by przypomnieć sobie, gdzie ta miejscowość konkretniej się znajduje.
- Będę ją musiał spytać o to rano - wymamrotał pod nosem i przewrócił się na bok.
Sumienie, dotychczas zagłuszone rozmową, znowu zaczęło go bezlitośnie kąsać kiedy tylko przymknął oczy. Czy zasługiwał na wygodne łóżko? Nie, zdecydowanie nie. Xavier siedział teraz w jakiejś zimnej celi chociaż nic złego nie zrobił, a Iggy, jako winowajca i źródło obecnej sytuacji, otrzymał od losu posłanie i niewielki, choć ciepły posiłek. To nie było sprawiedliwe, powinno być zupełnie na odwrót. Fakt, wszystko wyszło zupełnie przypadkiem, gdyby pobiegł prosto zostaliby złapani obaj, ale... Ugh, bard nigdy mu tego nie wybaczy, nieważne, czy dowie się o tym, czy też nie...
Teroise westchnął męczeńsko, próbując odepchnąć od siebie te myśli. I zanim, w ramach kary, zdecydował się na nocowanie na podłodze, zmogło go zmęczenie i zasnął.

Xavier?
Sama gadanina, ale zawsze coś
Chyba przegięłam

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz