niedziela, 27 października 2019

Od Banshee cd. Nagi

Zawrzało niebo, powtórnie szarpiąc gromem poszarzałe niebo i przewalając się ponad dolinami z donośnym hukiem. Momentalnie cała urokliwość tego popołudnia została zamordowana i to na sposób tak bezecny, iż nie mógł się demon powstrzymać przed odwróceniem łba w stronę horyzontu, ciemiężąc sklepienie gniewnym wzrokiem, kompletnie nie kryjąc się ze swą pogardą dla tak podłych kaprysów przypadku. Zdecydowanie nie poczuwał się do okazywania szacunku do sił, które na tak gwałtowny sposób pozbawiły go radości, nawet jeśli były to zaledwie drobne ucieszki z nie mniej drobnych stosowności.
Zeźlenie u kota również pogłębiało wspomnienie drogi (dłużącego duktu skąpanego w słońcu, który przypiekał hebanową sierść zwierzęcia) i bezpowrotnie utraconego czasu, przepadłego na rzecz dotarcia do miejsca, którym nawet należycie nie zdążył się nacieszyć. Zrozumiałe było więc, iż przekleństwa wypełniły umysł w całkiem naturalny sposób, a ich głośne wyrażenie nie byłoby tak wielką zbrodnią, nawet gdyby demon nie postanowił ich w ostatniej chwili zdusić w sobie.
Można było pomyśleć, że przed wypowiedzeniem zbędnych słów wstrzymała go ta ostatnia pozytywna myśl, która tyczyła się bezpośrednio drogi, a która przybrała formę osobliwego towarzystwa.
— Obawiam się, że nie jestem bardziej zajmujący od, chociażby tego kruka, ale kimże bym się okazał, gdybym teraz tak na przekór postanowił zamilknąć — odparł, próbując przemycić w wypowiedź żartobliwy ton. Wstał z ziemi, strzepnął niepożądane źdźbła, a przynajmniej te, które nie splątały się z jego długą sierścią, po czym skierował się w kierunku, gdzie jak zakładał, trawy po chwili powinny zacząć przechodzić w piaszczystą przesiekę. Pozwolił sobie ruszyć pierwszy, jako przez jego ciało przedarcie się poprzez co większe zarośla mogły mu zając niewątpliwie więcej czasu niż kobiecie, nawet jeśli prowadził ją ptak, a nie własny wzrok.
— Nie mi oceniać, czy ze mnie odpowiednio dobry mówca, ale przez lata nasłuchałem się tylu bardów, iż możliwe, że nabyłem, choć odrobinę uroku ich wypowiedzi. Mogę jedynie obiecać, że postaram się zbytnio nie przynudzać, jaki i sprężyć na tyle, aby nie uprzykrzyć całej drogi moim gawędziarstwem.
Pytanie dotyczyło mego ciała, zatem założę, że coś, może przeczucie, może rozsądek, słusznie podpowiedziało, iż w tym wypadku, to co na wierzchu nie pasuje do końca do tego, co w środku. Zapewne rozpoznałaś we mnie kota, lecz musisz wiedzieć, że do bycia nim kompletnie się nie poczuwam. Owszem, jestem puchaty, mam ogon i cztery łapy, lecz brak mi instynktu, który zazwyczaj rozporządza całym życiem takiego stworzenia. Decyzję podejmuje sam, nie kieruje mną żadna wewnętrzna siła, czy inne podszepty natury, a jedynie moralność i moja własna interpretacja dobra i zła.
Czyżby nie brzmiało, to jakoś tak znajomo? Może tak, niech pomyślę — ludzko? Spotkałem się z takimi przekonaniami, ale muszę z pewną ulgą powiedzieć, że są błędne. Proszę nie doszukiwać się we mnie żadnego powinowactwa z rasą ludzką, a nawet żadną do niej podobną. Zdaje sobie sprawę, że wielu uważa, że taki esprit przynależy się tylko wam, lecz musicie pogodzić się z tym, że po tym świecie kroczy jeszcze jedno stworzenie, które ośmiela się z nim odnosić.
Wyskoczywszy w końcu z przebrzydłych traw, który zdążyły upstrzyć go w swych plewach i chwytliwych rozłupkach, stanął na miedzy i cierpliwie czekał, aż kobieta do niego dołączył. Nie mógł się powstrzymać od ponownego spojrzenia na miejsce, gdzie horyzont oblekł się w brudne szarości, próbując dojrzeć tam kolejne przebłyski. Trochę z nadzieją, trochę sobie życząc, starał się oszacować, czy zdążą przed pierwszymi kroplami deszczu.
— Dlatego nazywanie mnie zwierzęciem nie jest odpowiednie. — kontynuował po chwili, gdy już oboje znaleźli się na drodze. Pozwolił sobie podejść do kobiety i dopasowując się do tempa, iść tuż przy jej nodze. — Oczywiście nie zamierzamy nikogo karać za to, że określa mnie w taki, czy inny sposób. Jestem świadom, że czasami po prostu inaczej się nie da, bo przecież jeśliś nie zwierze, ani człowiek, to niby co? 
I tu na pomoc przychodzi, jakże cudowny ludzki wynalazek. Imiona. Ach, zaprawdę uwielbiam ten obrzęd! Nadanie nazwy, uczłowieczenie, umieszczenie w społeczeństwie, wróżba na przyszłe życie. Niegdyś ich kolekcjonowanie zajmowało całe moje istnienie, zbierałem je, jak piórka, jak kolorowe kamyczki, dbałem, jak o drogocenne pieścidełka, jak o... ach. Posiadałem ich naprawdę wiele, lecz obecnie pozostało mi tylko jedno. Banshee. I tak właśnie można się do mnie zwracać.


Naga?
Przepraszam ;;

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz