Cała ta wyprawa nudziła go
niemiłosiernie. Nie znajdował sobie wyjątkowych zajęć. Oporządzanie koni, polowanie,
przygotowywanie upolowanej zwierzyny do konsumpcji. Niewiele rozmawiał,
zamknięty w swoich myślach. W głębi siebie czuł jak bardzo potrzebuje nowych
doświadczeń. Jak zależy mu na skoku adrenaliny. Jego czujność nie opadała,
wciąż obserwował mijane otoczenie wszystkimi dostępnymi zmysłami. Podobnie
zachowywał się jego chowaniec. Leithel czasami zabawiał ich towarzyszkę
wyprawy. Zdarzało się, że sypiał u jej boku. Może ze względu na to, że
stworzenie czuło potrzebę bliskości, a może nie chciało, by niebieskowłosa
takową samotność odczuwała na sobie. Czasami Blennen nie mógł zasnąć, zapatrzony
w niebo mrużył tylko oczy. Oglądał gwiazdy, wyszukiwał gwiazdozbiory. Nie
potrafił zamknąć oczu na tyle długo, by objęcia morfeusza przygarnęły go
subtelnym uściskiem. Jeśli zasypiał – spał czujnie. Szelest, złamanie patyka
przez przechadzającego się zająca potrafiły wyrwać go z pięknego snu o niczym. Zazwyczaj
też czekał, aż młoda kobieta zaśnie i sprawował swego rodzaju wartę. Jego
rytuałem przed zaśnięciem było obejście małego obozu, sprawdzenie czy konie
mają wszystko czego im potrzeba, a także czy są dobrze przywiązane. Kolejno
siadał przy ognisku i chwytał osełkę, którą ostrzył halabardę. Czasami, gdy
mieli chwilę, czas wolny wykorzystywał na ćwiczenia. Nie zdarzało się to nazbyt
często, gdyż jemu samemu zależało na czasie. W trakcie podróży zdarzało się, że
gdy konie miały jeszcze siłę szli na umór, mimo, że Aries prosiła o przerwę, o
odpoczynek. Był surowym obrońcą jej osoby.
Gdy pewnego razu po ugaszeniu
ogniska i wyruszeniu w dalszą podróż dopadł ich biały psopodobny stwór dopadł
swojej halabardy i żwawo zeskoczył z wierzchowca. Leithel w tym czasie wskoczył
na jego ramię, zwinnie wspinając się. Mimo swoich gabarytów był naprawdę lekki.
Stanął jednak w bezruchu opierając broń o ramię, gdy zobaczył, że stworzenie
pseudoatakujące nie jest wcale groźne. Ba, wyglądało wręcz jakby znało
kartografkę i przejawiało oznaki tęsknoty. Dlatego przypatrywał się bystro i z lekkim
zdziwieniem w chłodnych oczach. Ściągając brwi nieco zgiął kolana i niespodziewanie chwycił rękę
dziewczęcia na ziemi, podnosząc ją. Chciał wtedy rzucić stanowczo, że nie czas
jest na pieszczoty i tym podobne, ale gdy stworzenie dostrzegło go natychmiast
najeżyło sierść i wpatrywało się w niego groźnie, jakby sugerując, że nie
powinien był tego robić. Zwierzę miało długie, spiczaste uszy, które
nasłuchiwały bacznie wszelkich dźwięków. Wyszukiwały drgnięcia źdźbła trawy lub
przesuwanego się kamienia nieopodal. Leithel nie nastroszył się, jedynie
obserwował zwinnymi łapkami gładząc swoje futerko, ciesząc się, że nie należy
do wyjątkowo walecznych istot, które mogłyby mierzyć się z szeregiem zębów i
sporych łap jak i ogona.
- Nie mamy czasu na zabawy, księżniczko. Na koń. Czas nagli. Nie interesują mnie twoje prywatne pobudki. – prychnął zaledwie, machnął halabardą i kątem oka obserwując nieznane sobie zwierzę ruszył wolnym krokiem w stronę swojego wierzchowca.
Poprawił nieco zawinięte puślisko, sprawdził popręg na zapas i wsiadł na konia, delikatnie siadając w siodle. Leithel zszedł z ramienia swego pana i usiadł na zadzie konia patrząc na nowoprzybyłe stworzenie. Mrugał szybko i popiskiwał z ciekawością w głosiku. Koń młodej dziewczyny był nieco niespokojny, tupał i rzucał łbem, ale stał w miejscu. Zapewne sam był zdziwiony nagłym zwrotem akcji. Nie sposób mu się jednak dziwić, coś zrzuciło jeźdźca z łomotem z siodła. Blennen poklepał swojego konia po szyi i obrócił go w stronę wierzchowca Aries. Chwycił za wodze i spojrzał na niebieskowłosą z jednym komunikatem w oczach: „pospiesz się”. Nie zapytał czy wszystko z nią w porządku, czy nic się jej nie stało, czy niczego sobie nie uszkodziła. Przecież nie mogło być źle. Co mogła sobie zrobić? Prawdopodobnie cieszyła się mimo takiego upadku, podnosząc ją usłyszał jedynie zdziwiony dźwięk wydany przez dziewczęce gardło. Nie odniósł wrażenia, że to
odgłos bólu. Dlatego też niemal od razu sam zebrał się do dalszej podróży. Nie
miał zamiaru zostawać w jednym miejscu dłużej, niż jest to konieczne. Zbyteczne
marnowanie czasu. Trzymając wodze wierzchowca dziewczyny bacznie obserwował
białe zwierzę, które zwaliło ją z siodła. Nie wiedział czym jest, czy powinien
obawiać się nagłego ataku, czy raczej braku możliwości przejścia w dalszą część
wędrówki bez zabicia go. Nie chciał być ufny swoim przeczuciom, ale reakcja
dziewczęcia i istoty były raczej jednoznaczne. Skoro nie atakowało wolał
uniknąć stępienia się ostrza halabardy i ruszyć dalej w drogę. Leithel zaczął
się jednak niespokojnie obracać na zadzie wierzchowca i w końcu zeskoczył na łopatki
drugiego konia powodując tym samym jego zaniepokojone chrząknięcie i bryknięcie.
Wierzchowiec niemal wyrwał wodzę z ręki Blennena, który zdziwiony podążył
wzrokiem za swoim chowańcem. Owcopodobne zwierzątko przespacerowało po koniu i
zeskoczyło z niego – stając tuż przed nieznanym sobie stworzeniem. Zapiszczał kilkukrotnie i zaczął obchodzić zwierzę dookoła. Spiczaste uszy wraz z głową
obracały się posłusznie za poruszającym się kształtem. W końcu Leithel usiadł
naprzeciw istoty i zakrył oczy dając do zrozumienia, że wie, iż jest ślepe. Von
Rafgarel nie zwrócił na to uwagi, nie czuł potrzeby, po cóż miałby zaprzątać
sobie głowę takimi zbędnymi przymiotami. Leithel jednak poruszył żwawo i wesoło
ogonem w prawo, lewo i znów w prawo. Nie był wrogo nastawiony, gdzieżby. Jego
inteligentne oczy zwróciły się ku kartografce. Zamlaskał przyjemnie i podszedł
bliżej do ślepego zwierzęcia. Otarł się o jego bok, tak że gałązka na jego
ciele zadrżała wesoło, jakby tanecznie. Wiedział, wyczuwał, ale wszelkie
sygnały dla wojaka były raczej trudne do zrozumienia. Puszysta biała sierść
zafalowała, gdy Leithel odsunął się od nieznanego magicznego stworzenia.
Zawirował wkoło nóg Aries i tym samym dał znać istocie, że wszyscy we troje od
początku podróżowali razem, a von Rafgarel wcale nie ma złych zamiarów względem
niebieskowłosej. Ponownie wskoczył na zad konia i przespacerował się po nim, by
kolejno przeskoczyć na wierzchowca, na którym siedział jego czarnowłosy wiarus.
Usadowił się wygodnie na zadzie i pisnął raz jeszcze, tak, że gałązka kolejny
raz zatańczyła na jego boku. Gdyby mógł uśmiechałby się przyjaźnie i
zachęcająco.
- Nie mamy czasu, wsiadaj na konia, albo odjadę bez ciebie. Dosyć mieliśmy już postoju, czas w drogę jeśli ci na niej zależy. – burknął i teatralnie puścił wodze wolnego konia, który nie przejął się tym gestem nazbyt.
- Nie mamy czasu na zabawy, księżniczko. Na koń. Czas nagli. Nie interesują mnie twoje prywatne pobudki. – prychnął zaledwie, machnął halabardą i kątem oka obserwując nieznane sobie zwierzę ruszył wolnym krokiem w stronę swojego wierzchowca.
Poprawił nieco zawinięte puślisko, sprawdził popręg na zapas i wsiadł na konia, delikatnie siadając w siodle. Leithel zszedł z ramienia swego pana i usiadł na zadzie konia patrząc na nowoprzybyłe stworzenie. Mrugał szybko i popiskiwał z ciekawością w głosiku. Koń młodej dziewczyny był nieco niespokojny, tupał i rzucał łbem, ale stał w miejscu. Zapewne sam był zdziwiony nagłym zwrotem akcji. Nie sposób mu się jednak dziwić, coś zrzuciło jeźdźca z łomotem z siodła. Blennen poklepał swojego konia po szyi i obrócił go w stronę wierzchowca Aries. Chwycił za wodze i spojrzał na niebieskowłosą z jednym komunikatem w oczach: „pospiesz się”. Nie zapytał czy wszystko z nią w porządku, czy nic się jej nie stało, czy niczego sobie nie uszkodziła. Przecież nie mogło być źle. Co mogła sobie zrobić? Prawdopodobnie cieszyła się mimo takiego upadku, podnosząc ją usłyszał jedynie zdziwiony dźwięk wydany przez dziewczęce gardło.
- Nie mamy czasu, wsiadaj na konia, albo odjadę bez ciebie. Dosyć mieliśmy już postoju, czas w drogę jeśli ci na niej zależy. – burknął i teatralnie puścił wodze wolnego konia, który nie przejął się tym gestem nazbyt.
Arogancko popędził konia do wolnego stępa i zaczął oddalać się wolnymi krokami
od rozproszonej kartografki, która to właśnie jego wybrała na pomocnika i towarzysza
wyprawy.
[Aries?]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz