niedziela, 20 października 2019

Od Rawena c.d Madeleine

Mad popchnęła Rawena i weszła za nim do środka. Blondyn wyprostował się i poprawił swój krawat, nieco zaskoczony zachowaniem swojej towarzyszki. Uśmiechnął się przyjaźnie do osób stojących przed nim. Usiłował tym choć trochę rozluźnić dosyć napiętą atmosferę między kobietami. Choć mała bardka nie opowiadała mu o rodzinie więcej niż to jak kto ma na imię i o swoich stosunkach z nimi, dało się wyczuć, że nie przepadają za sobą. A po spojrzeniach jakie posyłała mu matka Mad i mężczyzna, którym jak się domyślał zapewne był Nicolas, mógł wywnioskować, że za nim nie przepadają. Tak jakby samo to, że stoi w domu rodziny Zabinich było zbrodnią, lub to, że przyjechał tu jako towarzysz Mad. Ale nie mógł zbytnio się dziwić. Słyszał, że Madeleine miała wyjść za bogatego szlachcica. Aż tu zjawia się on w roli partnera Louise. Logiczne było, że nie będą przychylnie patrzeć na kogoś, kto psuje im plany. Aranżowane małżeństwo dla obopólnych korzyści. Jedna z tych rzeczy za które nie darzył ludzi z wyższych sfer zbytnią sympatią.
- Chyba jednak nici z twoich planów wydania mnie za Nicolasa, matko. - ostatnie słowo zaakcentowała kpiącym tonem. Zupełnie jakby mogła tym wymazać swoje więzi z nią.
- To się jeszcze okaże. Musimy najpierw sprawdzić czy twój "partner" jest ciebie godny. - rzuciła oschle i przeniosła swój przeszywający wzrok na niego. - Jak cię zwą młodzieńcze?
- Nazywam się Rawen Kurokami. - skłonił się delikatnie - A pani jak rozumiem, jest matką mojej ukochanej? To by wyjaśniało skąd Mad ma tę niezie...
- Daruj sobie te frazesy chłopcze. - uciszyła go ruchem dłoni. - Takimi zagraniami nie zdołasz mi zaimponować. Wiedz młodzieńcze, że mężczyzna który, chce starać się o moją córkę musi mieć, rzecz jasna, odpowiednią pozycję społeczną i majątek. - uśmiechnęła się sztucznie i rzuciła porozumiewawcze spojrzenie do mężczyzny w średnim wieku. - Tak jak ty, prawda Nicolasie?
- W rzeczy samej Samantho. Inaczej taki związek byłby wielką hańbą dla rodziny. - rzucił spoglądając z wyższością na blondyna. - Oczywiście, tylko jeśli okazałbyś się kimś z nizin społecznych. - mężczyzna posłał mu lisi uśmieszek. Czuć było, że go tutaj nie chcą, że im zawadza, że jego "związek" z różowowłosą jest im nie na rękę. Pajęcza bardka skwitowała jego słowa prychnięciem, za co dostała karcące spojrzenie od matki.
- Madeleine Louise Mae Zabini, zachowuj się jak na damę przystało. - rzuciła ostro. Niemal zasyczała na córkę. - Przepraszam cię za nią Nicolasie. Moja córka... - Rawen odchrząknął przerywając Samancie w pół zdania. Zdawał sobie sprawę do czego może doprowadzić ten kierunek rozmowy jeśli razem z Mad nie obmyślą żadnej strategii. Najlepszym wyjściem z tej sytuacji będzie odwleczenie rozmowy z nimi na później. Blondyn przywołał na twarz uśmiech i objął rozdrażnioną dziewczynę ramieniem.
- Proszę o wybaczenie, ale może odłożylibyśmy tę rozmowę na czas kolacji? Jesteśmy nieco zmęczeni podróżą, prawda moja droga? - spojrzał Madeleine w oczy i puścił jej szelmowski uśmieszek. Na twarzy dziewczyny malowała się irytacja zachowaniem kucharza przykryta delikatnym, wyćwiczonym uśmiechem. Mężczyzna mógłby przysiąc, że na ułamek sekundy mignęło na niej również coś na kształt poczucia ulgi. Szybko jednak zostało zamaskowane udawanym ziewnięciem.
- Masz rację, dobrze byłoby się choć odrobinę odświeżyć przed posiłkiem. - uwolniła się z uścisku blondyna. Chwyciła za mniejszą ze swoich toreb i ruszyła przodem ignorując matkę i Nicolasa. - Raw, idziesz? - ponagliła go. Rzucił w jej stronę szybkie "Już, już." i zabrał resztę bagaży.
Zatrzymał się gwałtownie przy schodach, sprawiając tym, że wszyscy w pomieszczeniu spojrzeli na niego. Spojrzał na dziewczynę, mówiąc tym nieme "Wybacz". Odwrócił się do matki Madeleine i Nicolasa nim pajęcza bardka zdążyła zareagować.
- Byłbym zapomniał. - blondyn poprawił krawat - Tam skąd pochodzę, to dziewczyna sama wybiera za kogo wyjdzie za mąż. A jak zdążyła już pani zauważyć, moja ukochana podjęła już decyzję. Dlatego byłbym zobowiązany gdyby pani uszanowała wybór Mad. - skłonił się delikatnie i odwrócił z powrotem do różowowłosej dziewczyny. - To jak kochanie, idziemy?
***
Ledwie weszli do pokoju dziewczyny ta zatrzasnęła za sobą drzwi. Wiedział, że była wściekła na niego za to co zrobił. Wiedział, że tak to się skończy, ale czuł, że tak trzeba było postąpić. Teraz musiał przyjąć na siebie tylko złość małej bardki.
- Możesz mi wyjaśnić, co to do cholery było? - warknęła na Rawena. - Miałeś się uśmiechać i ładnie wyglądać, a nie bawić się w obrońcę sierot i księżniczek. - prychnęła na niego. Nie czekała aż odstawi torby na ziemię. Złapała go za krawat i szarpnęła do dołu, impetem zmuszając chłopaka by klęknął i zrównał się z nią wzrokiem.
- Przeprosiłem już, prawda? - uśmiechnął się łagodnie licząc, że w ten sposób ostudzi nieco gniew Mad. - Wiesz, że trzeba było postawić sprawę jasno. Tak może nie będzie próbowała cię z nim wyswatać. - powiedział tym razem już poważniejszym tonem. Tymi słowami zdziałał tyle co nic.
- Zamknij się. - dziewczyna zakleiła mu usta siecią. - Nie masz pojęcia do czego zdolna jest moja matka żeby osiągnąć swój cel. - Mad nie żartowała. Widział to w jej oczach. Zastanawiało go co takiego musiało się wydarzyć, żeby dziewczyna taka jak ona się tym tak bardzo przejmowała.
W chwili gdy Madeleine miała rozkręcić się na dobre w opieprzaniu Rawena, rozległo się łagodne pukanie i drzwi się otworzyły. Stanął w nich mężczyzna w średnim wieku. Sądząc po zmieszanej sytuacją dziewczynie, musiał tam stać jej ojciec.
- Słyszałem, że wróciłaś córeczko. - zatrzymał się w progu - Choć chyba przyszedłem nie w porę... - spojrzał na zakneblowanego blondyna klęczącego przed pajęczą bardką.

<Mad? Może go tam nie zabijesz...>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz