poniedziałek, 12 lutego 2018

Od Lenalee

Dzwoneczek, który rozbrzmiał, gdy przeszła przez próg małego sklepiku, skierował na nią uwagę sprzedawcy. Przyjemny zapach ziół rozchodził się po pomieszczeniu, kojąc zszargane nerwy dziewczyny. Nienawidziła zimna, szczególnie gdy musiała wychodzić na zewnątrz – wprawiało ją to tylko w ponury nastrój i Lenalee miała ochotę właśnie przekląć wszystkie bóstwa odpowiedzialne za tą porę roku.
- Niezwykle zimno dzisiaj, nieprawdaż? - Właściciel sklepu skłonił się lekko i złączył chudziutkie dłonie.
Był dość starszy, żeby nie powiedzieć po prostu, że stary. Włosy miał poprzetykane siwymi pasmami, a na twarzy gościł uprzejmy uśmiech, który od razu odwzajemniła.
- Troszkę - odparła nieco za wysokim głosem.
Podała mężczyźnie karteczkę z nazwami różnych ziół leczniczych, wypisanych przez Raviego. Trochę aloesu, arniki i estragonu oraz różnych innych, o których słyszała po raz pierwszy. Mężczyzna zapakował wszystko do małych sakiewek i podał Lenie, która wręczyła mu parę monet i wyszła na zewnątrz. Zadrżała mimowolnie z zimna i dopięła do paska przy kamizeleczce sakiewki, następnie owijając się szczelnie peleryną i ruszając z powrotem do gildii. Z każdym oddechem dziewczyna tworzyła obłoczki pary, a padający śnieg osiadał na kapturze, który założyła chwilę wcześniej. Dopiero kiedy przestała czuć palce u stóp a policzki były nieznośnie czerwone i szczypiące, przeszła przez próg głównego budynku i odetchnęła z ulgą. Niewiele myśląc podążyła do poznanego wcześniej źródła ciepła. Sala spotkań była teraz opustoszała i dziewczyna mogła posiedzieć sama przed kominkiem, zrzucając wcześniej swój płaszcz i wieszając na oparciu krzesła tuż obok. Ciepło wchłaniające się w każdą komórkę jej ciała sprawiło, że zrobiła się strasznie senna, a co za tym idzie, przysnęła.

Obudziło ją wołanie, dobiegające z holu. Dopiero po paru krótkich chwilach rozpoznała głos należący do satyra. Podniosła głowę znad kolan i zamrugała parę razy. Gdy doszło do niej, że tą ją nawołuje medyk, dziewczyna podskoczyła i pobiegła w stronę źródła hałasu. Ravi uśmiechnął się na jej widok i poprawił małe, okrągłe okulary.
- Coś się stało?
- Jeden z naszych nieporadnych towarzyszy zrobił sobie krzywdę - odparł szybko - to nic poważnego, ale potrzebuje maści, a akurat zapas ziół się skończył. Kupiłaś, o co cię prosiłem?
- Jeny, wystraszył mnie pan - odetchnęła z ulgą, chwytając się za serce a satyr roześmiał się szczerze - kupiłam wszystko.
- Wspaniale, chodź za mną. Nauczysz się dzisiaj paru sztuczek z ziołami.
Ruszyli w stronę schodów prowadzących na piętro lecznicy. Po drodze wyciągnęła materiałowe rękawiczki i choć medyk na początku się im sprzeciwiał, upór dziewczyny wygrał i Lenalee mogła zakładać je do pracy z ciężej rannymi pacjentami.
- Nie będą ci potrzebne. - Uśmiechnął się ciepło, widząc je w jej rękach, a ta od razu je schowała - to małe zadrapanie, chociaż nie leczone może zrobić się poważne.
Przystanęli przed drzwiami gabinetu, do którego trafiał każdy z małymi czy większymi problemami. Nie widziała, kto siedział na łóżku, bo satyr od razu skierował się w tamtą stronę, przysłaniając jej widok.

Ktoś chciałby popisać z małą Lenalee?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz