sobota, 10 lutego 2018

Od Xaviera cd. Ignatiusa.

Od razu było widać, że słowa Ignatiusa przepełnione były dobrą intencją. Pomimo tego, że można było wyłapać w niej drżącą nutkę zdenerwowania, to jednak głównie płynęła z nich troska i zaniepokojenie o dobro Gildii. Chłopak wygłosił naprawdę porządne przemówienie. Niosło ono słuszne pouczenie, skonstruowane w taki sposób, że w normalnych warunkach z pewnością dotarło do niejednego serca i poruszyło nawet u najbardziej zacietrzewionych, wyrzuty sumienia. Jednakże w tym przypadku, młody miał o tyle pecha, że postanowił strzępić język na człowieku, który jedynie czego pragnął to śmierci. Ewentualnie snu.
Xavier przyglądał się uważnie czarnowłosemu, jednak słowa płynące z jego ust odbijały się od świadomości barda i przepadały gdzieś w eterze. Wprawdzie czasem udawało mu się wyłapać jakieś zdanie czy oskarżenie, jednak za żadne skarby nie potrafił tego złożyć w całość, w logiczne kazanie, którym mógłby się przejąć. Owszem, doskonale wiedział, o co tamtemu się rozchodzi, jednakże nie potrafił zrozumieć, czemu coś tak błahego zasłużyło na taki potok słów. Dwójka dorosłych  mężczyzn postanowiła napić się jak dobry druh z druhem i niby o to ma być ta cała wielka heca? Wielkie rzeczy. Przecież coś takiego mogło się zdarzyć nawet najlepszym. A dzień tygodnia nie ma nic tu do rzeczy.
— Na bóstwa wszelakie, jak ty chłopie jęczysz. — białowłosy westchnął nazbyt teatralnie, mogąc w końcu wtrącić się w monolog Iggy'ego. Głos młodego z każdym kolejnym zdaniem zaczął nabierać irytujących cech, przez które głowa Xaviera zaczęła pulsować jeszcze gorszym, tępym bólem. Machinalnie próbował przyłożyć dłoń do skroni, jednak gdy tylko podniósł dłoń, komplet uwieszonych bransolet zabrzęczał przeokropnie. Dźwięk, jak ostre szpile wbiły się w jego czerep, sprawiając, że jęknął cicho. Zdecydowanie nie nadawał się w tamtej chwili do rozważań nad przeszłością, bo jedyne czego pragną to świętego spokoju. Na niebiosa, dlaczego ta mała cholera musiała go akurat teraz niepokoić? Nie mogła poczekać, aż się trochę zdrzemnie, zrewitalizuje i przyjdzie na obiad czy tam kolacje. Wtedy mógłby go moralizować do woli. Przynajmniej dostałby w odpowiedzi jakaś mądrą, sarkastyczną odpowiedź, a nie musiałby wysłuchiwać tego lakonicznego dziamdziania półsłówek.
— Za bardzo się przejmujesz. — białowłosy kontynuował, wykrzesawszy z siebie więcej energii, co miało mu pomóc w obronie przed niesłusznymi, w jego miewaniu, oskarżeniami. — W ogóle nie rozumiem twojej złości. Prawisz mi kazania, jakoby ten nasz drobny wybryk wywołał kolejną katastrofę, ale jakoś nie widzę, żeby niebo waliło się nam na łeb. Gildia nadal stoi, nic się nie wydarzyło, zresztą, jeśli miałoby do czegokolwiek dojść, to zaufaj nawet wypici, dalibyśmy sobie radę. I błagam, jaka praca? Za kogo mnie niby uważasz? Pijąc, doskonale wiedziałem, że na następny dzień nie mam nic do roboty. To nie ten czas, aby robić w polu czy koło gildii. Theo z pewnością sam zajął się końmi, a Fiona ptactwem. Jestem też przekonany, że Irina nie wpuściła mnie do kuchni, tak samo Ravi do laboratorium, zwłaszcza po moich ostatnich dzikich eksperymentach. Do obchodu nie zostałem przydzielony, wiem, bo sprawdzałem. Do miasta raczej nikt mnie nie wysyła, a tym bardziej nie powierza ważnych dokumentów do dostarczenia. Nie mówiąc już o jakieś misji, bo taką uświadczyłem, cha nawet nie pamiętam kiedy. Sam widzisz, jak się sytuacja ma, więc czemu zakładasz, że to, co zrobiliśmy, było lekkomyślne?
W ostateczności Xavier odwdzięczył się chłopakowi nie wiele krótszym monologiem, co w sumie nie było w jego stylu. Bard nie lubił rzucać niepotrzebnie słów na wiatr, wyznając jakieś wyższe przekonanie o ich sile i cenie, jednak tym razem postanowił postąpić inaczej. I chyba zrobił to nie do końca świadom. Na mądrość Asaima, co ten alkohol robi z ludźmi. 

Iggy?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz