Wróciłem właśnie ze stołówki z tacami pełnymi od brudnych talerzy
po obiedzie. Zostawiłem je w kuchni na blacie obok zmywaka.
– Całkiem niezła sterta się ich nazbierała. – mruknąłem pod nosem.
– Raw! Jak skończysz tutaj to przetarłbyś stoły? – dobiegł mnie
głos Iriny ze spiżarni. Najwyraźniej właśnie sprawdzała co dzisiaj na kolacje
można zrobić z naszych zapasów.
– Nie ma sprawy Babciu I! – odkrzyknąłem swojej przełożonej i
zabrałem się do roboty. W odpowiedzi dostałem tylko pomruk niezadowolenia. Nie
wiem o co jej się rozchodzi, w końcu ten przydomek jest całkiem miły.
Podwinąłem rękawy i wstawiłem część naczyń do miski z wodą zmieszaną z sokiem z
cytryny, aby brud łatwiej schodził. Nuciłem pod nosem, przy tym praca szła
trochę szybciej. Ale dalej garów i naczyń było od groma.
Na szczęście nie zeszło mi się zbyt długo. Albo i nieszczęście, bo
jednak teraz czekało mnie sprzątanie sali. Podszedłem do pierwszego stołu.
Westchnąłem ciężko po czym zacząłem ścierać plamy sosów, okruszki pieczywa.
Krótko mówiąc cały burdel jaki zostawili po posiłku.
– Babciu I! Robię sobie przerwę na szluga! – zakomunikowałem.
Byłem już w połowie roboty i chyba jakaś przerwa się należała, a w trakcie
pracy, zwłaszcza w kuchni i tego typu miejscach się nie pali.
– Heh... Jeśli musisz to idź, tylko się sprężaj, bo będziemy
musieli jeszcze zakupy zrobić... – mówiła widocznie zajęta przeglądaniem stanu
kuchni.
– Ta jest! – odkrzyknąłem i wyszedłem tylnym wyjściem. Stanąłem
obok drzwi i wyciągnąłem paczkę po czym wyjąłem jednego. Po czym z kieszeni
koszuli wyjąłem iskrzyk. Był to specjalny przyrząd jaki zostawił mi ojczulek
zanim się rozeszliśmy, ponoć jedyny taki w całej Iferii. W każdym razie kilka
razy pokręciłem kółkiem z krzesiwem, zanim iskra podpaliła knot. Heh, trzeba
będzie wymienić niedługo te dziadostwo i uzupełnić naftę w zbiorniczku. Podpaliłem
w końcu i zaciągnąłem się. Zamknąłem klapkę, żeby resztka nafty nie wyparowała
i zacząłem wpatrywać się w iskrzyk. Ciekawe co u tego dziada... Mam nadzieję,
że nie dał się złapać. No cóż, trzeba będzie go kiedyś odwiedzić. Usłyszałem jak z wewnątrz dobiegają gniewne
krzyki Babci I oraz jak krzczy moje imię. Pewnie kolejni spóźnialscy. Ci zawsze
mieli kiepskie wyczucie, kiedy się spóźnić na posiłek. Szybko dopaliłem resztę
i wróciłem do środka.
– Co się stało Babciu I? – spytałem kierując się w stronę źródła
hałasu.
– Po pierwsze, możesz w końcu przestać używać tego pseudonimu? Już
wolałabym żebyś mówił do mnie po imieniu... – przewróciła oczami – A właśnie,
będziesz miał pomoc w dzisiejszych zajęciach. Przy okazji tu masz listę rzeczy
do załatwienia na mieście.
– Oj Bab... Irino, mogłabyś być trochę bardziej wyrozumiała dla spóźnialskich?
– Nie, nie mogłabym. – napotkałem jej twarde spojrzenie i
odpuściłem sobie dalsze kłótnie. W końcu z nią nie wygram.
– To gdzie jest mój pomagier? – spytałem wlepiając wzrok w kartkę.
Jagnięcina, pieczywo, przyprawy, warzywa, alkohole... Sporo tam tego. W sumie
to nawet dobrze, że kogoś mi do pomocy zaciągnęła.
– Właśnie kończy czyścić stoły.
No
cóż, czas zobaczyć z kim przyszło mi współpracować.
Ktosiu, może ty zechcesz mi pomóc?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz