poniedziałek, 3 kwietnia 2023

Od Nalanisa cd. Jamesa

Siemasz, James.
Drogi Panie Norris? No proszę, coraz lepiej. Widzę, że humor Ci dopisuje, przyznam, że uśmiechnąłem się trochę na Twoją przekorę. Jeśli możesz, w ten sposób również się do mnie nie zwracaj, tym razem poczułem się jak mój ojciec. Widzisz, moja matka często łajała go dramatycznie łamiącym się altem, gdy coś przeskrobał. Brzmiało to mniej więcej tak:
— Ovenorski zegarek z kukułką i rycerskie ostrogi? Na takie gówna trwonisz nasze oszczędności, mój drogi panie Norris?
Także, jeśli łaska, oszczędź mi tego. Zgoda, Drogi Pan jest lepszą opcją niż Szanowny Pan, ale tylko trochę. Gdybym miał wybierać, którym chcę być, nadal wolałbym zostać przy Nalanisie, ale skoro nie ma na to perspektyw... Cóż. Jeżeli chcesz, próbuj dalej, może w którymś liście trafi się apostrofa, która mnie usatysfakcjonuje. Ale bardzo wątpię. Chyba że chcesz mi pisać Najjaśniejszy PanieWasza Ekscelencjo też nawet ujdzie.
Te wszystkie paskudne formalizmy to pokłosie akademickiej przeszłości, mówisz? Aż zaczynam się cieszyć, że statusu studenta nie posiadałem w życiu długo. Jeszcze, jak Ty, nabawiłbym się literackich tików nerwowych, objawiających się kompulsywnym stosowaniem pretensjonalnych zwrotów w guście: z wyrazami szacunku, dziękuję uprzejmieszanowny panie, przepraszam uniżenie. Wierzę, że, jako entuzjasta nadętych słów, nie pogniewasz się na mnie, ale nie znoszę oficjalnego języka z całego serca. Zastanawia mnie poza tym, co na tych wszystkich poważnych uniwersytetach musi się wyprawiać, że osoby, które już dawno zakończyły naukę, nadal są panującą tam nomenklaturą tak skrzywione, że posługują się nią nawet w prywatnej korespondencji. A więc, James, skoro nie możesz się bez swoich eleganckich fraz obyć, poświęcę się, spróbuję je przełknąć. Ale gorzki to smak, źle działa na moje gardło. Czuję, że będę musiał iść do kozła-medyka po coś do płukania krtani, a słyszałem, że takie mikstury to interes nietani. Zapewne zechcesz mi niezbędne medykamenty ufundować, biorąc na siebie odpowiedzialność za moje zdrowie, sam naraziwszy je na szwank? Nie żebym coś sugerował, ale tak postąpiłby każdy porządny obywatel tego-lub-innego kraju.
Och, no proszę, kolejny słaby dowcip. Zaczynam dostrzegać, że nasze poczucie humoru trochę się różni, jestem tym faktem niepocieszony. Następnym razem chciałbym, żebyś z kawałami postarał się bardziej. Ile masz lat? Czterdzieści pięć? Przepraszam bardzo, w życiu w to nie uwierzę. Jestem młody, nie głupi, oczy mam, widzę doskonale, a to, co zobaczyłem, kompletnie nie pokrywa się z tym, co mi tu piszesz.
(Pismo od tego momentu nieznacznie się różni, widać, że stalówka ma nieco większy nacisk i znajduje się pod innym kątem niż poprzednio, całość wygląda, jakby autor po ostatnim akapicie porzucił na chwilę pisanie, żeby przejść się po pokoju.)
Cholera jasna, czterdzieści pięć lat?... Na wszystkich bogów, czy Ty chcesz mi powiedzieć, że mógłbyś być moim ojcem? Nonsens, bzdura i kompletny absurd. Jak wrócisz z tej swojej Obarii, będziesz musiał pokazać mi akt urodzenia. Albo inny dokument mogący w jakiś sposób potwierdzić Twój wiek. Inaczej nie przyjmę tej informacji do wiadomości, nawet mowy nie ma.
Jeżeli zaś chodzi o Twoją brodę, mam nadzieję, że zgolisz ją dobrowolnie. W przeciwnym razie, lojalnie ostrzegam, zmuszony będę wziąć sprawy we własne ręce. Brody są dobre dla mężczyzn z mankamentami podbródka albo z niewyraźnie zarysowaną linią szczęki. Jestem malarzem-artystą, wierzę w piękno, a piękno, moim skromnym zdaniem, powinno się eksponować. Także, daruj, ale, jak na moje oko, nosząc brodę, popełniasz zbrodnię bliską świętokradztwu. Nie wiem, czy jesteś świadomy, ale obrażasz moje uczucia religijne, James. Bardzo brzydko z Twojej strony, co by na to powiedzieli porządni obywatele państw takich-czy-innych?
Mówisz, że mam ładne imię? Dziękuję. Twoje też całkiem mi się podoba. Wpadła mi ostatnio w ręce Wielka Księga Imion, otworzyłem ją, stronę wybrałem przypadkowo, los chciał, że trafiłem akurat na opis Twojego imienia. Okazało się, że James znaczy mniej więcej: zesłany, żeby karać nas za nasze grzechy. Intrygujące, nie sądzisz? Czyżbyś do końca naszej znajomości miał dokuczać mi Drogimi Panami i przyprawiać o ból głowy wyrazami szacunku? No proszę, aż prawie zaczynam niektórych grzesznych scen ze swoim udziałem żałować.
Och, miło mi, że interesuje Cię moja przeszłość i dotychczasowa kariera. Skoro prosisz, opowiem Ci na ten temat nieco. Ale tylko nieco. Widzisz, bardzo lubię mieć tajemnice.
Bywałeś w Sorii w ostatnich latach? Tam najłatwiej byłoby o mnie usłyszeć, spędziłem w stolicy prawie całe życie, rozgłos, który uzyskałem jako artysta, siłą rzeczy ograniczył się do tego miasta. Zastanawia Cię moja przynależność klasowa? Pudło, nie wywodzę się z arystokracji, ale, przyznaję, cieszę się, że swoim stylem bycia zdołałem trochę Cię nabrać, lubię uchodzić za panicza. Nie pochodzę ani z arystokracji, ani z miejskiej biedoty. Moja matka jest krawcową, gdybyś był ciekawy. Stosunkowo popularną, a w stolicy to dużo. Ojciec robi kapelusze, całkiem niezłe, parę sztuk nawet ze sobą przywiozłem. Pochwalę się, że na szyciu znam się doskonale, część ubrań, w jakich mogłeś mnie oglądać, przerobiłem samodzielnie. Poza tym znam się na modzie, jestem w panujących trendach obeznany, a raczej byłem jeszcze do niedawna, gdy mieszkałem w dużym mieście.
Czy w Sorii wiodło mi się dobrze? Patrząc wstecz, myślę, że nie mogę narzekać. Los nigdy nie dawał mi tego, czego pragnąłem, ale zawsze stawiał na mojej drodze ludzi, którzy pomagali mi to zdobyć. Z pomocą pewnego człowieka podjąłem na przykład studia malarskie na Soriańskiej Akademii Sztuk Pięknych, ale... porzuciłem je dość szybko. Więcej czasu spędziłem w Szkole Tańca i Sztuki im. księżnej Ballvale, ale jej ukończenie również nie było mi pisane. Sam rozumiesz, poznałem w tym okresie wiele osób, które miały na mnie wpływ różny, poza tym moja sytuacja finansowa była zmienna, zapał do nauki również. Zresztą nawet nie wyobrażasz sobie, jak trudno jest, będąc młodym artystą, znaleźć sobie w stolicy przyzwoitego spon mecenasa sztuki. Także, hm, to tak w wielkim uogólnieniu, uproszczeniu i skrócie, jeżeli chodzi o moje wykształcenie.
Szybko chciałem zacząć zarabiać własne pieniądze, spróbowałem swoich sił w malarstwie, ale nie przyniosło mi to spodziewanych dochodów. Marzenia o staniu się uznanym portrecistą nie porzuciłem, ale, z braku laku, tymczasowo znalazłem inny sposób na życie i obrałem nową ścieżkę kariery. Tak się złożyło, że mieliśmy w Sorii parę miejskich trup teatralnych, ulicznych i objazdowych. Dostałem angaż w jednej z nich, co pozwoliło mi spełniać się artystycznie na wielu płaszczyznach równocześnie. Współpracując z trupą, byłem trochę malarzem, trochę fryzjerem, trochę stylistą, trochę aktorem, trochę szwaczem, trochę tancerzem, trochę poetą, trochę woźnicą. Obracając się wśród ludzi sztuki, jak sam się pewnie domyślasz, nauczyłem się wiele. Nie tylko o sztuce.
Co jeszcze mogłoby Cię zaciekawić? Pewnie to, że jeżeli grałem, to przeważnie role kobiece. Nie chwaląc się, niejednokrotnie sprawdzałem się w nich lepiej niż same panie, przeważnie zbierałem większy poklask niż moje koleżanki po fachu. Za lady Alainę czasem nadal się przebieram, mężczyźni, oczywiście, nadal się na ten numer łapią. A skoro nabierają się teraz, gdy mam lat dwadzieścia cztery, pomyśl, jak w żeńskim wydaniu musiałem być olśniewający, gdy miałem lat dziewiętnaście.
W stolicy zyskałem pewną sławę, ale nie taką, jakiej chciałem, zarobiłem jakieś pieniądze, ale nie te, które pozwoliłyby mi żyć na odpowiedniej stopie. Soria nie poznała się na moim talencie, ale nic nie szkodzi, zobaczymy się jeszcze. Dam jej drugą szansę, a wtedy odniosę zasłużony sukces, głęboko w to wierzę. Widzisz, James, jestem świadomy swojego potencjału, wiem, że jestem artystą wybitnym, jedynym w swoim rodzaju. I myślę, że warto we mnie inwestować. Za jakiś czas wrócę do Sorii jeszcze wspanialszy, jeszcze bardziej czarujący, a wtedy rzucę ją na kolana.
Co robię w Tirie? W połowie odpoczywam, w połowie przygotowuję się do rzeczy, które niebawem staną się moi udziałem. Gdy tu przyjechałem, byłem wyczerpany nieustannym twórczym wysiłkiem, pracą na powietrzu, ciągłym ruchem, spaniem raz w kamienicach wyglądających jak pałace, raz w przydrożnych zajazdach, raz w obskurnych mansardach, raz pod gołym niebem. Wiesz, różnie to bywa, gdy jesteś młody-piękny-niezamożny. Jak masz szczęście, na śniadanie z wicehrabią ubierają cię trzy służące, jak nie masz, bajerujesz właściciela jadłodajni o miskę zupy.
Mimo przygód i doświadczeń ze stolicy, zarówno tych szczęśliwych, jak i mniej, podejście do życia mam optymistyczne, czuję w sobie duży entuzjazm, humor nadal mi dopisuje. Najczęściej. Bo nie zawsze. Dzisiaj na przykład w ogóle nie. Ale o tym opowiem Ci w dalszej części listu.
Liczę, że w ramach rewanżu zechcesz opowiedzieć mi nieco o sobie. Twoje pochodzenie, dotychczasowe życie, akademicka przeszłość i powody, dla których pojawiłeś się w gildii, również są dla mnie interesujące.
Czy nazywa się mnie Alainem, czy Nalanisem, nie ma to dla mnie dużego znaczenia. Obie formy lubię, szczególnie gdy umiejętnie się ich używa i wie, kiedy zastosować którą. Nalanisem przeważnie jestem dla tych, którzy znają mnie jako malarza, Alainem dla osób, które znają mnie prywatnie. Muszę jednak Cię rozczarować, Nalanis i Alain to ta sama osoba, nie ma między nimi żadnej różnicy, a jeżeli jakieś istnieją, nie jestem ich świadomy. Którą wersję wolę? Wymieniamy listy, w tej chwili jestem dla Ciebie raczej Alainem, pewnie wyszłoby naturalnie, gdybyś mówił mi po imieniu. Ale, cóż, nie ma to wielkiego znaczenia, skoro i tak zostałem skazany na bycie Panem, do tego, o zgrozo, Drogim lub Szanownym.
Słusznie zgadujesz, odczuwam ostatnio luki w budżecie. Jeżeli chodzi o buty, które ostatnio zniszczyłem, to sprawa wygląda tak, że w prawym złamałem sobie obcas. Buty prawie nowe, kupiłem je niedawno, będę musiał pojechać do szewca złożyć reklamację, ale wątpię, czy mi ją przyjmie, bo widać, że obcas odpadł z mojej winy, także ciekawe, ile policzy mi za naprawę.
Buty tego typu są mi potrzebne bardzo, zapukałem więc do psiarni w akcie desperacji. Pokazałem mu buta w dwóch kawałkach, zapytałem, czy mi go naprawi. Pies na mnie spojrzał, powiedział, że chyba mnie pojebało, że będzie mi starożytną, runiczną magią elfów praojców buta kleił. Znaczy, no dobrze, tak nie powiedział, ale sens jego słów był mniej więcej taki.
Odwiedziłem również starca, wytłumaczyłem mu, czego od niego chcę, zapytałem, ile by mnie to kosztowało. Starzec popatrzył na mnie, kazał mi spieprzać i nie zawracać mu dupy, bo cennik wisi na drzwiach. Sprawdziłem ten cennik i, kurwa mać, naprawa buta wyszłaby mi cztery razy drożej niż nowa para. Wróciłem do pryka, uśmiechnąłem się ładnie, zapytałem, czy naprawi mi za friko, dla niego to przecież tylko machnąć ręką, poza tym Fionie łuk zrobił za darmo. A on na to, że chyba coś mi się pomyliło, nic takiego nie miało miejsca. No i co teraz, Fiona mnie okłamała, czy staruch mnie wkręca? I co ja mam zrobić z tymi butami? Zamówiłbym sobie nowe i nikogo się o nic nie prosił, ale, cholera, czasy ciężkie, trzeba zaciskać pasa, zleceń nie dostaję, środków przeznaczonych na rozwój artystyczny ruszyć nie śmiem, więc skąd wziąć pieniądze?
Pytasz o moje prace? Część została w rodzinnym domu, część rozdałem przyjaciołom, część sprzedałem, część zgubiłem. Jestem portrecistą, maluję głównie ludzi. Mam w gildii parę ciekawych obrazów, pozował dla mnie choćby kozioł-medyk, ale trudno tu mówić o bardziej uporządkowanej kolekcji, musiałbym kompletować ją od zera. Przywiozłem za to z Sorii swoje notatki i dzienniki, mam tam setki szkiców, jak będziesz chciał, kiedyś Ci pokażę. Rysowałem głównie osoby ze swojego otoczenia, ale kilku obcych ludzi, którzy zrobili na mnie szczególne wrażenie, też uwieczniłem. Mam na przykład szkic blondwłosej kobiety, ładnej mimo blizn na twarzy po ogniu lub kwasie. Widziałem ją raz w życiu. 
Podziękuj Nibyłowskiemu za pozdrowienia, powiedz, że bardzo mi miło, za wróżbę też jestem wdzięczny. Domyślam się, co Twój przyjaciel miał na myśli, mówiąc, że powinienem uważać na opary terpentyny, ale trudno mi stwierdzić, o co chodzi z przestrogą przed czerwonymi szpilkami. Mógłbyś dopytać?
Twój przyjaciel to człowiek ciekawy, chętnie poznałbym go osobiście, mam nadzieję, że kiedyś nadarzy się okazja. Sztuka wróżenia zawsze mnie fascynowała, chętnie dałbym mu rękę, żeby coś mi z niej wyczytał. Często korzystasz z jego umiejętności? Uważam, że, mając przy sobie kogoś takiego, grzech nie korzystać, gdybym był Tobą, kazałbym mu codziennie stawiać sobie tarota przy śniadaniu.
Wszystko dobrze u Elegantki, apetyt jej dopisuje, co cieszy mnie bardzo. Chciałbym, żeby przytyła, bo wystają jej żebra i kości na zadzie. Klacz liczy sobie prawie tyle lat, ile ja, nie jest już zbyt żwawa, ale ostatnio jakby więcej kłusuje. Widać, że towarzystwo gildyjnych wierzchowców jej służy, trochę w Tirie odżyła.
Och, a więc w ten sposób. No proszę, James, a przez chwilę miałem Cię za dżentelmena. Mówisz, że to nienaturalne, żeby pozwalać się sobie obruszać za rzeczy, które są tak prosto i klarownie wytłumaczalne? Wiesz, co jest moim zdaniem nienaturalne? Pisanie tego typu żądań do prawie obcej osoby. W pierwszym liście. I kontynuowanie ich w kolejnym. Oprócz tego: straszenie potencjalnymi konsekwencjami za ewentualny brak posłuszeństwa. I kategoryczne zakazywanie podejmowania działań, których odbiorca listu nigdy nie wyraził chęci wykonywania. Gdy tak na to wszystko spojrzeć, nie wygląda to najlepiej, nie? Co by na to powiedzieli porządni obywatele państw takich-czy-innych?
Niczego Ci nie obiecam, bo mam tak, że nie składam obietnic nigdy, a swoich przyzwyczajeń i zasad, wybacz, zmieniać nie zamierzam. Na ten moment możesz mnie co najwyżej o coś uprzejmie poprosić, a ja, jeżeli będę miał dobry nastrój, łaskawie się do prośby przychylę. Ale może nie. Zobaczę.
Swoją drogą, dlaczego miałbym robić cokolwiek, co mogłoby sprawić Cali przykrość? Mamy dobre relacje, gdybyś interesował się, co się dzieje wokół, dostrzegłbyś, że chodzimy razem na wino i plotki. Teraz chcesz, żebym zostawił ją w spokoju? No, James, rychło w czas.
Nawet nie wiesz, co się teraz w gildii dzieje. Nastrój mam zły, a Ty psujesz go jeszcze dodatkowo. Gdybym nie wiedział, że zwracasz się do mnie w ten sposób, bo próbujesz dbać o dobro bliskiej osoby, odpowiedziałbym Ci inaczej. Szczęśliwie się złożyło, że fakt, że chodzi o Calę, usprawiedliwia Cię poniekąd w moich oczach.
Aha. I tym razem poczułem się dogłębnie urażony. Jakbyś nie zauważył.
Temat nie okazał się tak nudny, jak sądziłem, dziękuję, że zarysowałeś go w sposób prosty. Ciekawa historia z tymi kamieniami szlachetnymi, nie słyszałem nigdy o ich właściwościach, ale nigdy też mnie one nie interesowały. No co tak właściwie Wam te skały wulkaniczne? Dlaczego są takie cenne? Działają podobnie jak kamienie szlachetne? Przyznam, że cel całego przedsięwzięcia również mnie ciekawi. Zapewne waga ekspedycji jest niebagatelna, sądząc po tym, ile serca i trudu wkładacie w jej powodzenie. Może zechcesz opowiedzieć więcej na ten temat? Jak tam w ogóle Wasze interakcje z plemieniem lustrzan?
Książę nas opuścił, zgadza się. Elfia dzikuska także. I ten dziwny cichy mag. I parę innych osób, które znałem słabo, więc ich odejście nic mnie nie obchodzi. Daruj lakoniczność, ale na plotki wyjątkowo nie mam nastroju.
Obiecałem, że będę Cię informować o tym, co dzieje się w Tirie, więc słowa dotrzymuję. Tadeusz zmarł. Straszna atmosfera panuje teraz w gildii, dobrze, że jesteś daleko i nie musisz w tym ponurym wydarzeniu uczestniczyć. Sala wspólna stoi pusta, nikt nie pije, nikt nawet głośno nie rozmawia, na korytarzach cisza. Coś się z pogodą porobiło, buro, ciemno, nawet nie ma jak wyjść na spacer i trochę się przewietrzyć. Nie znałem Tadzika prawie wcale, ale jestem całą sytuacją przybity, nie najlepiej ją znoszę. Świadomość, że ktoś umarł tuż obok, w budynku, w którym mieszkam, sprawia, że czuję się nieswojo i źle. Jestem artystą, interesuje mnie piękno. Choroba, żałoba, brzydota, śmierć... Wszystko to wywołuje we mnie nieprzyjemne wrażenie. Nastrój, jaki panuje teraz w gildii, sprawia, że mam ochotę uciec przez okno.
Jako jedyny malarz w Tirie, poczułem się zobowiązany namalować portret trumienny. Tadzika przedstawiłem w cylindrze i garniturze, chciałem, żeby portret wyglądał poważnie, ale chyba trochę z tym przesadziłem, nie wiem, czy nie nadałem żabiej sylwetce przesadnego majestatu. Pokazałem portret Marcie. Zaśmiała się krótko, z jakimś suchym, nieszczęśliwym rozbawieniem. Widok Tadzika musiał ją wzruszyć, zobaczyłem w jej oczach łzy. Przytuliłem ją. Co miałem zrobić?
Spędziłem większość dnia w łóżku. Nie jestem chory, ale dostałem migreny, trochę dzisiaj gorzej z moim samopoczuciem, skończę pisać i idę spać. Stefano zresztą drzemie już na poduszce obok, Pumpuś w nogach, Sho w kapeluszu, także, widzisz, zwierzęta dotrzymują mi towarzystwa. 
Cholera, James. Źle się czuję w czarnych ubraniach. Mam wrażenie, że odbierają mi osobowość. Widziałeś mnie kiedyś w czerni? Chyba nie. Albo to ciężka noc, albo okropnie mi w niej blado.
Nie przemęczaj się, nie łaź tyle po górach, bo zachorujesz i co będzie. Co to zresztą za szalony pomysł, żeby od razu pchać się na sam szczyt? Za dużo wolnego czasu chyba tam macie. A Ciebie też coś ostatnio energia rozpiera. Czyżby zmiana środowiska wpłynęła na Ciebie tak korzystnie? A może to zasługa Nibyłowskiego?
Wróciłeś do jazdy konnej? Świetnie. Może kiedyś uda się nam pojechać na przejażdżkę, gdy Elegantka będzie miała lepszy dzień. Albo ktoś pożyczy mi swojego konia. Ale wolę Elegantkę.
Cieszę się, że podobały Ci się moje ostatnie plotki. Szkoda, że tym razem nie mogę opowiedzieć Ci nic zabawnego, mam dla Ciebie wieści jedynie... takie.
Dziękuję za prezent. Skłamałbym, gdybym napisał, że nie lubię być obdarowywany. Gdy przeczytałem, że coś dla mnie masz, nastrój trochę mi się poprawił. Kiedy wracasz?
Pozdrowiłem wszystkich, którzy mi się nawinęli. Marta, Ignaś, starzec, Irinka, psiarnia, Pola, kozioł-medyk, kozioł-szatan, Cahir, kacza matka, Nikolai, Akamai, grzybiarz, ćma i bibliotekareczka również Cię pozdrawiają. Ponadto:

1. Akamai życzy Ci udanego pobytu w Obarii. Odwiedzi Cię chętnie, jeśli nadal będziesz w górach, gdy znów zacznie podróżować.
2. Pola prosi, abyś ubierał się ciepło i na siebie uważał.
3. Kozioł-medyk pyta, czy mógłbyś rozejrzeć się za jaskrem karłowatym i, jeżeli to nie będzie kłopot, przywieźć mu parę egzemplarzy.
4. Kozioł-szatan pyta, czy przesłać Ci jakąś lekką książkę do czytania dla relaksu w czasie podróży.
5. Irina każe Ci dużo jeść, nie możesz wrócić szczuplejszy niż byłeś, bo wymierzy Ci sprawiedliwość swoją chochlą.
6. Cahira te Twoje pozdrowienia jakoś zdziwiły, podziękował, ale kazał uprzedzić, że jeśli chodzi o pomoc w leczeniu blizn, to nie jest zainteresowany.
7. Kacza matka mówi, że chętnie przygarnie jakieś mapy ciekawe, jakbyś jakieś znalazł, to będzie zachwycona.
8. Tsakani nie wie, kim jesteś.
9. Sravetti zachował się, jakby nie wiedział, kim jesteś.
10. Psiarnia nie wie, kim jesteś, ale dziękuje za pozdrowienia, chętnie Cię pozna.
11. Bibliotekareczka spłoniła się, powiedziała, że się pozdrowień nie spodziewała, ale, oczywiście, dziękuje za nie bardzo, jak wrócisz, zaprasza na herbatkę.
12. Nikolai mówi, że jesteś chujojcem, a jak dałeś dyla, masz płacić mu na Wasze kocie dzieci alimenty.
13. Xavier pozdrawia i cieszy się, że zostałeś jego fanem. Wspomniał, że pozrywał sobie ostatnio struny w lutni, ale nie kupuj mu nowych, to naciągacz i prosidełko.

Jak prosiłeś, wygłaskałem w Twoim imieniu wszystkie gildyjne koty, które wpadły mi pod nogi. Chciałem pogłaskać Balbinkę, ale upieprzyła mnie w palec, krew się nie polała, ale czuję dyskomfort przy trzymaniu pędzla. Jeżeli możesz, do środków na płyn do płukania krtani dorzuć mi też na maść na opuchliznę, na pewno będę wdzięczny.
Ściskam,
Nalanis

(List, w przeciwieństwie do poprzedniego, napisany pismem prostym, momentami demonstracyjnie niedbałym. Rysunki są trzy. Jeden przedstawia Sho w kapeluszu, drugi śpiącego Pumpusia, trzeci nastroszonego, drzemiącego na poduszce Stefano.)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz