piątek, 21 kwietnia 2023

Od Narcissy cd Asy

W chłopcu widzi twarze ludzi, których znała już wcześniej. Rozpoznaje tembr głosu, którym jej się zwierza, rozróżnia charakterystyczne metody opowiadania o sobie i swojej przeszłości. Potrzeba dystansu, która momentalnie przełamuje chwilę słabości i wyrywa rozmówcę z ciemnego miejsca. Narcissa z doświadczenia wie, co może wydarzyć się z nim później i chyba właśnie to łamie jej serce najbardziej. Chłopiec stara się zgrywać twardego, jak każdy, kto w tym wieku doświadczył o wiele więcej zła, niż powinien. Nie pozwala łzom, które powoli perlą się w jego oczach spłynąć po policzkach – wtedy przecież oficjalnie można to uznać za płacz. Rozciera je powiekami – bezskutecznie, samotna łza ucieka i ześlizguje się po chłopięcej twarzy. Narcissi jest go żal, gdyby mogła, przytuliłaby go mocno i ucałowała w czubek głowy. Teraz jednak decyduje się jedynie na pokrzepiające przygładzenie mu włosów i kilka słów otuchy. Asa wygląda na zdeterminowanego, gdy sugeruje dalszy trening i wkłada w ćwiczenia więcej energii i rozwagi. Nie sieka kukły na oślep, a z uwagą obiera jedno miejsce i systematycznie na nie naciera, analizując popełnione przy poprzednich próbach błędy. Wciąż porusza się niezgrabnie, pozwala ostrzu uciec, czasem potyka się o własne nogi, ale im więcej kropli potu występuje na jego czole, tym gładziej mu idzie. Miecz lepiej waży się w jego dłoniach, odnajduje w nim bardziej komfortowy punkt, poprawia uchwyt, przesuwa się o milimetry i rozważa, które ustawienie wolał bardziej.
Narcissa siada na snopku siana i obserwuje chłopca uważnie, rzuca mu szczątkowe rady. Powtarza słowa, które usłyszała już kiedyś od Khardiasa, gdy pod osłoną nocy wykradali się wspólnie na plac treningowy, by spędzać tam długie godziny na doskonaleniu techniki wtedy jeszcze dziewczynki.
Kobieta odnajduje swego rodzaju ukojenie w patronacie, jakby wypełniała pewną część w jej sercu, którą jej wykradziono, a może po prostu zawsze stała pusta. Mogłaby robić to częściej, uczyć kolejne pokolenia, pozwalać tradycji trwać i wypuszczać nowe pąki, czerpiąc bezpośrednio od korzeni starego drzewa.
Czy byłby z niej dumny? Oczywiście, że tak, tak często powtarzał, jak bardzo ją ceni, a jednak wciąż miała wątpliwości. Nie potrafiła przejrzeć przez pewną iluzję, którą sama sobie malowała, zwyczajnie nie wiedziała, czy to, co robi, rzeczywiście było dobre. Prawe. To Khardias był jej kompasem moralnym. To on, swego rodzaju antybohater, uświadamiał ją w zawiłości świata, poszerzał jej horyzonty, służył dobrą radą. Tłumaczył rzeczy, których sama nie rozumiała. Teraz gdy go nie było, czuła się, jakby założono jej klapki na oczy.
Nie chce dłużej o tym myśleć, jednak mimowolnie sama powraca do tego tematu. Decyduje się więc wstać, zająć głowę czymś innym. Czymkolwiek.
— No, już. Zaczynasz tracić grunt pod nogami, starczy na dzisiaj — osądziła, gdy zobaczyła, jak coraz prężniejsze i bardziej pewne siebie ruchy chłopca znowu tracą na sile i robią się niedbałe, jakby ktoś postawił go na najgładszej na świecie tafli lodu i pchnął delikatnie do przodu. Asa przez chwilę stawia opór, odrzuca propozycję kobiety.
Chwyta drewniany miecz mocniej i celuje prosto pod chłopięce kolano, zwalając go z nóg jednym, wcale nie tak mocnym pchnięciem.
— Zmęczony nic nie wynosisz z treningu, a jedynie zaczynasz się frustrować. Prawdziwą sztuką nie jest się zajechać, a wiedzieć, kiedy ustąpić. — Wyciąga w jego stronę dłoń, którą chłopiec chętnie przyjmuje i pomaga mu wstać. — Teraz czeka cię ta lepsza część trenowania — oczy Asy momentalnie pobłyskują w ekscytacji, czeka niecierpliwie na to, co powie kobieta. — Obiad!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz