poniedziałek, 17 kwietnia 2023

Od Jamesa — "Seks cię uprości"

James się nie skrada. Nie czuje potrzeby. Na tym etapie wydaje mu się, że zna swoich artystów wystarczająco, żeby wiedzieć, że w pewnych momentach będą po prostu nasłuchiwać jego kroków. Mogą się pysznić do woli, zachwycać otoczeniem, perfidnie przesuwać wszystko z kąta w kąt i ignorować jego obecność. Potrafią odwrócić się tyłem, przejść obok, niby zająć się faktycznie nowym kawałkiem rzekomej sztuki, którą muszą dokończyć na gwałt, a w ogóle to mógłby przestać im przeszkadzać. Nie mówią mu tego oczywiście, ale obruszają się lekko, karcą oczyma, wzdychają teatralnie, jakby nagle zapominali języka w ustach i nie potrafili z niego korzystać. 
Oczywiście, uważa to za nonsens, ale zwykł uzupełniać ich ciche gierki.  Nie potrafi odmówić lichej przyjemności z naigrywania się z całego tego mezaliansu, z grania trudnych do zdobycia, a przede wszystkim, nie dajcie bogowie, uznania za nazbyt chętnych. Przerzucają się konwenansami przeplatanymi z ubranymi w miłe, ładne słowa złośliwościami. Jedni i drudzy wychwytują to umiejętnie, szukając niepotrzebnie dodatkowej zaczepki, żeby pociągnąć teatrzyk dalej. Po takim czasie nadal uznaje to za całkiem zabawny, chociaż powierzchowny, flirt. Głębiej potrafią się już tylko otworzyć, a to przychodzi im z większym trudem, ale nadal zdarza się od czasu do czasu, gdy uchwycą dobry moment.
Dzisiaj go nie ma. Jest za to chwila przyjemniejsza w odbiorze, wyczekująca i nawet nie ulotna, której bieg nadają stuknięcia palców malarza. Nalanis siedzi ostentacyjnie rozłożony na kanapie z książką w jednej dłoni, prawdopodobnie zwiniętą z biblioteczki Jamesa, bo skłonność do podbierania też jego artyści mają podobną. Nawet nie udaje, że czyta, wzrokiem skupiony w jednym i tym samym miejscu, ale paznokciami wybija nieregularny rytm na kolanie. Historyk zdążył się już przyzwyczaić, że Alain w ciszy własnych myśli pozwala sobie odpłynąć dłoniom czy ustom. Nie raz przyłapał go na nerwowym podgryzaniu paznokci, skubaniu skórek, męczeniu jasnych włosów. Część z tego to pewnie pozostałość po aktorskiej przeszłości, reszta może naturalne nawyki, od których nie odwiodły go rodzicielskie przestrogi, ale James lubił myśleć, że jeden czy dwa tiki to po prostu sam Nalanis. W czystej postaci, gdy niezauważalnie opuszczała go rola, ale jeszcze nie do końca pamiętał, jak to odgrywać samego siebie, bez złudzeń i wyuczonych przyzwyczajeń.
James wie, że jest mu trochę przykro. Spodziewał się pewnie lepiej zaprojektowanego dnia, może nawet skrojonego na miarę prosto pod niego. Zamiast tego Cala nie zdążyła wrócić z pierwszej swojej prawdziwej misji, a sam mag tego poranka nie poświęcił mu praktycznie żadnej uwagi, zbytnio zajęty stosem korespondencji, sprawunków niecierpiących zwłoki czy interwencją krwawiącego nosa u Billy`ego, który pokłócił się z jedną ze swoich ulubionych kurek. Jest już popołudnie, ale słońce nadal znajduje się wysoko na niebie, to daje historykowi wystarczająco nadziei na odratowanie sytuacji.
Malarz ma usta wygięte w lekkim grymasie, ale wolna ręka rzucona na oparcie mebla drga mu nerwowo, gdy James przyklęka obok kanapy. Oczywiście, nadal jest ignorowany, więc powolnym, ale stanowczym, ruchem chwyta za książkę i odkłada ją na bok. Jego dłonie szybko znajdują twarz drugiego mężczyzny, z palcami zatopionymi łagodnie w miękkich policzkach, z siłą niewystarczającą, żeby sprawić komukolwiek przykrość. 
— Cześć — wita się cicho, łapiąc spojrzenie Nalanisa. 
W oczach dostrzega głównie czyste oburzenie, że śmiał przyjść tak późno. I w dodatku nawet się nie kaja! Nie czołga, nie płaszczy, nie przeprasza i milion innych rzecz, które powinien wykonać, zanim zaskarbi sobie wybaczenie artysty. James zna jednak lepszy sposób, więc luzuje uścisk i kciukiem, niby przypadkiem, zahacza o suche usta. Jak na zawołanie wargi otwierają się w szerszym grymasie, ale zanim ich właściciel zdąży go zrugać, scałowuje już z nich pioruńskie zniewagi. Nie spieszy się, mimo wyraźnych próg pogonienia z drugiej strony, która z jednej strony jest chętna, z drugiej nadal zdenerwowana. Jamesowi przechodzi nawet na myśl, czy aby zaraz nie dostanie książką w łeb, ale zostaje nagrodzony szarpnięciem za włosy. 
Patrzą się na siebie w ciszy, Nalanis nadal będąc obrażonym, pewnie jeszcze bardziej, gdy musi wpatrywać się w pogodną twarz spóźnialskiego maga.
— Zniewaga na najwyższym poziomie, spodziewałem się czegoś lep… 
— Przepraszam — mówi szybko, bo nie chce się kłócić. — Powinienem przyjść wcześniej. Przynoszę za to i przeprosiny, i prezent urodzinowy, a przez resztę i dnia, i wieczoru, i nocy możemy robić, cokolwiek sobie wymarzysz. 
No, prawie wszystko, bo w gildyjskich murach nadal starają się zachować dyskrecję. Jeden z nich bardziej niż drugi, ale Jamesa nadal bawi, że niektórzy gildyjczycy nawet teraz są nieświadomi jego bliskiej relacji z Calą, mimo że ta już dawno przestała chodzić w koszulach innych niż jego. Zanim jednak dojdą do tych samych wniosków, wkłada mu w dłonie pakunek, zmaterializowany na życzenie prostym zaklęciem i przysiada się już poprawnie na kanapę.
— Możemy wyjąć wino, ponaśmiewać się z muzyki Xaviera, nagłaskać gildyjskie koty. Możemy wyjść na kolację, w razie czego na zapas mamy przygotowaną rezerwację i pan Asparsa nawet przyjął moją prośbę o ewentualną pomoc w transporcie. Mogę też ci przygotować kąpiel — ach, wiecznie podgrzana woda do idealnej temperatury, magia bywała  c u d o w n a  do tak prostych czynności — i możesz w końcu odpocząć jak człowiek, z masażem w cenie — wylicza, a później kontynuuje, rzucając kolejne pomysły, gdy Nalanis otwiera prezent. 
W środku pudełka jest misternie zdobiona szkatułka, wybiórczo malowana złotem, częściej okraszona przenikającym się fioletem z ułożonym w fantazyjne wzory różowym kwarcem. Nalanis otwiera ją pospiesznie, zbytnio podniecony nowym prezentem i zamiera, dostrzegając w środku otwarty, magiczny schowek, dużo większy niż przestrzeń małego przedmiotu. 
James wie, że mógł trochę się zapędzić. Nie jest to nic super wielkiego, przecież kupował artyście dużo droższe, bardziej ekstrawaganckie rzeczy na samo szturchnięcie łokciem czy odgłos dłuższego niż kilka sekund marudzenia. Trwają w lekkiej ciszy, gdy młodszy z nich przebiera w plątaninie rzeczy zauroczonych magią szkatułki, ale z każdym kolejnym przedmiotem chyli głowę nieco bardziej w dół, zupełnie nie po swojemu. Zazwyczaj trzymał ją wysoko, próbując patrzeć na świat z góry, dodając sobie kolejnych centymetrów to butami, to kapeluszami. Choćby dlatego mag myśli, że jednak spaprał robotę i chce już przepraszać po raz drugi, ale zaraz ma ręce pełne cudzych ramion, czuje prędkie szarpnięcia włosów, ostre ruchy bioder i uśmiecha się szerzej, że jednak w tym wszystkim udało mu się nie pomylić. Oczy Nalanisa najpierw błyszczą przepędzonymi łzami, ale nieco później James zagania je ponownie, aż ukrywają w nich cały widoczny fiolet. 
W gruncie rzeczy lubi rozkładać go i składać na nowo. Wsłuchiwać się w urwane oddechy. Zagarniać na własność nieukrywane jęki. Ostatecznie robią wszystko, co zaplanowali, po prostu kolejności innej od zaproponowanej. Spóźniają się na kolacje, ale nie szczędzą na niej dobrego wina. Nocą James zgodnie z umową rozmasowuje zmęczone, spięte mięśnie artysty, znosząc z humorem jego narzekania o plecach bolących prawie tak bardzo jak lekko posiniaczone, ozdobione odciskami palców biodra. Wyjątkowo historyk zostaje nawet na noc, pozwala sobie na więcej, nie szczędzi na gestach, komplementach, nawet bez żadnej złośliwości, tylko z czystym uwielbieniem. Wie, że Alain lubi czuć się adorowany (chyba dlatego ich życie łóżkowe jest tak udane), więc ten jeden dzień w roku może mu podarować.
Nie może oprzeć się wrażeniu, że seks wszystko między nimi uprościł. Bardziej zakłada, że tyczy się to drugiego mężczyzny, ale gdy mu to mówi, dostaje tylko zapomnianą książką po głowie. Lekko, bez przekonania, gdy Nalanis przewraca się na drugi bok, szturcha go, podbiera koc i marudzi, żeby nie kłamał, bo wie, że oryginalnie ten tekst należał do Cali.  Jest już zbyt późno, żeby zacząć się z nim droczyć, więc James podbiera tylko ukradziony fragment koca, wsłuchuje się w wyciszający się snem oddech partnera, zabrane ciepło wynagradza mocniejszym uściskiem. Słyszy pomruk zadowolenia, gdy mniejsze ciało wtula się w niego mocniej.
Jutro się tym może przejmie.

2 komentarze: