piątek, 21 kwietnia 2023

Od Heleny

Helenka przemyka się na paluszkach, chociaż wcale nie musi — nikogo i tak nie obudzi hałasem, jest przecież środek południa, wszyscy są zbyt zajęci, żeby zwracać na nią uwagę. Przesadzona ostrożność nie przeszkadza dziewczynie bawić się dźwiękiem stuknięć drogich, bajecznie zdobnych pantofelków. Nie nadają się na nierówne, drewniane podłogi starego budynku, ale zachwyca się nimi jak dziecko cukierkiem, zapominając o poprzednim łakociu, które pożarło sekundę wcześniej. Są w dodatku paskudnie niewygodne, mimo faktu, że starała się najbardziej jak to możliwe dopasować do nich kształt swojej stopy. Nie ma znaczenia, jak stawia kroki, w których miejscach dodaje kolejną fałdkę skóry, jak skraca palce czy wydłuża piętę: wymarzone buty obcierają ją po kostkach. 
To dobra cena za dobry humor, bo może sobie pomarzyć o przyszłości aktualnej wyprawy do biblioteki. Z jednej strony nie chce być zauważona, więc dzielnie skrada się między regałami, wychyla się zza nich w poszukiwaniu swojego obiektu zainteresowania. Z drugiej niechętnie wycisza swój oddech, słabiutko zniekształca cień, żeby zbytnio nie rzucał się w oczy rozłożony na panelach, ledwie hamuje zapach zbyt mocnych wrzosowych perfum. Próbowała pokolorować włosy na pewien charakterystyczny odcień czerni, ale poddała się za czwartą próbują, zostając przy swoich rudych kosmykach. Mieli jeden z nich nerwowo w ustach, rozglądając się z ciekawością.
Nie smutnieje, bo od dawna jedyne, co robi, to cieszy się życiem. Zresztą pana Hopecrafta nigdzie nie widać, musiał zniknąć z biblioteki przed jej przybyciem, ale Hela nie chce ryzykować, że zobaczyłby ją bez perfekcyjnego uśmiechu. Zamiast tego znajduje Ćmę. To ładna wróżka, do której do tej pory wstydziła się podejść, żeby zrobić coś więcej niż się tylko przywitać, ale wydaje się całkiem miła i przyjazna. Na tyle, że Helka zbiera się w końcu na odwagę i robi krok w stronę fotela, udając, że wcale nie skupia się na podziwianiu pięknych, fantazyjnych skrzydeł.
Właśnie tak powinny wyglądać wróżki, przemyka jej przez myśl, ale nie wypowiada uwagi na głos.
— Cześć — zaczyna nieśmiało, podchodząc bliżej. 
Vilre z zaciekawieniem podnosi głowę zza lektury i macha jej zgrabnie na powitanie.
— Nie chciałam przeszkadzać, ale pan Hopecraft mówił, że bardzo dobrze się na tym pani Hag... Hagluinye... — Jak na język, który potrafi zmieniać kształt, to i tak ciężko jej było wymówić poprawnie nazwisko kobiety, dlatego wzdycha ciężko (kolejny podpatrzony nawyk) i rezygnuje z kwiecistych zwrotnych. — Nie poleciłabyś mi jakieś książki? Coś takiego o zwyczajach. I tradycjach. Tylko takich, wiesz, żeby to były bale, polowania, chciałabym sobie poczytać — dopytuje i uznaje za sukces, że tym razem czerwienieją jej już tylko uszy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz