czwartek, 30 sierpnia 2018

Od Blennena C.D.: Desiderius

[muzyka]

***

   Szczerze to ujmując, choć miewał chwile, w których chciałby z kimś porozmawiać, bowiem któż takowych nie miewa - ciężko mu się tak zwyczajnie otworzyć. Opowiadając o swoim jakże wiekopomnym dołączeniu do owej gildii musiałby zapewne uchylić rąbek milczących wspomnień familii jak i wspomnieć o nieistotnych, ale zarazem problematycznie spornie, paradoksalnie istotnych rzeczach, których na co dzień nikomu by raczej nie powierzył. Zapewne osoba nie mająca większego problemu z toczeniem rozmowy, zrobiła by to za pstryknięciem dwóch palców, banalnie i bezproblemowo. Blennen zdusił w sobie jednak westchnięcie i przez chwilę wyglądał jakby jego płuca zamarły i stały się samowystarczalne, zaprzestając z pobierania tlenu przez nos i układ oddechowy, a kto wie, wytwarzając tlen samoistnie - udowadniając światu, że są wspaniałe i nie potrzebują tych samych metod co reszta świata. Jakby podjęły rygor jego ego, które na siłę próbowało przerastać wszelkie zawszone ulice miast i móżdżki niewykształconych chłopów z okolicznych wsi, których bronił własną halabardą. Po chwili jego klatka piersiowa zaczęła się unosić ponownie i wszystko wróciło do żmudnej normy. Odwróciwszy wzrok i upiwszy dwa łyki trunku odstawił kufel. Skinął głową, po teoretycznie niedługim namyśle, pełnym układanych w szyk słów.
- To decyzja mego ojca. Mój ród wywodzi się ze znakomitych dowódców wojsk, stwierdzono jednak, iż skoro posiadam braci z tej samej krwi, dobrze będzie posłać najlepszego tam, gdzie von Rafgarelów jeszcze nie było, by w nowej dziedzinie mogli sięgać szczytów. - powiedział po chwili, tonem nieco mniej ostrym niźli by chciał.
Wręcz zmarszczył brwi, kiedy jego głos stał się zadziwiająco miękki i przyjemny dla ucha, nie ochrypnięty i tnący powietrze jak najpiękniejsze, ale i najgroźniejsze ostrze. Gdyby takim tonem przemawiał do żołnierzy, zdecydowanie wyśmiewaliby go i najzwyczajniej nie słyszeli. Nie motywowałby ich adrenaliną, nie pobudzał zmysłów. Stałby się żenującym dowódcą. Bądź tym, których bardowie opiewają w pieśniach mianem "znamienitych i dziewiczych". Pośmiewisko. Musiał zmienić postrzeganie o sobie, w końcu to wyrwało mu się całkiem niespodziewanie. Być może alkohol trafiał powoli do jego głowy. Dzień był męczący, a on dawno nie spożywał już mocnego wina. Szumiało mu w uszach, ale nie mógł za żadne pieśni i sztylety tego przyznać. Zachował tę wiedzę dla siebie.
- Tak więc jestem tutaj, gdzie jestem. Choć przyznaję, że wolałbym opracowywać strategie przy mapach i prowadzić żołnierzy na krwawe ostępy, które podbijałaby chwała nazwiska dowódców. Czuję się bezużytecznie wśród wszelkich chuderlaków z nosami w książkach, czarowników z fiolkami dziwacznych eliksirów i drobnych kokietek. - przewrócił oczami, nie miał w zamiarze obrażania nikogo, jedynie stwierdzał fakty, wychowany pośród broni i krwi, nie późnych poranków, długich nocy i miejskich spacerów za niczym - Nic się nie dzieje, a mnie to niezbyt odpowiada. Jestem wojownikiem, nie chłopem w zimę, który osiedla się i zjada swoje zapasy myśląc o tym czy kolejnego dnia jego krowa da mleko. 
Oczywiście, że mówił to, co mówić chciał. Choć powoli jego umysł stawał się zaciemniony. Mimo tego, przechylał swą czarę dalej, ciągnąc kolejne to łyki wina. Było smaczne, z każdym łykiem smakowało mu coraz bardziej. Cóż by się stało, gdyby wypili je dziś całe?
- Jaka jest twoja historia, Desideriusie? - rzucił nagle, szkląc oczami złowrogo, gdy to natknął się na oczy poczochranego młodego mężczyzny.
Był dla niego zagadkowy, choć z początku Blennenowi wydawało się, iż jest zwyczajnym zielarzem, który roztrzepany poszukuje mało istotnych rzeczy w swoim otoczeniu. Teraz zdawał mu się być bardziej tajemniczy, bardziej zagadkowy, co zaczynało mu się podobać. Sam nie wiedział czemu. Gdyby tylko lepiej rozumiał siebie. Kątem oka dostrzegł, że Leithel śpi już wtulony w swój ogon, z pewnością zmęczony dziennym spacerem i deszczem. Spisał się, to dobrze. Wzrokiem wrócił jednak do swego gościa i zarazem rozmówcy. Dolewając zarówno sobie jak i jemu trunku. Noc młoda, wiele czasu przed nimi.
Czasu na co.
Rozmowę?
   To chyba najdłuższa wypowiedź jaką udało mu się stworzyć podczas przebywania z Desideriusem. Mimo, że w pewnym sensie czuł się niekomfortowo, nie wiedzieć czemu powoli to mijało. Choć nie chciał stać się nazbyt rozmownym, zwłaszcza w stanie podchmielenia. Niegdyś przesadził z trunkiem, będąc młodszy, na sporej uczcie. Nie powinien się tym jednak przejmować, ze względu na to, że większość gości i tak była w większym stanie otępienia bądź i nieprzytomności. Gdzieś w kącie, z rozlanym piwem, ulewającą się posoką z ust, śmierdzący, zapaskudzeni. I tak zdarza się po wygranych bitwach, na weselach. Ludzie nie znają umiaru, a za tym często biegną konsekwencje. Niektórzy ich nie rozumieją, nie rozpatrują. Po prostu, nie chcą. Ich morale tłamszą wszystko w sobie lub nawet zatracają się z czasem. Niekiedy tłumacząc sobie, że przecież niejeden miałby gorzej w takowej sytuacji. Co myśli zatem ten, który zaś najgorzej właśnie miał? Wiarus nie zgłębiał tej filozofii. Błędem byłoby przyznać, iż nie pilnuje on swojego poziomu amoku alkoholowego. Według Blennena on sam staje się bardziej potulny. Przecież bojownik nie powinien opuszczać broni, odsłaniać się co gorsza. Nastawiony na atak musi go bowiem odparować. Niezależnie od tego czy jest to atak broni czy może słów. Kłamca. Łatwo jest dać się ponieść emocjom i uczuciom. Trudniej jest trzymać je na wodzy. Błąd. Przecież ich nie posiada. Lodowy wzrok, stalowy błysk.
   Dziwnym było stwierdzić, że rozczochrany młodzieniec wygląda przyjaźnie, zagadkowo, ale wciąż przyjaźnie, subtelnie. Sam wojownik nie wiedział dlaczego jego towarzystwo coraz bardziej mu odpowiada. Dlaczego zaprosił go do siebie? Mógł zwyczajnie wetknąć mu w dłonie butelkę wina i zamknąć drzwi. Brak ludzi, brak zajęć, brak obserwacji? Irytujące. Dostrzegł jak bose stopy rozmówcy poruszają się w takt niemych nut. Nerwy, odruch, nuda? Nie przeszkadzała mu cisza, ani trochę. Nie była mało wymowna, stawała się ukojeniem. Lubił ją, nie denerwowała go. Dlaczego tak ciężko jest zrozumieć, dlaczego? Jedno, ale za to jak natrętne pytanie, na które niemalże nigdy nie udaje się znaleźć jednoznacznej odpowiedzi. Jego brat, zbyt lubieżny, niezbyt poważny, twierdził kiedyś, iż podczas ciszy trwającej między kobietą a mężczyzną dociera do starć ciał, zwłaszcza, gdy w pobliżu widoczny jest alkohol. Nieistotnym jest wtedy czy owa dziewoja jest zamężna, zaręczona, posiada kogokolwiek uczuciowo bliskiego, związanego z nią, czy jest kapłanką albo przypadkową damą lekkich obyczajów poza domem rozpusty. Blennen zdecydowanie słuchał takowych opowiastek jednym uchem. Zazwyczaj wolał, by wiadomości tego pokroju opuszczały jego umysł wylatując przez drugie ucho, niepostrzeżenie.  Nie wiedzieć czemu, właśnie wtedy owe myśli nawiedziły go ponownie. Choć myśl o grzeszącej kapłance napawała go złością. Wybrawszy drogę świątobliwą, składając śluby trzeba ich przestrzegać. Brzydziło go zachowanie nieposłusznych kapłanek jak i kapłanów. Toć dosięga to obydwu płci, czyż nie? I on był honorowy. A przynajmniej tak mu się zdawało od samego początku. Bronić ma słabszych, złorzeczyć również nie powinien, przyglądać się krzywdzie także nie. Być dobrodusznym, krew w słusznych sprawach przelewać, nie bez potrzeby.
***
[Desiderius?]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz