poniedziałek, 27 sierpnia 2018

Od Krabata cd. Desideriusa

- Jak nie urok to przemarsz wojska - mruknął Krabat kończąc podlewać pomidory, gdy na horyzoncie ukazała się znajoma sylwetka. Z daleka już przeczuwał, iż zielarz najpewniej przychodzi z jakimś interesem do niego i nie omylił się w tym względzie. W sumie nie musiał stosować do tego jakiejś szczególnie skomplikowanej dedukcji. Mówiąc oględnie nie był osobą gromadzącą wokół siebie rzesze znajomych i przyjaciół. Właściwie nawet mu to odpowiadało. Prosta zasada: im mniej wiesz o innych tym mniej oni będą interesować się twoją przeszłością i łatwiej będzie co nieco ukryć. Odłożył konewkę, oparł się o łopatę i cierpliwie oczekiwał na dalszy rozwój wypadków.
- Przepraszam - wołała już z daleka szybko zmierzająca w jego stronę szczupła sylwetka. Milczał cierpliwie, gdy Desiderius próbował przypomnieć sobie jak się używa języka w gębie i opanować zalewający całą twarz rumieniec. Co prawda mógł rzucić jakaś sarkastyczną uwagę, ale wolał się powstrzymać. Jak sądził z takim tempem rozmowa mogła przeciągnąć się do wieczora. Wreszcie przybysz wybełkotał o co konkretnie chodzi. Krabat oczywiście jak zawsze zareagował z umiarkowanym optymizmem. Odczekał chwilę po przestając jedynie na niezadowolonym wyrazie twarzy by upewnić się, że mężczyzna nie ma nic do dodania po czym zapytał retorycznie:
- Skoro żeście nakupowali, natargali tobołów to jakiż w tym mój interes by teraz to wszystko wnosić. Czy ja nie mam naprawdę lepszych zajęć? 
Po ostatnim pytaniu zastanowił się nieco drapiąc w zamyśleniu po brodzie. Właściwie w istocie nie miał nic ciekawszego do roboty. Owszem mógłby jak w dniach poprzednim siąść na zeschłej trawie pod drzewem i wyrzekać na niemiłosierne upały przez, które praca w ogrodzie w godzinach popołudniowych była absolutnie niemożliwa, lecz było to zajęcie tyleż bezproduktywne co i zwyczajnie nudne.
- Właściwie... - zaczął zastanawiać się na głos mierząc jednocześnie wątłą postać zielarza. Jak na dłoni widać było, że do dźwigania skrzynek nadaje się jak zając do pługa. Westchnął, więc i wydobył z kieszeni swoją chusteczkę. Przetarł trzonek od łopaty i delikatnie przez materiał chwycił konewkę, by odnieść ją do szopy. Patrząc na jej metalowy kształt poznaczony liszajami rdzy mruczał do siebie:
- Nie dość że to wszystko w rękach trzeba nosić to jeszcze w dodatku sprzęt taki, że się na słowo honoru trzyma. Ta konewka jest starsza niż całe to domostwo. Nawet doczyścić się nie da.
Poprawił narzędzie i jeszcze raz troskliwie przetarł ściereczką. Chwycił jeszcze jakieś rękawice i wyszedł z powrotem na zewnątrz. Czuł że pot dosłownie kapie z niego i wcale mu ten stan rzeczy nie odpowiadał.
- Jeszcze gorąco, yhhh niechże, by chociaż jaka chmurka, a nie tylko żar się z nieba leje... a dużo tych pudeł, no i oczywiście skąd dokąd to zanieść - zapytał mając nieodparte wrażenie że rozmówca jest myślami zupełnie gdzie indziej. Komuś innemu być może już z tego względu odmówiłby kategorycznie lub przynajmniej siarczyście przygadał, ale choć z Desideriusem spotkał się ledwie raz czy dwa, to szanował go i nawet na swój sposób lubił. Przede wszystkim można z nim było pogadać o roślinach, a był to po za walką jeden z nie wielu tematów na których Krabat się znał. Nie żeby łacińskie nazwy i szczegółowe opisy, ale w wiosce wiedza o działaniu większości okolicznej flory była powszechna. Miał nadzieję, że jeżeli to właśnie zioła dostarczono do gildii, zielarz zaprosi go także do pomocy przy rozpakowywaniu. Ciekawe ile z nich to trucizny.

Desiderius?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz