czwartek, 23 sierpnia 2018

Od Philomeli cd. Ignatiusa

To był dla niej naprawdę dobry dzień. No może pomijając tą całą pogoń za krnąbrnym ptaszyskiem. Od dawna w jej życiu nie działo się nic ciekawego. Żadnego przemytu, żadnej pogoni, żadnej zagadki, a tu trafia się taka szansa. Niecierpliwiła się patrząc jak sekretarz powoli zjada swoją porcję posiłku co i rusz zerkając w stronę kucharki, która wyraźnie starała się nie spuszczać go z oka. Chciała działać i wyraźnie dawała to do zrozumienia wiercąc się nieznośnie. Nic wiec dziwnego, że na propozycję pomocy przy rozwiązaniu tej tajemniczej łamigłówki sprzed lat podskoczyła w górę pozwalając, by palto przekrzywiło się na jej wątłym ciele i opadło do połowy ramienia wykrzykując zdecydowanym i pełnym entuzjazmu tonem.
- Jasne, że zechciałabym, też pytanie, na moim terenie leży to jak mogłoby mnie nie interesować, przecież w każdej chwili siedząc przy biurku mogłabym dostać tą tubą po głowie. Musze wiedzieć kto przygotował taki zamach na moją osobę.
Chwyciła się pod boki i uśmiechnęła tryumfalnie. Zawsze mówiono jej że w takich sytuacjach najbardziej wygląda jak przemytniczka. Odrzuciła głowę do tyłu, tak ze niesamowicie długie warkocze uderzyły o krawędź pobliskiego stołu.
- To ty sobie tu spokojnie jedz, a ja rozpocznę poszukiwania. Obiecuję, że nie przewrócę biblioteki do góry nogami. Będę latać nisko i powoli.
Wbrew tym zapewnieniom ledwie Ignatius odwrócił od niej wzrok, by pochylić się nad talerzem pełnym pachnącej aromatycznej strawy, już pognała z prędkością huraganu do wyjścia i trzasnąwszy drzwiami zniknęła na korytarzu. Oczywiście nie wytraciła tam całego impetu natarcia i w bibliotece wiele wysiłku musiała włożyć w hamowanie, aby nie zderzyć się z pierwszym napotkanym regałem. Wreszcie więc zatrzymała się przed nim wpadając nań prawie zgrabnym noskiem. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, iż raczej przeceniła swoje siły. Mimo znacznego wzrostu przy zajmujących pokój półkach wypełnionych wielobarwnymi oprawnymi w skórę tomami wydawała się być mróweczką. Właściwie nie wiedziała nawet w którą stronę kierować spojrzenie, ani czego tak dokładnie powinna szukać. Książki traktujące o przeprawach przez bagna, lub inne przeszkody terenowe, książki dotyczące planowania i tego wszystkiego co wiązało się z przemytem były jej doskonale znane, ale te dotyczące alfabetów stanowiły krainę zupełnie jeszcze przez nią nie odkrytą. A może zacznie od odnalezienia tego herbu. Skoro prawdopodobnie należy on do nadawcy to niemal pewne, że będzie także wskazywał na język jakim posługiwała się osoba, której dziełem było to pismo. Z samym pismem zdecydowanie lepiej będzie poczekać na specjalistę w osobie Ignatiusa. Sama przecież korzystała z ledwie kilku szyfrów, które znała na pamięć i w dodatku znaczna część z nich wcale nie składała się z liter. Przejrzała kilka katalogów starając się znaleźć odpowiednią pozycję. Wreszcie postanowiła sięgnąć po pierwszą lepsza publikację z działu dotyczącego heraldyki. Przyciągnęła ją głównie grubość tomu, która spokojnie mogła uchodzić nie tyle nawet za znaczną, co przekraczającą normy rozsądku. Nie bez trudu zdołała wyciągnąć ją spomiędzy innych książek i złożyć delikatnie na ziemi - tym bardziej iż za miejsce pobytu obrała sobie owa encyklopedia jedna z wyższych półek i Filis nie mogłaby jej nawet dosięgnąć bez drabinki, gdyby nie zdolność latania. Kiedy tak z wyraźnym trudem, ale i wypisaną na twarzy dumą targała swoje znalezisko do stolika rzuciła jej się w oczy tabliczka z napisem: Metale i inne surowce. Wydobycie i obróbka. Stanęła na moment zastanawiając się czemu właściwie tak bardzo zainteresował ją ten napis. Dotknęła dłonią dachówki, która wciąż spoczywała bezpiecznie w jej szerokich kieszeniach. No tak musiała dowiedzieć się co to za materiał. Wyciągnęła jeszcze jedną książkę i podążyła chwiejnym krokiem do stolika. Dawno nie nosiła niczego tak ciężkiego. Dawno też nie przeglądała żadnych pism. Było jej wstyd z tego powodu, ale więcej czytała będąc w niewoli u czarnoksiężnika niż teraz. Nareszcie. Z ulgą złożyła papiery na stoliku. Teraz pozostaje tylko czekać na wspólnika i wyjaśnić mu cały plan. Schyliła się, by podnieść coś z ziemi, i wtedy właśnie znalazła się o krok od tragedii. Położone na brzegu stołu książki zachwiały się i zapewne spadłyby na nią, gdyby nie dłoń, która pojawiwszy się nie wiadomo skąd przywróciła je do pionu. Podniosła się i ponad stertą dojrzała twarz swego wybawcy.
- A to mnie zaszczyty dziś spotykają - roześmiała się radośnie - już drugi raz pan sekretarz życie mi ratuje. Chyba jestem winna jakaś smakowitą falszeczkę za takie przysługi.   

<Ignatius?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz