środa, 22 sierpnia 2018

Od Rawena cd Vados

W chwilę po tym jak drzewko zrosło się na powrót, kobieta pobladła i zaczęła upadać w moim kierunku. Odruchowo przysunąłem się i pochwyciłem białowłosą w ramiona. Pomogłem Vados wrócić do pionu.
- Dasz radę sama ustać? - spytałem wciąż ją delikatnie podtrzymując w mych ramionach.
- Chyba tak. - odpowiedziała nieco słabszym głosem - Powinnam dać radę, to tylko chwilowe osłabienie. - po tych słowach powoli ją puściłem cały czas przy tym asekurując, w razie gdyby miało jej się znów słabo zrobić. Gdy już stanęła pewnie, schyliłem się i podałem jej laskę którą wypuściła w trakcie upadku - Dziękuje. - Anielica od razu się na niej wsparła.
- Wracamy? Powinnaś udać się do medyka. - wypowiedziałem to z troską w głosie, gasząc przy tym niedopalonego papierosa.
- Nie musisz się o mnie martwić. Jakbyś zapomniał Rawenie, ja także jestem medykiem. - Ostatnie zdanie wypowiedziała z tą nutką arystokratycznej wyniosłości. Lekko oburzona ruszyła przodem. Przeszła ledwie kilka kroków nim znów straciła równowagę i zatoczyła się do tyłu. Wylądowała na powrót w moim uścisku.
- Ktoś tu chyba polubił przebywanie w mych objęciach tak bardzo, że nie potrafi odejść dalej niż na kilka kroków, żeby w nie nie wpaść. - Zażartowałem, lecz w odpowiedzi dostałem skwaszoną minę Vados i zagniewane prychnięcie niezadowolenia. Podniosłem ją i skierowałem się w stronę gildii.
- Co ty robisz?! Sama dam radę iść! Postaw mnie...
- Vados. - przerwałem jej i lekko spoważniałem. Białowłosa słysząc zmianę w tonie mojego głosu spojrzała na mnie - Powiedz mi, czy jako medyk pozwoliłabyś komuś się przemęczać zaraz po tym jak właśnie ze zmęczenia nie jest w stanie utrzymać się na nogach? - spuściła wzrok i bąknęła ciche "Nie". Uśmiechnąłem się pocieszająco. - Poza tym, tak będzie szybciej. - Anielica przestała protestować, a ja mogłem spokojnie iść do gildii. Z czasem tylko przyspieszyłem do mojego zwyczajowego tempa. Całą drogę przebyliśmy w milczeniu. Gdy tylko doszliśmy do głównego budynku, wyjaśniło się dlaczego nie była zbyt rozmowna w trakcie podróży. W świetle świec zobaczyłem, że dziewczyna śpi. Zapewne przyczyną było zmęczenie spotęgowane miarowym kołysaniem mojego chodu. Postanowiłem odnieść ją do gabinetu Raviego. Z tego co mi wiadome było, to satyr powinien jeszcze przebywać w swoim gabinecie.
***
Tego ranka zerwałem się z łóżka o wiele wcześniej niż zazwyczaj. Po szybkiej kąpieli. Ubrałem się i skierowałem prosto do kuchni. Postanowiłem przyszykować sobie jakąś przekąskę do treningu. Treningu, który przez ostatnich kilka dni zaniedbywałem przez natłok pracy. A jego braki były bardzo odczuwalne. Przeciągnąłem się i poczułem jak mi strzelają stawy w barkach. Zdecydowanie potrzebowałem zaczerpnąć trochę ruchu i doszlifować technikę. Dotarłszy do kuchni wyjąłem pieczywo i kawałek mięsa ze spiżarni oraz napełniłem bukłak wodą. Poklepałem się jeszcze tylko po kieszeni marynarki by upewnić się czy jest to co najważniejsze. Pudełko z papierosami oraz iskrzyk tam były, więc było wszystko. Tak wyposażony mogłem ćwiczyć aż mnie Babcia I nie przygoni z powrotem do kuchni. Postanowiłem zaoszczędzić sobie czasu i wyjść przez główny budynek. Kiedy wszedłem do sali spotkań napotkałem tam znajomą postać o błękitnym odcieniu skóry.

<Vados?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz