wtorek, 28 sierpnia 2018

Od Desideriusa cd Krabata

⸽⸻⸻⸽⸙⸽⸻⸻⸽

Może widział ten grymas, ale wolał być dobrej myśli, albo chociaż względnie optymistycznej. Kurczowo trzymał się swoich skrzętnie pozakopywanych nadziei i chociaż jego mina tego nie mówiła, obawiał się straszliwie, że mężczyzna jednak się nie zgodzi, a on zostanie na lodzie. Nie miał przecież prawa do czegokolwiek go zmuszać, kulturalnie poprosił i musiał liczyć się z możliwością otrzymania równie życzliwej odmowy wykonania zadania. Serce mu kołatało, palce się plątały, a dłonie nieco pociły, a mimo wszystko sterczał w pełnym słońcu, narażając się na udary i nie rozumiejąc, jak ludzie mogą lubić taką pogodę. O wiele bliższe były mu dni pochmurne i tego lepiej się trzymajmy.
— Właściwie... — zaczął, jednakże nie dokończył, jedynie obleciał mężczyznę wzrokiem, od góry, do dołu, po czym wyciągnął chusteczkę, powycierał to i owo, by ruszyć w stronę szopy, zostawiając Coeha w kropce, bo nie do końca wiedział, co jest w sumie grane. Westchnął ciężko i już gotów był powrócić do pakunków, przymierzyć się do wniesienia wszystkich tych manatów, gdy Krabat nieoczekiwanie powrócił, wprawiając mężczyznę w niemałe zakłopotanie. — Jeszcze gorąco, yhhh niechże, by chociaż jaka chmurka, a nie tylko żar się z nieba leje... A dużo tych pudeł, no i oczywiście skąd dokąd to zanieść — zwrócił się finalnie do onieśmielonego Desideriusa, który gdy ledwo co usłyszał słowa mężczyzny, rozpromienił się i wyszczerzył od ucha do ucha, spiesząc się z wytłumaczeniami każdej trapiącej sprawy.
— Oh losie, dziękuję pięknie, kamień z serca, naprawdę — parsknął dość głośno, kołysząc się na piętach i zerkając na mężczyznę, może odrobinę mrużąc przy tym roześmiane oczy. — Czy dużo? Nie, powiedziałbym, że tak przeciętnie, ale wiecie, nie zmienia to faktu, że prędzej złamałbym się wpół, aniżeli to uniósł. No i skąd, no sprzed głównego budynku gildii, a gdzie... Właściwie to nie wiem, ale chyba można do laboratorium, to od razu porozpakowywuję, poukładam i może już się za coś zabiorę. — Tutaj westchnął ciężko, przypominając sobie ciężki los, którego nie życzył nikomu, bo jednak brak spełnienia zawodowego wciąż niemiłosiernie gniótł go gdzieś w poczucie własnej wartości. — Jeszcze raz pięknie dziękuję, będę wam dozgonnie wdzięczny za tę przysługę — rzucił, szybko się kłaniając, a za chwilę kierując swoje kroki w stronę budynku, radując się w duchu, że udało mu się kogoś zaciągnąć do pomocy. Bez niej bowiem zeszłoby mu pewno do wieczora, a praca po zmierzchu naprawdę średnio mu się widziała. 

⸽⸻⸻⸽⸙⸽⸻⸻⸽

[Krabat?]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz