niedziela, 26 sierpnia 2018

Od Philomeli cd.Xaviera

Oddaliwszy się nieco od towarzysza westchnęła skrycie, by dodać sobie nieco odwagi. Była niemal pewna, że jeśli Xavier i Volter nie wylądują razem w najlepszej komitywie pod stołem to dogadają się znacznie lepiej niż gdyby miała sama przepychać się do przyjaciela przez całe to papuzie zbiegowisko młodych kokietek, które wciąż wzdychały i pochylały śliczne główki, spijając te historyjki wprost z jego nie zamykających się ust. W takim towarzystwie skupienie uwagi amanta na jednej kobiecie było nie tyle nawet ryzykowne co podejrzane. Bardziej martwiło ją raczej jej własne zadanie. Zmrużyła oczy i wpatrzyła się w najodleglejszy kąt karczmy upewniając się iż dostrzeżony tam ruch nie był tylko złudzeniem, lub wybrykiem jej słabego wzroku. Wszystko wskazywało na to, iż będzie musiała sprawdzić swoje przypuszczenia osobiście. Postąpiła kilka kroków naprzód dość chwiejnie i niepewnie choć przecież nie mogła być piana. Wreszcie zebrała się w sobie i wyprężywszy pewnie i z niezachwianą pewnością ruszyła wreszcie naprzód. Złociste światło latarni oświetlających drewnianą izbę w której mieściła się karczma spływało po jej bladej twarzy i płowych włosach, a wąziutki złodziejski uśmieszek igrał na wargach. Cicho i z wprawą skierowała się w stronę upatrzonego stolika, skupiając na sobie, mimo iż poruszała się niemal bezszelestnie, spojrzenia znacznej części gości i stając obiektem ich zduszonych szeptów. Wszyscy obserwujący jej pełne gracji ruchy, gdy uchylała się przed wznoszonymi w górę kuflami, dłońmi wypryskującymi wraz z treścią żywych przestępczych opowieści, gdy mijała suto zastawione stoliki, zdawali sobie sprawę dokąd zmierza i z współczuciem myśleli o przeprawie jaka ją za chwilę czeka i prawdopodobnym jej skutku. Jej celem był niemłody już brodaty mężczyzna odziany w szarą kapotę okrywającą jego szczupłą przygarbioną nieco sylwetkę. Stalowoszare przeszywające spojrzenie topił w kuflu wypełnionym złocistym napoju, na którego powierzchni utworzyła się śnieżnobiała pianka tworząca na twarzy tajemniczego gościa karczmy osobliwe wąsy. Wydawał się zupełnie obcy temu szumnemu towarzystwu, lecz w rzeczywistości sam starał się od niego ostro odciąć. Zawsze siadywał samotnie w miejscu, gdzie tylko z największym trudem docierały przygaszone odblaski ognia, a ciemność kryła jego pooraną zmarszczkami twarz w mroku i sączył jeden kufel piwa przez kilka ładnych godzin, gdy inni wychylali już kilkunastą kolejkę z rzędu. Nie brakowało też tych którzy gotowi byli go tym trunkiem uraczyć ze względu na legendę jaka narosła wokół jego postaci już za życia. Nawet ona sławna Anielica z Defros, czuła wobec niego coś w rodzaju respektu, choć była jedną z tych niewielu osób których poczynania śledził z uwagą i uznaniem, a od czasu do czasu zaszczycił nawet miłym słowem. Ona sama traktowała go niczym ojca, co nie koniecznie szło w parze z jej manierami:
- Czołem mistrzu! - zakrzyknęła radośnie - znajdzie się dla mnie wolne miejsce w tak zacnym towarzystwie, nie musi być wiele chudzinka jestem to i w kieszeni się zmieszczę.
Uśmiechnęła się i żartobliwie zmrużyła oko. Nawet jeśli komplement sprawił mu przyjemność nie dał tego po sobie poznać nadal zajęty poważnie swoim trunkiem. Poruszył kilkakrotnie wargą starając się strząsnąć pozostałości piany. Wreszcie przetarł wargi rękawem i mruknął do siebie coś nie do końca zrozumiałego. Przycupnęła w tym czasie nieśmiało jak wróbelek na brzegu krzesełka przy stoliku owianego niegasnącą sławą włamywacza. Ten zaś wreszcie zwrócił na nią uwagę i to tak niespodziewanie, że wręcz podskoczyła zaskoczona jego suchym, szorstkim głosem.
- Z tego co wiem należysz do gildii i to twemu dowódcy należy się miano mistrza
Pociągnął niewielki łyk z naczynia i wbił w nią zrezygnowane spojrzenie starego człowieka.
- Być może, ale to ty nauczyłeś mnie wszystkiego, więc i tobie jak najbardziej tytuł ten przynależy, bo w końcu jesteś mistrzem w swojej dziedzinie...
Pokręcił głową, a przez jego wargi przemknęło coś na kształt wymuszonego uśmiechu.
- Czemuż wy wszyscy musicie tyle paplać? Do rzeczy Filis! 
- Do rzeczy to potrzebuje twojej pomocy - mężczyzna skinął głowa dając jej tym samym do zrozumienia, że chce by kontynuowała - mam na oku pewną grubszą aferę, kradzież z włamaniem, tylko z tą drugą częścią możemy mieć pewne komplikacje, że tak powiem...
- Powinnaś wiedzieć, że od dawna już jestem na emeryturze
- Pomyślałam, że zrobisz wyjątek dla starej znajomej
- Dobrze wiesz, że dla nikogo nie robię wyjątków - burknął pociągając z kufla, aż po brodzie spłynęły mu złociste stróżki rozlewając się ciemnymi plamami na lnianej koszuli.
- Cóż - westchnęła z rezygnacją budząc tym samym jego zainteresowanie. Znali się rzeczywiście na tyle długo by mężczyzna miał stuprocentową pewność, że rozmówczyni nie jest skłonna tak łatwo się poddać. Zresztą i tym razem nie zawiodła jego oczekiwań. Zmrużyła oczy i dokończyła lekko prowokującym tonem - pozostanie zatem w mieście jeden jedyny sejf, który oparł się złotym dłoniom Szarego. Wielka szkoda.
Przestępca zamrugał kilkakrotnie wąskimi oczkami i uśmiechnął się przebiegle mierząc ją badawczym spojrzeniem.
- W co ty grasz? - zapytał odsłaniając kilka żółtawych zębów, których zdecydowanie nie mógł uznać za swoją chlubę. Zawsze na nie narzekał i chyba tylko jego zainteresowanie tym co ma do powiedzenia dziewczyna trzymało jego maruderstwo w ryzach. Zamiast odpowiedzi wzruszyła tylko ramionami.
- W końcu mnie znasz. Musisz jeszcze pytać. Nie proszę o przysługi byle kogo.
W zamyśleniu pociągnął dłonią po brodzie obsypanej kilkudniowym zarostem.
- Kto z tobą idzie?
Jej twarz rozjaśniła się od tego pytania jak krągłe oblicze księżyca wyglądającego z za chmur, bo wróżyło powolne przełamywanie oporu starszego kompana.
- Jak zawsze Dux, Lex, Volter i jeszcze jeden przyjaciel z gildii - wymieniła powoli cedząc niemal każde słowo. Wiedziała, że niniejszy skład nie zachwyci jej rozmówcy, a przez to i na pewno nie przekona do pomysłu wspólnej wyprawy.
- A po cóż ja ci potrzebny jestem do kompani z tymi wariatami? - zapytał marszcząc czoło z wyraźną dezaprobatą. Zaśmiała się beztrosko, dźwięcznie, jak to miała w zwyczaju i delikatnie dotykając dłoni mężczyzny spojrzała mu prosto w oczy z wyraźnym rozbawieniem.
- Jeszcze nie wiesz? Nie sadzisz, że przyda nam się jakiś głos rozsądku? Po za tym to nie jest taki zwykły włam...
- To znaczy? - zapytał unosząc jedną brew - wydawało mi się, że żadna twoja akcja nie jest zwyczajna, wiec zastanawia mnie co tym razem, będziesz kradła księżyc, czy sakiewkę z czterema wiatrami?
-Nic z tych rzeczy - odparła wciąż jeszcze się śmiejąc.
Kolejny raz wyraz jego twarzy nabrał cech podejrzliwości.
- Chyba mi nie powiesz, że chodzi znów o jakiś przedmiot magiczny. Znasz mój stosunek do magii.
- Powiem ci o co chodzi, ale nie teraz i nie tutaj
- Czy ty nie pozwalasz sobie na zbyt wiele młoda damo? - zapytał wypijając jednym haustem pozostałości piwa z kufla.
- Myślę, ze za raz się przekonam.
Z wyraźnym trudem starszy mężczyzna podniósł się od stolika i wskazując na puste naczynie oznajmił:
- Darowanego nie wypada zostawiać.
Poprawił kapotę i ruszył w ślad za swą przewodniczką do wyjścia. Filis była usatysfakcjonowana, czy wręcz uszczęśliwiona przebiegiem swojej misji i tylko zastanawiała się czy rozmowa nie zajęła jej zbyt wiele czasu. Nigdzie nie mogła dostrzec Xaviera i tylko w miejscu gdzie zwykle siadywał Volter zgromadziła się spora grupa mężczyzn. Czyżby zdołał przywabić swymi opowieściami kogoś poza płcią przeciwną? Miała obawy, że może to mieć związek z osobą barda, a to nie wróżyło najlepiej. Może niepotrzebnie dała mu tak skomplikowane zadanie? Teraz jednak nie było odwrotu. Otworzyła drzwi pozwalając by chłodne wieczorne powietrze owiało jej twarz malując na niej czerwone rumieńce. Przed oberżą płonęła pojedyncza lampka oświetlając wyblakły od deszczu i mrozu szyld. Ona jednak skierowała się w przeciwnym kierunku niknąc wraz z towarzyszem w mroku pobliskiego zaułka.
***
- Zaraz pewnie przyjdą - uspokajała siebie i przyjaciół zerkając nerwowo w stronę świateł. Dux i Lex czekali już na nich od pewnego czasu. Nic wiec dziwnego, że na informację, iż muszą czekać na jeszcze dwie dodatkowe osoby, nie zareagowali z przesadnym entuzjazmem. Atmosfera stawała się coraz bardziej nerwowa, tym bardziej, iż jako przestępcy nie przywykli ufać w cudzą uczciwość. Tylko Szary po długiej słownej przepychance przekonany wreszcie do udziału w akcji siedział spokojnie na beczkach z winem i palił swoją fajeczkę wypuszczając miarowo jedno białe kółeczko za drugim. Wyglądało ze jest mu absolutnie wszystko jedno. 
- Długo tak jeszcze będziemy czekać? - zapytał Dux spokojnie, lecz nie znoszącym sprzeciwu tonem. Lex wykazywał zdecydowanie mniej cierpliwości. Dreptał nerwowo wymachując co i rusz rękami.
- Moje prawo wiedzieć po co mnie tu ściągnięto, czy możesz wreszcie coś wyjaśnić. Moje prawo, do stu diabłów. Ja wszystko rozumiem Filis, ale żeby tak... Zawsze można ci było ufać i teraz też nie wątpię Filis, ale...uhhh - wsadził z furią ręce do kieszeni i zaciął usta.
Philomela jakkolwiek obce były jej zasady dobrego wychowania zaczynała w zaistniałej sytuacji czuć się naprawdę niezręcznie.
- Czy możesz nie robić tyle hałasu. - westchnął szary spuszczając długi chude nogi z beczki jakby zamierzał gdzieś się udać lub tylko zmienić pozycję.
- Moje prawo! Będę robić co mi się podoba. Nic ci do tego - warknął młodszy.
- Nieładnie tak się bawić beze mnie - odezwał się nagle jakiś głos z mroku i już po chwili ich oczom ukazał się Volter we własnej wypacykowanej osobie. Może tylko chustkę wystającą spod kamizelki miał nieco wymiętoszoną. Podkręcił wąsa i spojrzał na wszystkich z nieskrywaną wyższością. Dopiero gdy jego spojrzenia natrafiło an drobną kobiecą sylwetkę Philomeli uśmiechną się i skłonił dwornie uchylając kapelusza.
- Ach jakże miły to widok, mój aniołeczek z Defros
Postąpił kilka kroków w jej kierunku z otwartymi ramionami i twarzą wykrzywioną w wiele mówiącym wyrazie jakby zamierzał ją pocałować. Demonstracyjnie wyciągnęła dłoń zmuszając go do cofnięcia się na właściwą odległość i poprzestaniu na grzecznościowym ucałowaniu dłoni.
- Wypraszam sobie tego aniołeczka, Anielica z Defros to jak najbardziej, ale za mało się znamy na poufałości
- Nic nie szkodzi, zawsze możemy poznać się bliżej - odparł przysuwając się nieco. Skrzywiła się niezadowolona.
- Przypominam, iż jestem mężatką - mruknęła odsuwając się od niechcianego adoratora. Tylko Szary zareagował jakąś niejednoznaczną miną. On jeden znał prawdę o "ślubie" sylfy.
- Dajcie spokój tym umizgom i powiedz nam wreszcie o co chodzi! - wykrzyknął zirytowany Lex.
Uśmiechnęła się i wskazując na mur oberży, przy której malowała się ledwie widoczna ludzka sylwetka oznajmiła:
- A szczegóły to już wyjaśni wam mój przyjaciel, Xavier przestań się chować, bo i tak cię słychać i tylko nie mów że musisz gardło zwilżyć, bo przez dzisiejszy wieczór tak już namokło że spokojnie mógłbyś tam hodowlę żab złożyć.
- Świetnie, wiec będziemy gadać z pijanym - mruknął Lex.
- Uwierz, że bardziej do rzeczy będzie gadał niż po trzeźwemu.

<Xavier?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz