niedziela, 17 listopada 2019

Od Krabata cd. Desideriusa

Krabat spojrzał na towarzysza z pewną nutką niezadowolenia na wciąż jeszcze przystojnej, choć poznaczonej bliznami i obficie zroszonej potem twarzy. Czuł się niejako dotknięty faktem, że ktoś jeszcze poza nim samym może mieć tak szerokie obiekcje wobec zastanej rzeczywistości i pewnie wyłuszczyłby to w obszernym monologu, gdyby nie przyspieszone bicie serca, nieregularny oddech i parę innych nieprzyjemnych dolegliwości, których nawet nie było sensu komunikować, bo przecież ból głowy nie przejdzie od tak sobie tylko, dlatego że się całemu światu ogłosi swe wielkie cierpienie. Powoli oderwał szorstką spracowaną dłoń od kolana, a i druga opuściła swój posterunek przy ustach, które jeszcze chwilę temu zakrywała je kawałkiem materiału, który nieszczęsny rolnik zdołał wyszperać w porę gdzieś między gratami w tej opuszczonej świątyni wiedzy. Wyprostowawszy się spojrzał raz jeszcze na bestię i na zielarza, który to otarłszy się o śmierć doświadczył najwyraźniej w momencie ocalenia takiego przypływu życia, że zdobył się nawet na dwa zdania podsumowania ich obecnej sytuacji. Siłacz musiał przyznać, że nie wiele mieli powodów do zadowolenia poza tym, że po pierwsze bestia leżała wreszcie spokojnie uśpiona na dobre, po drugie on sam nie leżał obok otumaniony jakimiś proszkami zielarza, bo choć na większość trucizn był uodporniony to jednak środki usypiające działały na niego nad wyraz skutecznie i w żaden sposób nie umiał się tej przypadłości wyzbyć.
- Masz dosyć? Mówisz? No popatrz nie zauważyłem. Możesz wyglądać bardziej jak śmierć, to może wtedy do mnie dotrze, choć na twoim miejscu obawiałbym się już wówczas, żeby cię, jaki grabarz łopatą przez łeb nie zdzielił, że mu w biały dzień z cmentarza uciekasz. A co zrobimy? Nie wiem ja zamierzam odespać, tylko, że wolałbym mieć pewność, że ten przystojniak nie przy koleguje się do mnie i nie wpełznie mi do łóżka żeby mnie udusić podczas snu. Ja naprawdę cenię sobie prywatność i bezpieczeństwo, a przede wszystkim mój czas, ale takie rzeczy niby normalne tutaj uchodzą już za szczyt marzeń, bo jak się zgodzisz przenieść parę pudeł to zaraz lądujesz w takiej aferze… takiej jak na załączonym obrazku. No błagam! Ja tu tylko sprzątam, więc chyba nic dziwnego, że ja nie wiem, nie znam się, nie orientuję się, zresztą zarobiony jestem, a raczej powinienem być, a nie Krabciu to, Krabciu tamto… co ja jestem przedsiębiorstwo usługowe, czy może mam gdzie napisane na fartuszku „w czym mogę pomóc”. Dobra, dobra, tylko mi nie mdlej, tak łatwo się nie wywiniesz…
Rzucił się na pomoc Desideriusowi, który naprawdę nie wyglądał najlepiej. Ciało jego zdawało się przecieka przez palce i chyba tylko jakieś nadludzkie poczucie obowiązku trzymało go w pionie. Rolnik czuł się dużo lepiej, ale skłamałby haniebnie utrzymując, że cała ta impreza nic go nie kosztowała. Mimo wszystko podsunął towarzyszowi krzesło.
- Siadaj póki jeszcze z podłogi nie muszę cię zbierać, bo ja już się na dziś dość ciężarów na nosiłem. Nie wiem o robi z tym diabelstwem, ale wiem, że na pewno nie ma sensu zamykać tego ponownie w drewnianym pudle. Z własnego doświadczenia wiemy już, że ten plan nie wypali.
Wskazał palcem na drewniane pudełko z wygryzioną dziurą, przez którą jego mieszkaniec ewakuował się jakiś czas temu stawiając zdaje się na nogi wszystkich mieszkańców gildii, a jeśli jacyś zdołali jeszcze zachować spokój to bieganina dwóch mężczyzn, trzeba tu dodać niezbyt zgrabnych, starających się delikwenta schwyta i unieszkodliwić dokończył dzieła.
- Trzeba znaleźć coś metalowego, bo żelaza to chyba już nam śliną nie przepali… mam nadzieję i nie patrz tak na mnie czasami myślę pozytywnie, szczególnie, jeśli nie chce mi się szuka jakiegoś pewniejszego rozwiązania, tym bardziej, że takowe zapewne nie istnieje. Zresztą wątpię, że w tym bajzlu znajdziemy coś przydatnego. Ja nie wiem czy tu w ogóle można cokolwiek znaleźć. Jak można tak zapuści, nie wiem czy od stu lat ktokolwiek tu sprzątał. Gdzie nie dotkniesz tam zaraz odciski palców zostawiasz. Paranoja!
Przetarł starannie ściereczką wszystkie miejsca, których dotknął. W okolicach starego, rozklekotanego biurka, nadgryzionego zębem czasu, a i nie tylko, bo zdaje się, że także myszy swój do tego przyłożyły udało mu się natrafić na kawał łańcucha. Chwycił go przez szmatkę, po wyginał chwilę i założył bestii jak kaganiec.
- Teraz przynajmniej nie odgryzie nikomu ręki, tudzież innej części ciała, głowy na ten przykład. To ja biorę tego tu delikwenta, żeby sobie więcej samotnych spacerów nie urządzał. No i ciebie też biorę, bo jak sam ruszysz w takim stanie do medyka to jeszcze, gdzie legniesz w połowie drogi, ktoś się potknie o ciebie, zęby se wybije i zamiast jednego poszkodowanego będzie dwóch. Naprawdę wolałbym oszczędzić ci widoku tego paskudztwa, ale jak nie będę miał jakiegoś dowodu to pomyślą jeszcze, że to ja cię tak urządziłem. Dasz radę sam iść?  

<Desiderius?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz