poniedziałek, 18 listopada 2019

Od Cahira cd. Elry

Złapał za klamkę, nacisnął ją, pchnął lekko, powoli. Zawiasy skrzypnęły cicho, jękliwie, przerwały ciszę zaległą w cieniu korytarza. Cahir bez trudu przecisnął się przez wąską szparę w drzwiach, wszedł do środka.
Złapał się na tym, że znów się skrada, że idzie niepotrzebnie wolno, zbytecznie cicho. Szybko opamiętał się, zaczął kroczyć swobodnie. Pozwolił, by obcasy jego podkutych butów lekko stukały o posadzkę, by deski niekiedy strzelały cicho pod jego ciężarem.
Rozejrzał się po pomieszczeniu. Wnętrze biblioteki było ciemne, uśpione, ciche. Przestronne okna zasłaniały grube zasłony, powietrze przesycone było zapachem książek i starości, wokół regałów wirował srebrny kurz.
Cahir nie zdziwił się, gdy ujrzał Elrę siedzącą za biurkiem. Widywał ją tu często, kobieta była stałym bywalcem biblioteki, jej nieodłącznym elementem. Choć Cahir świetnie znał ją z widzenia, nigdy nie zamienił z nią ani słowa. Zawsze mijali się w milczeniu, obojętnie, nie przeszkadzając sobie, ale nigdy też nie zaszczycając się większą uwagą. Szpieg nie potrafił powiedzieć na jej temat niczego pewnego. Ludzie w Gildii rzadko o niej plotkowali, on sam także nigdy specjalnie się nią nie interesował. Kilka razy mimowolnie, starym nawykiem zwrócił uwagę na jej ubiór, wiedział więc, że Elra nosiła się skromnie, nie przepadała za błyszczącą, krzykliwą biżuterią i cennymi, zbytkownymi ozdobami, które zawsze przyciągały jego wzrok. Nie przypominał sobie też, by kiedykolwiek usiadł obok niej w porze posiłku czy był z nią na misji. Nic. Ta kobieta była dla niego zupełnie obca.
— W czym mogę pomóc? — zagadnęła, spostrzegłszy jego obecność. Jej głos był lekko zachrypnięty, jakby nie rozmawiała z nikim od co najmniej kilku godzin.
Cahir zbliżył się do biurka, przyjrzał się świecznikowi, srebrnej tacy, szeregowi drobnych płomieni, ślących blady błysk na stosy papierów pokrywających blat. Intensywny aromat herbaty musnął jego nos, imbryk odbił światło knotów, które przez chwilę oślepiająco błysnęło mu w oczach. Cahir przeniósł ciężar ciała na jedno biodro, odwrócił twarz, zerknął w głąb pomieszczenia. Nie miał przygotowanej odpowiedzi, nie wiedział, po co dokładnie przyszedł.
— Szukam czegoś lekkiego do czytania — mruknął cicho, miękko, po chwili namysłu. — Czegokolwiek. Nie interesuje mnie żaden konkretny tytuł. Ostatnio mam sporo wolnego czasu, szukam czegoś, żeby zabić nudę. Może mogłabyś pomóc mi znaleźć coś odpowiedniego?
Elra przechyliła delikatnie podbródek, uśmiechnęła się łagodnie, lekko. Gdy wyprostowała się na krześle, pomarańczowa łuna zapełgała w jej włosach, odbiła się od ciemnych oczu.
— Naturalnie. Jaka tematyka jest ci bliska?
— Och... Interesują mnie głównie kroniki. I książki historyczne.
— Pokazać ci odpowiedni regał? — zapytała, przyglądając się filiżance herbaty, stojącej na biurku w pobliżu szklanej, szczelnie zamkniętej buteleczki. Była dość mała, płyn w jej wnętrzu miał niespotykany kolor.
Cahir uśmiechnął się nieznacznie, samymi ustami.
— Poproszę.
Elra z lekkim ociąganiem podniosła się z krzesła, zabrała z biurka świecę, gestem dała mu znak, by podążał za nią. Cahir dał się jej prowadzić bez cienia sprzeciwu. W ciszy minęli kilka półek szczelnie wypełnionych książkami, cicho przeszli obok następnego zasłoniętego okna. Wnętrze biblioteki było ciemne, Cahir wyraźnie widział jedynie przestrzeń znajdującą się w idealnie okrągłej aureoli unoszącej się wokół nadgarstka Elry. Reszta była rozmyta, szara, zatarta i nieostra.
— To tu. — Kobieta zatrzymała się, pokazała mu odpowiedni regał. Blask świecy odbił się od kilku łuszczących się tytułów, wyzłocił okładki. — Kroniki znajdują się po przeciwnej stronie, na pewno nie będziesz miał problemów z ich znalezieniem. Życzysz sobie, by zostawić ci świecę?
Cahir zawahał się. Mieli ze sobą tylko jedną. Gdyby zdecydował się ją wziąć, oznaczałoby to, że Elra będzie musiała wracać na swoje miejsce w półmroku.
Ale, na wszystkich bogów, przecież nie będzie czytał po ciemku.
— Byłbym wdzięczny.
Elra oddała mu płomień, odeszła, rzuciwszy mu na odchodne frazę typu: powodzenia, miłej lektury. Cahir odprowadził ją spojrzeniem.
Został sam. Starannie ustawił świecę na podłodze, zaczął przeglądać książki. Przynajmniej kwadrans upłynął mu na przebieraniu w opasłych tomach, szybkim przerzucaniu kartek, otwieraniu i zamykaniu skórzanych opraw, wysuwaniu z półek felietonów i albumów. Pozycje, które go interesowały, składał na równym stosie, u stóp regału, tuż obok świecy.
Szpieg kartkował właśnie dość zajmującą pozycję, gdy nagle poczuł, że przypadkiem zawadził o coś czubkiem buta. Cahir głośno przełknął ślinę, zerknął pod nogi. Tylko nie...
To była chwila.
Świeca upadła na bok z cichym, delikatnym stuknięciem, potoczyła się wprost na jeden z leżących na podłodze woluminów. Rudy płomień momentalnie począł lizać pożółkłe strony, migiem strawił fragment starego, wyschniętego pergaminu, lotem błyskawicy skoczył na kolejną książkę, buchnął na jej suchych kartkach. Cahir rzucił w kąt powieść, którą do tej pory wertował, zaczął deptać obcasem płonące egzemplarze, spróbował zdusić ogień. Na próżno. Wkrótce cały stos książek spoczywających na posadce zajął się jaskrawą łuną. Tlące się popioły pofrunęły nieco w górę, opadły na najniższą półkę. Płomienie zaczęły pożerać kolejne pozycje, wspinać się po regale ku następnym, wyżej ulokowanym dziełom.
Cahir zaklął. Żywioł srożył się coraz bardziej. Szpieg wyjrzał zza regału, wziął głęboki oddech i...
— Cholera jasna, Elro! Elro, pomocy! Biblioteka się pali! Elro! Do wszystkich diabłów, niech to szlag...
Zrzucił pelerynę z ramion, spróbował stłumić nią najbliższe płomienie. Skrawki nadpalonych kartek szybko przywarły do materiału, który rozbłysł oślepiająco, upstrzony tysiącem małych, czerwonych iskier. Peleryna zaczęła się tlić, z jej końców poszybowały w górę wstęgi czarnego, duszącego dymu. Cahir wypuścił ją z rąk, ona także stanęła w płomieniach.
Szpieg cofnął się o krok. Zakrył usta dłonią, wpatrzony w rosnący słup ognia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz