środa, 27 listopada 2019

Od Ophelosa CD Narcissi

— To był ciężki dzień, drodzy panowie.
Ophelos podniósł ponury wzrok na swoją kuzynkę, która najwidoczniej miała już dosyć (zresztą, nic dziwnego) tych marnych przekomarzań mężczyzn. I bardzo dobrze, że jednak się odezwała, przerywając tę niewygodną, klejącą się jak żywica, ciężką ciszę. I bardzo dobrze, że nie mieli już nawet szansy się odezwać, bo Chryzant miał wrażenie, że jeszcze kilka słów, a krtań już ściśnie całkowicie, nie pozwalając żadnej głosce wymknąć się spomiędzy warg. A gdy to się stanie, pozostaną jedynie pięści. 
Przecież rycerzowi nie wypadało. Skinął więc jedynie głową, może i na wszelki wypadek przygryzając policzek, aby na pewno nic więcej nie powiedzieć, nie żachnąć się jak komplety idiota, którym zdecydowanie był.
— Muszę was przeprosić, nie czuję się dzisiaj na siłach do dalszej dysputy.
I po prostu wyszła z pomieszczenia, z bladymi policzkami oraz odrobinę zamglonym spojrzeniem. Ophelos, choć najchętniej rzuciłby się za nią, by po raz kolejny przeprosić, wybłagać przebaczenie, odprowadził biesa zmartwionym, siwym wzrokiem, w duchu modląc się, że ten zaopiekuje się odpowiednio kobietą, dając jej upragniony spokój oraz zapewnienie bezpieczeństwa, bo najwidoczniej oni, towarzysze, temu zadaniu podołać nie mieli. Mężczyzna podniósł dłoń do policzka, drapiąc się po zaniedbanej brodzie, w której zresztą zazwyczaj po prostu nie chadzał. Teraz jednak ta dosyć sprawnie i skrzętnie zasłaniała te brzydkie szramy, z których mogła zrobić się jedna blizna, może dwie. Westchnął ciężko, zerknął spode psa na pozostałą trójkę mężczyzn, a następnie, skinąwszy im głową, bo na słowa już wolał się nie silić, wyszedł z pomieszczenia, będąc zbyt zmęczonym oraz podburzonym, by cokolwiek starać się ustalać, czymkolwiek zajmować. 
Schody skrzypiały, deski w kilku miejscach uginały się pod butem, lekko niepokojąc Ophelosa, a przy tym zdradzając jego obecność, choć w karczmie panował wystarczający gwar, by jednak zatuszować bardziej podpitym przybycie blondyna. Okiem zahaczył o pannę krzątającą się za ladą, tę samą, która poprzednio zaoferowała mu swą pomoc oraz informację bez zbędnych pytań. Posłał jej słaby, a jednak pełen obietnic uśmiech, a następnie poprawiając pelerynę oraz zarzucając kaptur na głowę, wyszedł na zewnątrz, wcześniej jeszcze palcem podpowiadając jednemu z lekko podchmielonych graczy, którą kartę powinien tym razem zagrać.
Kroki swe skierował oczywiście do koni całej zgrai, zwłaszcza tego jednego, szczególnego, który zarżał radośnie, gdy Chrysanthos tylko pojawił się w polu jego widzenia. Mężczyzna położył dłoń na ciepłych chrapach, szepcząc słodkie słówka, choć te prędzej miały uspokoić jego samego po podróży pełnej przygód, niźli zwierzę z wyjątkowym spokojem spoglądające na swego właściciela. 
Ciche kroki przykuły uwagę rycerza. Ten momentalnie, stanąwszy na ugiętych nogach i ułożywszy palce wokół rękojeści miecza, uniósł wzrok. By spotkać się z tym znajomym, pełnym arogancji spojrzeniem. Blondyn wyprostował się, zdjął kaptur i skinął głową szlachcicowi, bo przecież tak wypadało, nawet jeżeli nie miał dzisiaj humoru na ich specyficzne dyskusje. 
— Nie spodziewałbym się ciebie tu spotkać, jeszcze o tak późnej godzinie — zauważył, niby zagajając jakąkolwiek, nic nieznaczącą rozmowę, choć w myślach skarcił się momentalnie za te słowa. Stać było go na lepsze.
— Nawzajem — odpowiedziała mu praktycznie ciemna plama. Chryzant prychnął, na szczęście jedynie w myślach. Nie do końca sam wiedział, czy zrobił to z urażenia, bo przecież gdy rozmawiało się z drugą osobą wypadało ukazać twarz, a może jednak z zawiedzenia, iż nie dojrzy tym razem tego haczykowatego nosa Leonarda. — Myślałem, że będziecie raczej odpoczywać, szczególnie po wyprawie, która to zresztą, mam nadzieję, zakończyła się owocnie.
Ophelos parsknął cichym śmiechem, pokręcił głową i może nawet drapnął się po brodzie, drugą dłonią klepiąc bułanego ogiera po szyi. 
— Jeżeli kilka szram na policzku oraz nowe rodzinne sprzeczki na barkach da się nazwać jakąś zdobyczą to tak, jak najbardziej — stwierdził i niby wzruszył od niechcenia ramionami. — A siostra powiada, że świeże powietrze szybciej sprowadza sny do głowy, tak więc, krótka przechadzka do przyjaciela — tu zerknął jeszcze raz na konia, który tym razem postanowił całym ciężarem łba oprzeć się o jego ramię — raczej nie powinna mi zaszkodzić. Odpoczynek i tak będzie krótki. A wy, jak przetrwaliście podróż?
Czuł jak srebrne, zimne oczy obserwują dłonie gładko pływające po złotawej sierści. Drgnął, jednak nie skomentował tej szczegółowej obserwacji, której właśnie był poddawany. Zresztą, czynność była odwzajemniana.
— To dobrze. Można uznać, że również bez przeszkód. Nikt nie zachorował, nikt nie ubył. Również obyło się bez kłótni, więc raczej pomyślnie.
Ophelos wyprostował się, ostatecznie zdejmując dłoń ze zwierza, które jednak nadal pozostawało blisko swojego partnera. Uśmiechnął się pod nosem, czując jak ciepłe powietrze wdmuchiwane jest w jego włosy, a chrapy bawią się lokami, brudząc je odrobinę. Skinął Leonardowi głową, szczerze ciesząc się z pozytywnych informacji.
— Cieszy mnie to niezmiernie — oświadczył, rozpromieniając się choć na chwilkę, co musiało wyglądać ironicznie z tą niezadbaną brodą czy worami pod oczami, które tak bardzo nie pasowały do wizerunku wzorowego, posłusznego rycerza na białym koniu. Opuścił na chwilę wzrok, marszcząc czoło, niby zastanawiając się chwilę. — Zdaję sobie z tego sprawę, że nie przedstawiłem się wam należycie, choć pewnie moje imię i tak zdążyło dotrzeć ukradkiem do waszych uszu – zauważył, tu podnosząc siwe spojrzenie i poczynając kilka kroków w kierunku towarzysza. — Ophelos Chrysanthos, aczkolwiek wolałbym ostać przy Chryzancie, jeżeli byłaby taka możliwość — przedstawił się, wyciągając dłoń w kierunku Leonarda.
Czuł to lustrujące spojrzenie, prześlizgujące się jak wąż po całym ciele. Od czubków skórzanych butów, aż po koniuszek nosa, oczywiście zatrzymując się na dłuższą chwilę na dłoni zawieszonej w powietrzu. Oczywiście, nie odwzajemniając uścisku.
— Wasza kuzynka wyglądała ostatnio dość nieciekawie.
Zabrał więc dłoń, łapiąc ją pomiędzy palce drugiej, oczywiście nerwowo, ale byleby zatuszować ten nieudany gest sprzymierzenia. Mężczyzna następnie odchrząknął, podrapał się po nosie i opuścił wzrok, niby zbesztany ogar, który utonął we własnych marzeniach i nie w porę rzucił się na zająca. Ophelos pokiwał ostatecznie głową.
— Tak, chciałbym podejrzewać, że miało w tym udział zmęczenie podróżą, ale... — zawahał się, ściągnąwszy brwi w konsternacji — podejrzewam, iż jednak coś ją trapi. A dzisiaj nie było czasu i momentu, w którym mógłbym się o to dopytać. Wcześniejszy odpoczynek zrobi jej lepiej, niźli rozmowa z niesfornym kuzynem.
Jedyną odpowiedzią było skinięcie głową, w dodatku niewyraźne, zasłonięte przez kaptur.
— Spokojnej nocy, pasterzu.
A Ophelos nie miał zamiaru go zatrzymywać, walczyć o każde kolejne zdanie, minuty rozmowy, jakby zależało od tego jego własne życie. Ten dzień trwał wystarczająco, by już nie starać się sztucznie go przedłużać. Odwzajemnił skinięcie głową, przenosząc ciężar ciała na drugą nogę, splatając ręce na klatce piersiowej. Może i uśmiechnął się delikatnie, słysząc, jak nazwał go szlachcic.
Tak było zdecydowanie lepiej. 
— I wzajemnie. Jutro czeka nas długi dzień.
Stał tak przez chwilę, nadal z zaplecionymi rękoma na piersi, obserwując, jak drugi mężczyzna powoli odchodzi w jedynie sobie znanym kierunku. Ophelos westchnął ciężko i nie czekając dłużej,  zarzuciwszy kaptur na głowę, również zadecydował, iż lepiej oraz zdrowiej będzie udać się na należyty spoczynek. W końcu ten dzień i ta noc były wystarczająco długie.
Ludzi przy stołach było już zdecydowanie mniej, choć niektóre niedobitki nadal starały utrzymać się na swoich miękkich nogach, podpierając się drewnianych ścian. Chryzant uśmiechnął się pod nosem, ostatecznie decydując się na podejście do lady, za którą nadal krzątała się, zmęczona bardziej niż za pierwszym razem, kiedy ją widział, dziewczyna. Rycerz oparłszy się o drewno łokciami, pochylił się do przodu, przy okazji ściągając kaptur z głowy, bo przecież tak przy rozmowie, to nie wypadało.
Choć nie wszyscy się tym przejmowali, jak już było mu dane się przekonać.
— Nie mieliśmy okazji podziękować — stwierdził, przechylając lekko głowę w bok, może i zawadiacko, kto wie. Aczkolwiek z rozczochranymi włosami oraz zmęczonym spojrzeniem brakowało temu wyrazowi odpowiedniego tonu.
Dziewczyna w odpowiedzi odwzajemniła uśmiech, nie targnęła się jednak na słowa. Blondyn westchnął i uciekł spojrzeniem w bok.
— Przepraszamy również, że przychodzimy dziękować o tak później porze oraz w tak niesprzyjającej atmosferze — tu zerknął na mężczyznę, który w czasie tych słów z wielkim hukiem przewrócił się na deski karczmy — ale byliśmy w pośpiechu, a wydaje mi się, że cała moja kompania, mając na uwadze konkretne osoby, już i tak rozmowy przeprowadzała w dosyć napiętych emocjach oraz stosunkach. Spóźnialski tego zdecydowanie nie łagodził, tak więc nie mieliśmy nawet czasu, by odpowiedzieć słowem — oświadczył.
— A czego spóźnialski potrzebuje?
Mężczyzna wyprostował się jak struna, może i nie spodziewając się aż tak konkretnych oraz dobitnych słów od stosunkowo drobnej kobiety, która teraz obdarzała go odrobinę chłodnym, znudzonym spojrzeniem ciemnoniebieskich oczu, przecierając szmatą szklany kufel. Chryzant westchnął w końcu, dłonią targając za i tak już potargane włosy.
— Informacji. Obiecuję się zbytnio się nie narzucać, choć i tak już to robię.
Kobieta głośno wypuściła powietrze z płuc, rycerz zauważył jednak mały uśmieszek na jej twarzy.
— Idź do pokoju. Przyjdę za trzydzieści minut. — Odwróciła się do niego plecami, odstawiając kufel na jedną z pólek. — W tym czasie chyba zdążysz przywołać się do porządku, prawda... — nie skończyła zdania, pytająco spoglądając na mężczyznę.
— Chryzancie — przedstawił się, w końcu uśmiechając się porządnie i promiennie, jak to na niego przystało. — Będę czekać... — Również zerknął na nią pytająco, może i opierając policzek na dłoni.
— Emilio.
Skinął kobiecie głową, wstał od blatu, a następnie, nie oglądając się za siebie, choć kusiło, by jeszcze zerknąć za swoje ramię, by zatrzymać się na niebieskich oczach, wszedł po schodach na piętro.
Dobrze było uczesać się, przystrzyc brodę (bo zdecydował się zostawić ją na odrobinę dłuższy okres próby) oraz dać spracowanym mięśniom odpocząć, rozluźnić się w ciepłej, ba, gorącej wręcz wodzie, choć kilka nadal niezagojonych ran ponownie zaczynało przypominać o swojej obecności. Ophelos zerknął w lustrze na jedną z nich, trochę bardziej przyglądając się prawej łydce i zahaczając palcami o obrzęknięte miejsce. Do wesela powinno się zagoić, w końcu na to w najbliższych czasach się nie szykowało, a szramy na nim stosunkowo szybko się goiły. Choć, zdecydowanie, rano przydałoby się wykonać opatrunek, taki z porządnego bandaża oraz z trochę lepszą maścią, niźli oderwaną ze starej koszuli szmatką i kilkoma zgniecionymi ziółkami, które zresztą nie do końca nawet rozpoznał. Nigdy z zielarstwa oraz botaniki dobry nie był, a jednak czasami by się przydało.
Rycerza z zamyślenia wyrwało podwójne zapukanie, a następnie skrzypnięcie otwieranych drzwi. I nawet nie zdążył się zająknąć, powiedzieć jakiegokolwiek proszę, od tak, gdy on stał w stanie, w jakim wyjęto go z łona matuli, oberżystka zdążyła wślizgnąć się do pokoju jakby nigdy nic. I sądząc po krokach, zbliżała się właśnie do parawanu, który ich dzielić. Chryzant w ostatnim momencie chwycił za ręcznik, już nawet nie myśląc o tym, czy kiedykolwiek był on prany (aczkolwiek, odcień materiału przypominał biel, tak więc nie posiadał zamiaru narzekać), a następnie obwiązał się nim w pasie.
— Wydawało mi się, że trzydzieści minut to wystarczający czas, by zażyć kąpieli. — Kobieta skrzywiła się, choć w niebieskim oku czaił się charakterystyczny błysk.
— Po tak długiej podróży nawet godzina w gorącej wodzie nie wystarczy, gdy mięśnie spracowane — zauważył, może i z denna zaciśniętym gardłem.
Emilia parsknęła śmiechem, nie siląc się nawet na odwrócenie wzroku. Przeniosła ciężar ciała na lewą nogę, splótłszy ręce na klatce piersiowej.
— To czego chciałeś się dowiedzieć?
— Potrzebuję trochę informacji na temat Mężczyzny w Brązie i całego zachodniego wybrzeża. Wszystko, co wiesz, każda informacja się przyda, naprawdę — oświadczył, stawiając wszystko na jedną kartę. Prędzej czy później i tak dowie się całe miasto, jedna osoba, w dodatku taka, która po nocach za ladą słyszy wszystko, a przy tym sama nie pije, bo przecież jest w pracy, nie powinna zaszkodzić, prawda?
Kobieta pokiwała głową, na chwilę opuściła wzrok, może i marszcząc czółko, szybko jednak powróciła do swej hardej postawy oraz hardego spojrzenia.
— A co za to dostanę? — zapytała, podchodząc do niego i choć nie spuszczała błękitnych oczu z jego twarzy, miał wrażenie, że chwila moment ta sytuacja może się zmienić.
Chryzant wzruszył ramionami, rozkładając ręce na boki, by szybko zorientować się, że jednak nie jest to najlepszym pomysłem, gdy tylko do głowy przyszła myśl, że ręcznik na biodrach może jednak potrzebować wsparcia palców.
— Dogadamy się.

~

— Naprawdę przepraszam za wczoraj. Uzgadnialiście coś później, czy jednak pozostawiliście sprawy nietknięte.
Ophelos podniósł wzrok znad stołu, nadal drapiąc się po brodzie. Uśmiechnął się szeroko, po czym skinął głową w kierunku dziewczyny, jak i jej biesa, których tak dobrze było mu widzieć. Machnął w końcu ręką, cały czas bujając się lekko na krześle.
— Nic a nic, a przynajmniej nie ze mną. Wyniosłem się z tego pomieszczenia najszybciej, jak potrafiłem, bo chwila i pewnie rzucilibyśmy się sobie do gardeł — westchnął. — Zresztą, nie przepraszaj, bo akurat ty masz chyba sobie z nas wszystkich najmniej do zarzucenia, a przynajmniej ja nic tobie za złe nie mam, Cyziu. Prędzej sobie, że dałem się ponieść emocjom jak totalny idiota, zwierzę, a nie człowiek, choć i tak jestem w szoku, że nie doszliśmy do rękoczynów. — Pokręcił głową, parsknął śmiechem.
Zastukał palcami w stół.
— Ale ta noc aż tak marnotrawna nie była, zdobyłem kilka informacji... Czy są przydatne inna sprawa, ale chętnie podzielę się nimi, jak tylko dołączy do nas reszta wesołej kompani — przerwał na chwilę, ostatecznie poważniejąc. — A ty jak się czujesz? Wczoraj byłaś blada jak wiła czy południca.
[ j e s t ,  u d a ł o  s i ę ]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz