niedziela, 17 listopada 2019

Od Narcissi do Rawena

⸺⸺✸⸺⸺

Dawniej za swoje zachowanie otrzymałaby zapewne jakąś srogą karę. Co najmniej tydzień prac społecznych za niesubordynację, głodówka, czy też klęczenie na grochu naprzeciw ołtarza, dzierżąc na wyprostowanych rękach najcięższe księgi spisujące żywot świętych, a na grzbiet przyjmując ostre cięgi skórzanego bata, który rozgrzewał skórę, rozcinał ją i palił, palił żywym ogniem, przyprawiającym Narcissę jedynie o ciche stęknięcia urywane zza zaciśniętych mocno, wręcz zagryzanych do krwi warg. Nie potrafiła określić, co bolało bardziej. Ciało, czy rozum, który musiał liczyć się z niezwykłym odczuciem porażki, świadomości tego, że zawiodło się ludzi, który postawieni byli nad tobą. Pojmowanie faktu, że było się jedynie zakałą, a jej postawa wzbudzała śmiech między rówieśnikami, którzy przebywali z nią pod jedną strzechą. Okrutnie robiło się jej niedobrze na widok wszystkich tych mężczyzn, którzy z taką łatwością kpili, czy to z jej postury, czy zachowania, przy czym to drugie było jednak bardziej uzasadnione. Uważała ich za bezczelne, seksistowskie świnie, do czego miała najwyższe prawo, jeśli spojrzeć na to, jak traktowali płeć przeciwną, której szczególnie brakowało w tamtejszych kręgach. Może dlatego mówiła sobie, że nigdy, ale to przenigdy nie zwiąże się z rycerzem, będąc świadoma, jak takowi młodzieńcy naprawdę podchodzą do spraw damsko-męskich. Narcissa nie miała zamiaru być jedynie popychadłem, którego przeznaczeniem było siedzieć w kuchni, urodzić dzieci i odchować dzieci, znajdując w międzyczasie chwilę na ogarnięcie całego domu i zaspokojenie marzeń seksualnych męża, który gdyby tego nie robiła, uznałby ją za niewierną, puszczalską zdzirę, która nic nie robi, gdy on pracuje na dom.
Może też podchodziła do całej sprawy bardzo jednostronnie i również miała jakieś uprzedzenia do drugiej płci, wszystko to jednak spowodowane było jakąś dziwną szramą na sumieniu, raną, która nie chciała się zasklepić. Drażnił ją strasznie fakt, jak spoglądała na niektórych mężczyzn, nie mogła jednak pozbyć się tej dziwnej awersji do niektórych osobników tejże płci, tak samo, jak znosić nie mogła niektórych kobiet i uznawała to za rzecz w zupełności normalną. Po prostu towarzystwa niektórych osób nie sposób jest przecierpieć bez względu na to, jak mocno zagryzło się kły.
Nie potrafiła powiedzieć, która katorga zahartowała ją bardziej, jeśli chodzi o wytrzymałość mentalną. Pewna była natomiast faktu, że z radością przychodziło jej łamanie wszystkich zakazów i nakazów, czy to stawianych przez innych, czy samą siebie. Własne bariery przekraczała również z niewypowiedzianą radością i błyskiem w bursztynowych ślepiach. Było to jak rozpoznanie się z czymś zupełnie nowym, czego do tej pory niedane było jej zasmakować, temu też cieszyła się ja małe dziecko, a najbardziej bawiła ją wizja rozwścieczonego najwyższego kapłana z jego łysym plackiem na czubku głowy, który czerwienił się za każdym razem, gdy ten się denerwował. Widziała go oczami wyobraźni, wiszącego nad nią, z potem spływającym ciurkiem po czole, wybałuszonymi oczami i powoli występującą żyłą na szyi, a wszystko to skwitowała jedynie delikatnym uśmiechem, dłońmi dalej błądząc po szafkach i szafeczkach, buszując w najlepsze, w poszukiwaniu największych przysmaków.
Nie zdarzało jej się to wcześniej, bo jednak trzymała restrykcyjną dietę, tym razem natomiast naszedł ją taki apetyt, że nie mogła się powstrzymać i gdy tylko Irina opuściła spiżarnię, kobieta wślizgnęła się do niej niczym kot w poszukiwaniu jakiegoś dobrego kąska. Chrapkę na pyszności miała wręcz obrzydliwą, a najchętniej spałaszowałaby w tamtej chwili coś słodkiego, nawet najmniejszy owoc, zgarniając przy okazji jakieś suszone morele dla Khardiasa, który w tamtej chwili prawdopodobnie w najlepsze wylegiwał się na łóżku, wtulając pysk w gęstą, białą sierść, która służyła Narcissi za koc, wraz z grubą, wełnianą narzutą. Ostatnimi czasy w ciągu nocy poczynało robić się chłodniej, stąd dodatkowe okrycia w trakcie snu.
Psioczyła pod nosem, gdy przez dłonie przelatywały jej jedynie kolejne ziemniaki, marchewki (na których widok niedostrzegalnie wręcz się uśmiechała), czy buraki, by nareszcie przenieść się do innej szafki, gdy doszła do wniosku, że w tym miejscu raczej nie znajdzie niczego poza kolejnymi odmianami warzyw. Owoców brak, jakby zwyczajnie nie istniały. Decyzja jej okazała się niezwykle słuszna, bo chwilę po zmianie swojej pozycji, znalazła woreczek pełen ciasteczek, kiść winogron i suszone bakalie, tak jak obiecała sobie w głowie. Wszystko jak do tej pory szło jak po maśle, co wzbudziło jej niejakie zaniepokojenie, które to jednak potrwało stosunkowo krótko, jeśli zwróciło się uwagę na to, że chwilę po tym, jak w jej dłoniach znalazły się te wszystkie skarby, w pomieszczeniu rozbrzmiały kroki. Co najgorsze nie były to kroki Narcissi, a jakiegoś delikwenta, który oczywiście musiał spartaczyć całą jej ciężką pracę. Znaczy się, nie od razu zaprzepaścić cały jej misterny plan, bowiem dalej istniała szansa wydostania się ze spiżarni, pozostając niezauważonym, szczególnie zważając na to, że aktualnie znajdowała się po drugiej stronie wyspy kuchennej, dodatkowo trwając wciąż w kuckach, a nieproszony gość nie zdołał jej jeszcze dostrzec, ale szansa ta była na tyle mała, że Narcissa nawet nie łudziła się, że zdoła tego dokonać, szczególnie zważając na jej umiejętności dyskretnego wymykania się z takowych miejsc i pozostania cicho przez cały czas trwania misji, o ile tę okoliczność mogła tak nazwać.
Próbować jednak zawsze można było, dlatego odetchnęła głośno, wychyliła delikatnie głowę, by zobaczyć położenie intruza i właściwie rozpoznać, kim ów osobnik jest. Jak się okazało, natrafiła na Rawena, stąd nawet odetchnęła z ulgą. Gdyby doszło jednak do jakiejś interwencji, zdecydowanie wolała stanąć twarzą w twarz z blondynem, niż pierdolniętą babcią, która prawdopodobnie bez zawahania się zdzieliłaby ją chochlą po łbie. Oceniła prędko swoją sytuację, zerknęła na drzwi, zerknęła na niego, odwróconego do włamywaczki plecami i już miała wyjść na paluszkach z pomieszczenia, gdy, oczywiście, targnęła się na równe nogi zbyt prędko, zrzucając tym samym jeden z garnków na podłogę. Przynajmniej tyle dobrego, że naczynie było pełne, bo gdyby wypełnione jakąś potrawką, to bała się myśleć, co by było wtedy. Przeklęła pod nosem, widząc, że przestraszyła Rawena, który właśnie wlepiał swoje spojrzenie w małą złodziejkę zapasów, dalej dzielnie dzierżącą worek ciastek, owoce i suszone morele w rękach, jak gdyby nigdy nic i sytuacja, w której się aktualnie znajdowała, miała dokładnie tak wyglądać, a ona miała najwyższe prawo do okradania gildyjskich spiżarni z pożywienia.
Właściwie, to nie brzmiało to aż tak ciekawie i nawet jeśli nie czekało jej dwanaście smagnięć biczem, to zalała się czystą czerwienią, która pobudziła jej policzki do tego, by bezczelnie zaczęły ją piec, a w brzuchu poczuła to charakterystyczne ściśnięcie, jakby ktoś właśnie związał jej jelita w dobry, dopracowany węzeł marynarski.

⸺⸺✸⸺⸺
[Rawenie? <3]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz