piątek, 1 listopada 2019

Od Sorelii cd. Ophelosa

Dzień był całkiem przyjemny, słoneczny ale nie upalny, bo lekki chłodny wiaterek uderzał ją od czasu do czasu w twarz składając na niej orzeźwiające pocałunki wilgotnej mgły. Choć nie zaniedbała tym razem przyozdobienia ślicznej główki miękkim kapelusikiem z piórkiem i kilkoma różyczkami po boku, teraz rozpuściła swe włosy pozwalając im igrać z psotnym zefirkiem i choć odziała się starannie w lekki płaszczyk i ciemną suknię do podróży teraz gnała z rozchełstanym odzieniem to śmiejąc się szaleńczo to znów podśpiewując sobie w rytm uderzeń końskich kopyt o kamyki wrzucone od tak bez jakiegoś szerszego planu w błotnisty pełen dziur i uskoków grunt. Mimo gorąca sypiała dobrze. Być może za sprawą swych nocnych wypraw, które stawały się coraz uciążliwsze, a przez to bardzo męczące. Musiała na pewien czas nawet zarzucić korzystanie z dobrze znanych dróg przez kanały z racji zalegającej je duchoty i nieprzyjemnych zapachów, od których naprawdę zakręcić się mogło w głowie nawet tak doświadczonej osobie jak ona. Teraz powoli powracała do swych dawnych przyzwyczajeń choć nadal jej zadania nie należały do najprzyjemniejszych, więc możliwość odetchnięcia świeżym powietrzem traktowała jako nie lada luksus i prawdziwą radość. Jakby mało było tych małych powodów do zadowolenia to i w swoich misjach odnosiła nie lada sukcesy, choć tym razem jechała jedynie z prostym raportem, w którym pochwalić się mogła jedynie przyjęciem kilku listów, co do których znaczenia nie była jeszcze pewna. Wspominano coś o jakichś łowcach, ale nie umiała określić na ten moment planowanej dla nich funkcji. W żadnym razie nie czuła się tym skonfundowana. Była pewna, że w przeciągu najwyżej tygodnia uda jej się zdobyć niezbędne informacje. Zastanawiała się już nawet w jaki sposób tego dokona, przez co mogła wyglądać na nieco zaaferowaną, ale w żadnym razie nie oznaczało to braku wrażliwości na sygnały z otoczenia. Praktyka szpiega nauczyła ją zwracać uwagę na najmniejsze szczegóły takie jak na przykład nieśmiałe powitanie Ophelosa. Od zwykłe kiwnięcie dłonią w powietrzu.
Zawróciła zręcznie konia na podwórzu i skierowała w stronę pastwisk, tak by niemalże wprost z jego grzbietu przeskoczyć na niewysoki płotek biegnący w bezpośrednim sąsiedztwie miejsca, które Chryzant obrał sobie najwidoczniej na punkt obserwacyjny. Przysiadła na grubszej belce zachowując odpowiednie środki ostrożności by nie ześlizgnąć się i nie zrobić z siebie niepotrzebnego widowiska. Uśmiechnęła się promiennie i zawołała w stronę opartego o pień drzewa mężczyzny, którego ledwie dojrzeć można było spomiędzy kłębów dymu, który raz po raz unosił się z jego fajeczki, którą ściskał w zębach.
- Pan mnie wołał, pan mnie wzywał, no to jestem w całej glorii i chwale, ale te przydatki pozwolę sobie na razie odłożyć, zbyt ciasno by nam było razem na tej wąskiej belce, a nie chciałabym z kolei objawić się znowuż szlachetnemu panu w błocie i trawie 
Mimowolnie zerknęła w stronę wciąż jeszcze nie wsiąkłych w podmokły grunt pozostałości kałuż. Mimo jednak uzasadnionych obaw takowego wypadku wyciągnęła z zanadrza chusteczkę i poczęła starannie polerować swoje ciemne buciki. W czasie swoich wypraw nabrała umiejętności dbania o obuwie w każdych okolicznościach i jakkolwiek nie wykazywała skłonności do równej Krabatowi pedanterii, nie lubiła mieć na sobie zbyt dużych ilości pyłu i ściekowych mazi. Co do tych ostatnich zbyt się ich brzydziła by usuwać je samodzielnie, ale zawsze udawało jej się znaleźć chętnego do pomocy, dość łasego na pieniądze, by podjąć się tak drobnej usługi. Uznawszy, że wygląda już dość elegancko zeskoczyła z płotu i podeszła swym tanecznym krokiem do pasterza.
- Och widzę, ktoś kiepsko ostatnio sypia - zaczęła zalotnie - w pewnych kręgach uchodziłoby to za dowód na posiadanie nadzwyczaj czułego serduszka, które podbiła właśnie jakaś urodziwa dama. Tylko niechże się panicz nie gniewa na mnie, w końcu takie już są panienki z wyższych sfer głupiutkie trzpiotki, nieprawdaż - wzruszyła ramionami i skrzyżowała ręce na piersiach w przepraszającym geście, dyskretnie nie spuszczając oczu z rozmówcy. Ani przez chwilę nie podejrzewała go o jakiekolwiek romanse, ale najgłupsze pomysły budziły zwykle największy śmiech, i największą ochotę do zwierzeń. Tym bardziej jeśli we wszelkie możliwe sposoby starało się im wykazać, że sprawa w ogóle nie interesuje rozmówcy.
- Oczywiście już nie wnikam. Nie należę do tych ciekawskich sroczek, co pakują swój ciekawski nosek i rozpaplany dziobek w nieswoje sprawy. Interesowałoby mnie jednakże cóż się działo w tymże szlachetnym przybytku pod moją nieobecność, bo patrząc na panicza to naprawdę zaczynam nabierać podejrzeń, że miały tu miejsce rzeczy niezwykłe okraszone sporą ilością napojów odpowiednich do takich uroczystości. Może zatem to owe trunki tak sponiewierały panicza. Takiż wygląd rozrywa wprost serce, żeby tak urodziwy mężczyzna w takim stanie.
Puściła oczko w stronę milczącego starając się zachęcić go do podjęcia rozmowy, ale coraz bardziej nabierała podejrzeń, że jej zabiegi spełzną na niczym.
- Zdecydowanie nie powinien panicz chodzić w tak dobrze bielonych strojach, bo z daleka wziąć można panicza za ducha, tudzież upiora, i jeszcze jaki grabarz upomni się o panicza jako o swoją własność. Proszę się rozchmurzyć, bo pomyślę, że moja obecność jest paniczowi przykrą. Nie można się tak od rana zamartwiać. Dość ma dzień swojej biedy. Jeśli mnie panicz ładnie poprosi to poopowiadam nieco nowinek z miasta.

<Ophelos?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz