sobota, 11 stycznia 2020

Od Ignatiusa cd. Xaviera

Jak dzień tak i noc nie była dla Ignatiusa szczególnie łaskawa. Praktycznie co chwilę budził się, a to przez skrzypnięcie podłogi gdzieś na korytarzu a to przez niewiadomego pochodzenia szuranie. Ilekroć ponownie otwierał oczy, przewracał się z boku na bok, jakby nie mogąc odnaleźć odpowiedniej pozycji do snu. A to przecież nie był problem. W końcu jak się nie ułożył, zasypiał od razu, ale tylko po to, by ponownie się obudzić i wpatrywać tępo w nieprzeniknioną ciemność pokoju. Utknął w błędnym kole i szczerze wątpił, by szybko doczekał się poranka. Wskazywało na to ciche tykanie zegara na korytarzu, który, jeśli chłopak się nie mylił, kilkanaście minut temu wybił drugą w nocy.
Przewrócił się na prawy bok i westchnął męczeńsko. Jeszcze trzy albo cztery godziny i ktoś w tym domu na pewno wstanie, by przygotować śniadanie. Może, jeśli dalej będzie niezdolny zasnąć, pójdzie wtedy do kuchni i zaproponuje pomoc w ramach podziękowania za pomoc? Czy może powinien odnaleźć Xaviera, a nie zostawił go samemu sobie? Z pewnością zabrali go do jednej z pobliskich strażnic, raczej nie ciągnęliby jednego złapanego od razu do głównego więzienia. O ile oczywiście go dopadli. Olivia mogła sądzić, iż tak, jednak jak dobrze znał barda, miał raczej wrażenie, że ten nie da się tak łatwo. Chyba, że los wolał dalej im rzucać kłody pod nogi, bo z pewnością obserwując ich poczynania bawił się przewybornie. Co przygotował im na jutro? Więcej uganiania się ze strażą czy ponowne spotkanie z nieprzyjemnymi ludźmi?
- Z takim optymistycznym podejściem z pewnością daleko zajdę... - mruknął pod nosem i skulił się bardziej pod kocem...
~*~
Ignatius zrównał krok z Olivią i mocniej zaciągnął kaptur czarnej peleryny na głowę. Bez przepustki i ze świadomością, że już jej nie będzie miał, czuł się trochę jak pomniejszy złodziejaszek. I przez to poruszanie się, jakby gdyby nic, po głównych ulicach napawało go ciągłym niepokojem, którego nawet komentarze jego towarzyszki nie potrafiły okiełznać. Ilekroć w zasięgu jego wzroku zjawiał się jakiś strażnik ukradkowo oglądał się za nim, nawet jeśli zdawał sobie sprawę, że w ten sposób raczej nie ukryje swojej obecności. Towarzysząca mu szlachcianka pacnęła go nawet raz po głowie, kiedy swoim dziwnym zachowaniem zwrócił na siebie uwagę przechodzących obok nich żołnierzy. Oczywiście od razu za to przeprosiła, jakby sama nie dowierzała, że to zrobiła, jednak wspomnienie pozostało. Zostało i przypominało, że może to nie bogowie i los się na niego uwzięli tylko sam dawał sposobność do wpakowania go w kłopoty, a oni po prostu mu to dawali skoro tak się prosił.
Niemniej z czasem to uczucie niepokoju go opuszczało, zwłaszcza kiedy spostrzegł, że strażnicy, chociaż dalej w gotowości, byli znacznie spokojniejsi. Przechadzali się ulicami, bo mieli patrol, nie dlatego, że kogoś szukali. Więc tak długo, jak nie robił nic podejrzanego, nie powinni go poprosić o  okazanie przepustki czy innego dokumentu. Cóż, przynajmniej taką miał nadzieję. Tak samo jak liczył na to, że Olivia w końcu wyjaśni mu, dlaczego od kilku godzin bezsensownie plączą się po głównych ulicach Sorii zaczepiając przypadkowych ludzi i kupców. Ba, że powie mu cokolwiek, zamiast ciągać za sobą jak niewolnika.
Od samego rana liczył na jakieś wyjaśnienia. Pierw myślał, że spyta ją przy śniadaniu, ale okazało się, że dziewczyna jadała sama w swoim pokoju. Służba zaś, kiedy próbował się od niej czegoś dowiedzieć, nie chciała mu mówić zbyt wiele. Powiedzieli mu jedynie, że Geremell to nadmorski port leżący niedaleko granicy z Ethiją, a to szczególnie mu nie pomogło, potwierdziło tylko, że kupiecka córka jest Nalaesianką. Na wszelkie pytania dotyczące zamożności rodziny, jej historii czy tego co sprawiło, iż panienka Farren zainteresowała się złodziejami zbywali go niezręcznym milczeniem. A sama Olivia, kiedy już zdecydowała się opuścić sypialnię nie dotrzymała swojego słowa i nie dokończyła przerwanej późnym wieczorem rozmowy. Jego obecność potraktowała chyba jako wstępne zaakceptowanie jej propozycji, wręczyła mu pelerynę i powiedziała, że więcej opowie w drodze.
Przytaknął więc, co więcej mógł zrobić. Chociaż wiedział, iż z współpracy może zrezygnować w każdej chwili, zdawał też sobie sprawę, że sam wiele nie zdziała. Wiedział za mało, był w stolicy za krótko, mógł się łatwo wpakować w jeszcze większe kłopoty. Nie daj Erishio, jeszcze w końcu wyszłyby na jaw ich powiązania z Gildią i zaszkodziliby nie tylko sobie, ale wszystkim, którzy spokojnie teraz zajmowali się swoimi zadaniami w Tirie. A do tego sekretarz dopuścić nie mógł.
- Wychodzi na to, że nie dowiemy się niczego więcej niż tego, co już wiemy - odezwała się nagle Olivia zwracając na siebie uwagę Ignatiusa i kroczącego za nimi Evana. - Jednakże tak jak myślałam... - Zerknęła kątem oka na czarnowłosego. - Z reguły kradli rano i koło południa, kiedy najwięcej kupców stoi jeszcze z wystawionym kramem na ulicy. Dzisiaj się nie wychylili, bo ktoś dał radę ich dogonić.
- Uważasz, że mogli się mnie wystraszyć? - spytał chłopak, a w jego głosie dało się usłyszeć lekkie rozbawienie. - Przecież na pewno zdają sobie sprawę z tego, że nie wiem, gdzie pobiegli dalej.
- Owszem, jednakże nie mają pewności, że zapomniałeś, gdzie znajduje się jeden z ich skrótów na dachy. Mały szczegół, jednak dla zorganizowanej grupy, która przywykła do nie popełniania błędów jest to karygodne potknięcie.
- Jeśli tak to pójście tam nie będzie teraz szczególnie dobrym pomysłem - stwierdził Ignatius rozglądając się po dachach mijanych budynków. - Mogą obserwować to miejsce, by sprawdzić, czy wrócę. Ba, mogą wiedzieć, że wrócę, jeśli widzieli mnie tam wczoraj wieczorem. A jeśli nie będą nas śledzić to z pewnością wyczyścili ślady, które mogli po sobie tam na górze zostawić. Zasypać śniegiem czy coś.
- Jest nas troje, więc nie powinni próbować nas atakować. Obserwacją natomiast nie zaszkodzą w żadnym stopniu, tylko potwierdzą moje przypuszczenia, że się boją. Jak nie znajdziemy nic to cóż... Poczekamy na kolejną okazję do znalezienia czegoś. - Odwróciła się w jego stronę i uśmiechnęła się szeroko. - Więc prowadź, proszę.
O ile ich zauważymy, mruknął sekretarz w myślach, jednak nie odezwał się więcej i skinął głową na jej prośbę. Kiedy zdał sobie sprawę, że przez swoje wtykanie nosa w tą sprawę faktycznie może być przez nich obserwowany ponownie poczuł niepokój. Drugi raz pojawił się tam z Xavierem, więc bard, nawet jeśli prawdopodobnie siedział teraz w areszcie również mógł być śledzony. Chociaż on pojawił się tylko na chwilę, mogli go nie powiązać z tą sprawą, a uznać za kogoś przypadkiem zaangażowanego do sprawdzenia budynku. A Ignatius teraz, jakby gdyby nic, miał tam się zjawić po raz trzeci znowu ściągając innych ludzi. Na bogów, niech się okaże, że tak naprawdę nie interesują ich jego poczynania. To było ostatnie o czym aktualnie marzył.
Skręcili w pobliską ulicę i zaczęli oddalać się od głównej alei. Hałasy z wolna zaczęły cichnąć, brak rozmów sprawił, że pogrążyli się w ciszy, którą przerywało jedynie skrzypienie mokrego śniegu pod ich nogami. Chcąc zająć myśli dziewiętnastolatek wyjął swoją mapę miasta z kieszeni. Droga do tego miejsca dobrze wryła mu się w pamięć już za pierwszym razem, jednak coś w głębi duszy mu powiedziało, że powinien teraz jeszcze dokładniej analizować to co robi i nie pozwolić się rozproszyć. Tak na wszelki wypadek, gdyby miał znowu popełnić jakiś głupi błąd.
- To tutaj... - mruknął niechętnie, kiedy po około trzydziestu minutach ukazały im się zarysy poszukiwanego domostwa. Zatrzymali się pod jego wschodnią ścianą, a Ignatius po chwili zastanowienia, nie czekając na chociaż jeden komentarz Olivii, wetknął dłonie w najbliższe szpary między cegłami i podciągnął się do góry. Cała ta "ścianka wspinaczkowa" faktycznie była dobrze przemyślana. Im wyżej się wspinał nie musiał w ogóle myśleć, co zrobić dalej, w zasięgu jego wzroku od razu pojawiały się kolejne dziury. Gzyms dachowy również był przygotowany na przyjęcie wspinającego się. Tuż za jego krawędzią chłopak od razu odnalazł dłonią sznur, który okazał się być przywiązany do wystającego nad lekko skośny dach komina. 
Iggy wziął głęboki wdech i rozmasował zmarznięte od kontaktu z lodowatą cegłą dłonie jednocześnie uważając, by przypadkiem nie poślizgnąć się na ukrytych pod kilkucentymetrową warstwą śniegu dachówkach. Zimny wiatr owiał jego szyję więc szczelniej opatulił się płaszczem i cienką peleryną. Jeśli nie chciał się przeziębić wolał tu nie przebywać zbyt długo. Nie żeby to miejsce było szczególnie bezpieczne, zwłaszcza o tej porze roku. 
- Czy znalazłeś tam coś?! - skrzywił się, gdy usłyszał z dołu znajomy krzyk. Tyle z bycia tutaj niezauważonym.
- Jeszcze nic - odpowiedział i oddalił się od krawędzi dachu, co by dalej nie kusić losu. 
Zbliżył się do komina i zlustrował uważnie związany wokół niego sznur. Nie był przykryty śniegiem, ktoś musiał tu przychodzić i dbać o to, by nie zamókł i zamarzł. Czyli mogli tu bywać częściej, nie tylko przypadkiem, bo akurat tędy przyszło im uciekać. Przykucnął ostrożnie i odgarnął biały puch nagromadzony wokół komina. Nic. Może na sąsiednich dachach coś zostawili? Na który przeskoczyli jako następny?
Wnioskując po tym, w którą uliczkę wbiegł goniąc ich wcześniej zerknął na dom po swojej prawej. Dach było nieco bardziej nachylony niż ten, na którym stał, jednakże posiadał lukarny. Może za nimi coś leżało? Po chwili zastanowienia Ignatius ostrożnie przedostał się na drugi budynek. Nie było to trudne, wystarczyło, że zrobił nieco szerszy krok. Nie zmieniało to jednak faktu, że balansował jakieś 6 czy 7 metrów nad ziemią, a wizja spadnięcia z tej wysokości nie była szczególnie przyjemna. 
Ostrożnie minął wysunięte zadaszenie przechodząc nad nim tuż przy kalenicy i z radością przyjął, że jego przypuszczenia się sprawdziły. Zsunął się nieco i wziął do ręki leżącą najbliżej dziecięcą zabawkę. Tuż obok niej leżały inne przedmioty porwane z rąk ludzi bądź przypadkowych straganów. Woreczki z nasionami jakiegoś warzywa lub owocu, drewniane figurki, jakieś materiały i ubrania, istny misz masz. 
- Panienka pyta, czy udało się coś paniczowi znaleźć? - Ignatius podskoczył, gdy usłyszał za swoimi plecami niski głos. 
- Jak widać... - odetchnął kiedy w zasięgu jego wzroku znalazł się Evan. - Czy pomógłbyś mi zebrać te rzeczy i znieść na dół? Żebyśmy nie zostawili Olivii samej na długo.
Pokryty tatuażami mężczyzna skinął krótko aczkolwiek ochoczo głową i złapał w dłoń jeden z większych kawałków materiału. Rozłożył go obok siebie po czym zaczął wrzucać na jego środek wszystko, co wpadło mu dłonie. Teroise prędko poszedł w jego ślady, co by ich dłużej nie spowalniać. Niestety musiał stwierdzić, że żadna z tych rzeczy nie należy do niego. Książki i dokumenty musieli więc zabrać ze sobą albo porzucić je gdzieś indziej. Chociaż może to i lepiej? Zawsze była to jakaś większa szansa na to, iż nie leżały gdzieś w formie przemoczonej, papierowej papki. 
- Złodzieje!
Damski krzyk oderwał ich obydwu od porzuconych skradzionych przedmiotów. Evan w ułamku sekundy wrócił na pierwszy dach, Ignatius, nieco ostrożniejszy, był kilka kroków za nim. Dopadli do krawędzi, przy której znajdowała się lina i już chcieli spojrzeć w dół, by sprawdzić, czy z Olivią wszystko gra, kiedy to dwie zakapturzone postaci wskoczyły wprost na nich sprawiając, że obaj odskoczyli do tyłu. Ten, który wpadł na silnego sługę nie miał szczęścia, mężczyzna złapał go za materiał kurtki na karku i podciągnął do góry, kiedy ten tylko chciał kontynuować ucieczkę. Na nic się zdało szamotanie, sprawiło jedynie, że niechcący wyrzucił z ręki dwie sakwy, które zanurzyły się w śniegu leżącym koło komina. 
Drugi nieznajomy, któremu przyszło wpaść na gildyjnego sekretarza, przeturlał się razem z nim po dachu, przez co niemal z niego nie spadli. Prędko jednak poderwał się i gdy zauważył, że jego towarzysz został złapany odwrócił się, złapał upuszczone przez tamtego przedmioty i przeskoczył na pobliski dach z gracją dzikiego kota. Nim zarówno Evan jak i Ignatius zdążyli jakkolwiek zareagować już go nie było.
Sekretarz wstał i otrzepał się ze śniegu. Jego dłoń prędko powędrowała do małej torby z jedzeniem, którą dostał rano od jednej z kucharek przed wyjściem z domu Olivii (jeśli ta posiadłość należała do niej). Była na swoim miejscu. Chłopak zmrużył oczy i czym prędzej sprawdził kieszenie swojego płaszcza. Mapa jest, pieniądze są.. Nie okradł go, choć miał tak dobrą okazję? 
Coś tu nie grało. Nie byli zaskoczeni, kiedy zastali ich na dachu, więc musieli ich śledzić. I chcieli ukraść tylko woreczki, które akurat trzymała Olivia? Fakt, nie miał przy sobie teraz wiele, ale przecież zawsze próbowali zagarnąć dla siebie jak najwięcej. 
Zerknął na Evana, który próbował unieruchomić wierzgającego się złodziejaszka. Musieli go czymś związać jeśli chcieli z nim jakoś zejść na dół i przy okazji nie spaść. 
- Poczekaj, pomogę ci - skomentował Ignatius i szybko wrócił na drugi dach po leżące tam rzeczy, by z materiałów zrobić coś na kształt sznura.
Coś mu umknęło. Tylko co?

Xavier?
Nie umiem w rzeczy a'la detektywistyczne

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz