czwartek, 30 stycznia 2020

Od Scarlett CD Cahira

Od jakiegoś czasu włóczyłam się bez celu po miastach, szukając miejsca dla siebie. Po ostatnich wydarzeniach nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Straciłam swoją długoletnią pracę i posadę. A dokładniej, mężczyzna, któremu służyłam został zabity… Skubany się nieźle ukrywał i potrafił też dobrze upozorować swoją śmierć. Tej drugiej taktyki użył z trzy razy. Jednak, jego czasy musiały się kiedyś skończyć. Ktoś najwyraźniej go wydał. Udało mi się uciec razem z paroma innymi członkami podziemnego ugrupowania płatnych zabójców. Próbowałam zacząć od nowa żyć. Na początku kręciłam się tu i ówdzie z znajomymi, jednak szybko zrozumiałam, że z nimi za daleko nie zajdę. Oni nie chcieli godnie żyć… Chcieli jedynie przeżyć. Nie pałali się do roboty, wręcz jej unikali. Większość z nich stała się żebrakami. Takie życie na ulicach nie podobało mi się. Już kiedyś musiałam prowadzić taki tryb życia, więc nie chciałam do tego wracać. Przez rok wędrowałam po miastach, szukając jakieś pracy lub miejsca, gdzie mogłabym zostać na dłużej niż parę dni. W końcu trafiłam do Gildii Kissan Viikset w Tirie, którego mistrzem jest Cervan Teroise. Przyjęli mnie do gildii, za co byłam im wdzięczna. Dostałam nawet swoje cztery ściany, co było dla mnie czymś nowym. Niemalże zawsze musiałam z kimś dzielić mieszkanie, a nawet i pokój. Na początku nie czułam się zbyt samotna w obecności jakieś osoby, jednak po jakimś czasie (najczęściej po miesiącu) miałam już serdecznie dosyć takiej osoby. Pierwsze trzy dni minęły spokojnie. Nie spotkałam żadnej znajomej mi twarzy, co było dla mnie czymś wspaniałym, szczególnie, że wiele osób do mnie nie pałała sympatią…Nie chciałam już od samego początku mieć jakiś wrogów w nowym otoczeniu. Cóż, przydałaby się jakaś osoba, która by mi przez pierwszy miesiąc towarzyszyła. Akurat tego dnia postanowiłam odwiedzić bibliotekę. Byłam ciekawa jakie księgi ukrywała ich biblioteka. Uwielbiałam czytać i powoli brakowało mi ciekawych wieczornych lektur. Przechodziłam między działami, przeglądając się grzbietom książek. Raz na jakiś czas zatrzymywałam się, aby się jakieś dokładniej przyjrzeć. Czasami zainteresował mnie tytuł, a innym razem okładka, a jeszcze innym razem po prostu to coś mnie przyciągnęło do jakieś książki. W pewnym momencie zauważyłam książkę, która była o magii. Od jakiegoś czasu interesowała mnie magia i się zastanawiałam, czy zwykły człowiek mógłby się nią posługiwać. Niestety była ona na czwartej półce, przez co musiałam skorzystać z drewnianej drabiny. Położyłam na podłodze trzy książki, które wcześniej przykuły moją uwagę. Weszłam powoli po drabinie. Gdy sięgnęłam po lekturę, spojrzałam na pierwszą stronę książki. Okazało się, że była o tym, czy właśnie zwykły człowiek mógłby w jakiś sposób posiąść magiczne moce. Zamknęłam książkę i powoli zeszłam z drabiny. Położyłam ją na stercie innych lektur. Wzięłam je do ręki, po czym miałam już iść w stronę wyjścia, do swojej kwatery. Nie wiem, jak to się stało, ale potknęłam się o drabinę, przez co wypadły z mojej ręki książki i przewalając drabinę… Narobiłam przy tym niemało hałasu. Miałam nadzieję, że nikogo przy tym nie było. Jednak parę sekund po tym, zza regału wyłonił się mężczyzna. Od razu go rozpoznałam… Mój dawny „przyjaciel” Cahir O’Harrow.
- Scarlett Rivers. – usłyszałam swoje imię i szybko odzyskałam równowagę. Doskonale wiedziałam, że nie ucieszył się na mój widok. W końcu przez jakiś czas byliśmy w tej samej gildii złodziei. Chociaż mój cel był nieco inny niż zwykłe kradnięcie. Byłam zwykłym szpiegiem. To ugrupowanie nieźle przeszkadzało mojemu szefowi w interesach. Flirtowałam z paroma mężczyznami, bawiąc się przy tym, ale też wyciągając jakieś informacje. Do Cahira się również przystawiałam, jednak ten odrzucał moje zaloty. Miał wtedy dziewczynę. Ciekawe czy wciąż z nią jest. 
- O'Harrow?... — ułożyłam swoje czerwone usta w leniwy uśmiech, który mężczyzna doskonale znał. - No proszę, co za spotkanie – dodałam, kucając po swoje książki. Między nami nastąpiła krótka wymiana zdań. Widziałam, jak Cahir skakał z radości na mój widok. Po prostu emanował radością i szczęściem… Gdy zapytał się mnie, czy się wciąż puszczam, to wybuchnęła śmiechem. Po paru sekundach przywróciłam siebie do porządku. W końcu nie wypadało się tak głośno śmiać w bibliotece. 
- Pytasz się o zawodowe puszczanie się czy hobbystyczne? – odpowiedziałam pytaniem. Widziałam na jego twarzy przez chwilę zdziwienie, ale też zniesmaczenie.
- To jest jakaś różnica? – w jego głosie wyłapałam sarkazm.
- Ku twojemu zaskoczeniu jest spora różnica – odpowiedziałam, puszczając w jego stronę oczko. – Za jedno zarabiasz i nie pieprzysz się z kim chcesz, a przy tym drugim nikt ci za to nie płaci i sypiasz z kim chcesz – powiedziałam, zbierając ostatnią książkę z podłogi. – A właśnie, co słychać u tej… no… jak ona miała na imię… O! U Rhiannon? – zapytałam się zaciekawiona, ale też to zrobiłam z „grzeczności”, podchodząc krok do mężczyzny. On jednak zamiast kulturalnie mi odpowiedzieć, odwrócił się i szybkim krokiem wyszedł z biblioteki. Oho, czyżby poruszyłam jakiś drażliwy temat? Z resztą, to nie była moja sprawa. Jeszcze z godzinę chodziłam między regałami, szukając innych ciekawych książek. Po owocnych poszukiwaniach wróciłam do swojej kwatery, gdzie czekały na mnie moje pupilki, Rosse i Hektor. Położyłam książki na regale, które było nad moim biurkiem. Wilczury się ucieszyły na mój widok. Następnie poszłam do stajni, aby odwiedzić Lancelota i oczywiście się zająć moim wierzchowcem. Wyczyściłam i nakarmiłam go. Chwilę posiedziałam w stajni, szepcząc coś tam do swojego konia. Gdy uznałam, że to czas najwyższy wrócić do kwatery, pożegnałam się z ogierem i wróciłam do siebie. Gdy już zbliżałam się do swoich drzwi, zobaczyłam Cahira, który wchodził do budynku obok. 
~ To masz fajnego sąsiada… ~ pomyślałam, podchodząc bezszelestnie to mężczyzny.
- A cześć stęskniłeś się? – zaczepiłam go, uśmiechając się szeroko i zadziornie. – I to bardzo nie ładnie odchodzić bez odpowiedzi na moje pytanie – dodałam, wpatrując się w jego przystojną twarz. Kątem oka zauważyłam, jak Hektor obwąchiwał jego nogę z wielkim zainteresowaniem.
- Nawet o tym nie myśl – ostrzegłam psa, zanim miało dojść do pewnych rękoczynów, zaś ten jedynie spojrzał się na mnie z wielkim znakiem pytania na pysku i udawał wielkie niewiniątko. Rosse, stała przy mnie i patrzyła, jak jej przyjaciel radośnie badał nogę mojego rozmówcy. – Spokojnie, nie gryzie. Jest jedynie nadmiernie przyjazny – dodałam, przenosząc wzrok na psa, który patrzył na mnie swoimi słodkimi ślepkami i przy okazji, dalej wąchając kończynę Cahira.

Cahir? XD Wybacz za Hektora, może nie zgwałci Ci nogi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz