wtorek, 7 stycznia 2020

Od Yuuki cd. Xaviera

Szok.
   To jedno, krótkie słowo doskonale opisywało to, co czuła Tenebris w pierwszych kilku sekundach, kiedy jej wzrok z zachłannością i niedowierzaniem śledził litery starannie ułożone i zapisane na zdobionym papierze. Wszystko, o czym przeczytała, składało się w logiczną, spójną całość, a jednak kobieta odważyła się pomyśleć przez chwilę, że jest to pewien bzdurny, nieudany żart. Mimo tego szybko zreflektowała się sama w sobie, odrzucając ten pomysł, gdyż ten, kto pisał ów list nie posiadał ani krzty poczucia humoru. W tamtym momencie nawet Lucyna zainteresowała się nagłą zmianą w zachowaniu i mimice twarzy anielicy, przyglądając jej się uważnie, kiedy w ogromnym skupieniu, ze zmarszczonym czołem i płonącym spojrzeniem stała na środku pomieszczenia z kopertą i kawałkiem papieru w rękach. Pierwszy raz od bardzo dawna milczała tak długo, a przez jej głowę przewijało się jeszcze więcej myśli niż zazwyczaj, o ile jeszcze było to możliwe. Mimo wszystko trwało to tylko krótką chwilę, gdyż po jej upływie Tenebris ożywiła się na nowo, parsknęła śmiechem i biorąc Lucynkę pod pachę wybiegła na zewnątrz […]
   — No czytaj, czytaj — ponagliła białowłosego. Ona sama nie tracąc czasu usiadła naprzeciwko niego, stawiając na stoliku dwa kieliszki i butelkę z trunkiem. Xavier, czując, że dłużej nie będzie mógł nacieszyć się spokojem, westchnął pod nosem, zwinął starannie papier, chowając go do koperty, po czym oddał go właścicielce, przesuwając po drewnianym blacie. 
   — No przeczytałem, gratulacje.
   Yuuki, bez pośpiechu skończyła nalewać alkohol do szklanych naczyń i uśmiechając się szeroko, podsunęła jedno z nich w kierunku białowłosego. 
   — Świetnie, spakuj więc ładne majtki bo jutro wyjeżdżamy. 
I kolejny szok. Tym razem zjawił się on dość niespodziewanie, atakując Xaviera, który o mało co nie zakrztusił się trunkiem. Mimo wszystko słodka gorycz zdążyła sparzyć jego gardło, dlatego szybko odstawiając kieliszek z powrotem na blat, aby przypadkiem nie zabrudzić ubrania, zaczął kasłać i kląć jednocześnie. 
   — Nie martw się, nic nie mam do twoich majtek — wtrąciła zapobiegawczo Yuuki, jakby to właśnie sprawa tyczyła się bielizny Delaneya. — Po prostu mam dużą rodzinę. 
   Chłopak zakasłał w końcu ostatni raz i zmarszczył mocno brwi, zerkając na anielicę z zamiarem pytania, co jego majtki mogłyby mieć do ilości jej rodziny, jednakże szybko potrząsnął głową i zrezygnował z tego pomysłu. Wolał po prostu nie pytać. 
   — Nie wiem, czy wiesz, ale ja nigdzie się nie wybieram. 
   — Ależ oczywiście, że wybierasz. 
Tenebris uśmiechnęła się diabelsko i widząc niezdrowy błysk w jej piwnych tęczówkach, wiedział już, że nie będzie odwrotu. 
   Zimowa pora dość szybko spraszała cały świat do snu i zaczynało zmierzchać. Cień coraz ochoczo rozkładał się na koronach drzew, uginając je delikatnie pod ciężarem nadchodzącej nocy. Wszystko poczęło cichnąć, jedynie wiatr bezustannie płynął oziębłą rzeką nieopodal ścieżki, którą przejechali.
   W końcu, po tak długim czasie, dotarli do rodzinnych stron Tenebris, Tiedal.
   — Wciąż nie rozumiem — burknął Xavier, szczelniej opatulając się płaszczem. Nadal wydawał się zły na Yuuki, bądź tylko udawać, o ile w ogóle w jakikolwiek sposób ją to kiedykolwiek mogło dotknąć. — Skoro to jest ślub twojej kuzynki to, dlaczego zbieracie się u ciebie w domu? 
   — Jeszcze nie ślub, a wieczorek zapoznawczy — odparła, nawet nie racząc zerknąć na białowłosego, zbyt zajęta poprawianiem ozdobnego haftu na szyi Lucynki. — Moja kuzyneczka znalazła sobie jakiegoś biednego nieznajomego z wyższych sfer, który jej się oświadczył, a, że my jesteśmy w takim środku środków, to wszyscy zjeżdżają się właśnie do nas, aby tę zajebistą okazję uczcić. — Zakończyła w momencie, kiedy poprawianie haftu na szyi kury wreszcie usatysfakcjonowało ją na tyle, że uśmiechnęła się zadowolona i poklepała zwierze po łebku. — No cudnie.
   Xavier wywrócił delikatnie oczami, wzdychając ciężko.
   — Cudnie. 
   Chłopak zamilkł w końcu, w większym stopniu zmęczony podróżą i przenikliwym zimnem, niż samym faktem, że został parszywie wrobiony w udawanie mężczyzny życia pewnej niepoczytalnej anielicy. Sam do końca nie wiedział, kiedy tak właściwie znalazł się w powozie wraz z Yuuki, demoniczną kurą i bagażami - wypełnionymi nie tylko jego bielizną - a próby wyciągnięcia od Tenebris pikantniejszych szczegółów kończyły się fiaskiem. Kobieta nie dość, że nie chciała powiedzieć nic więcej, dodatkowo emanowała dziwnie dobrym humorem jak na kogoś, kto, w co drugim zdaniu ewidentnie kpił z oświadczyn i najchętniej zdeptałby obcasem cały zamysł zaręczyn i ślubu. Same siły nieczyste nie wiedziały jednak, co siedzi w jej głowie, dlatego tym bardziej Xavier wolał się nad tym nie zagłębiać i pozwolić Tenebris po prostu być sobą, co oczywiście świetnie jej wychodziło. 
   Nagle chłopak poczuł krótkie, aczkolwiek dość mocne szarpnięcie i powóz się zatrzymał. 
      — Jesteśmy na miejscu — oznajmiła Yuuki, zarzucając do tyłu ciemne kosmyki włosów, które wcześniej zasłaniały część jej twarzy i wepchnęła pod pachę Lucynkę. Delaney nieco skołowany i zamroczony resztkami przemyśleń zerknął wpierw na anielicę, a później przez małe, kwadratowe okienko na malujący się przed nimi ogromny budynek przypominający pałac. Lampy ustawione wzdłuż prostej, kamiennej ścieżki rozpraszały nocne mary, wiodąc wprost ku potężnym, dwuskrzydłowym wrotom z ciemnego, dębowego drewna. Cichy głos z tyłu jego głowy począł szeptać już nieznośnie, że lepiej nie iść w tamtą stronę. 
   — Too — odchrząknął. — Twoja rodzina mieszka tu i pracuje jako służba, pomaga, dlatego się tu zbieracie? Tak?
   Yuuki nie od razu uraczyła go odpowiedzią. Wpierw wyszła z powozu, okrążając go tak, aby w sekundę później znaleźć się przy drzwiach od strony chłopaka, gdzie, dosłownie znikąd, pojawił się wysoki, szczupły mężczyzna w czarnym fraku. Tenebris uśmiechnęła się do jego białej, kamiennej twarzy, podając swój bagaż.
   — Serwus, Jean. Bagaże Xaviera są z tyłu, zajmij się nimi, proszę. 
   — Oczywiście. Witaj w domu, panienko.
   Mężczyzna skinął delikatnie w stronę Yuuki, a następnie ten sam gest wykonał w stronę, nadal siedzącego w powozie, Xaviera, by następnie zniknąć im z oczu.
   Białowłosy w tamtym momencie najwidoczniej miał ogromną chęć odezwać się, lecz błyskawicznie uniemożliwiła mu to anielica, otwierając drzwiczki i wręcz wyciągając ze środka. 
   — Chodź, bo wódka pewnie stygnie, dlatego złapmy się ładnie za rączki i udawajmy, że bardzo kochamy — syknęła dość znacząco, z rozbawieniem unosząc kącik bladoróżowych ust, po czym łapiąc białowłosego za dłoń, splotła ich palce. Od razu po wykonaniu tego gestu udała, że przechodzi ją dreszcz. Skrzywiła się teatralnie. 
   — Na wszystkie kręgi piekielne, jakie to straszne... To ludzie tak robią? Trzymają się za ręce? 
   W odpowiedzi Delaney mocno, aż nazbyt mocno, ścisnął jej palce, jakoby z ogromną chęcią połamania jej kości. 
   — Wiedźma. 
   — A ja Yuuki. 
   Tenebris nie kryła rozbawienia i przewrotnego uśmiechu, który wciąż zdobił jej usta. Prostując się i wyciągając dumnie szyję, ruszyła przed siebie, a z nią ruszył i Xavier. Słyszała doskonale, jak burczy niezrozumiałe przekleństwa pod nosem, jednak nie odezwała się słowem przez całą, krótką drogę ku wrotom prowadzącym do środka gmachu. Dopiero kiedy do ich uszu docierały już wyraźne, głośne gwary rozmów i ogólnego zamieszania, Yuuki bezceremonialnie pchnęła jedną część wrót solidnym kopem obcasa i oboje z białowłosym stanęli w samym centrum zebrania. Nagle wszystko zamilkło, a oczy zgromadzonych błyskawicznie znalazły się na nowo przybyłych. 
   Anielica uwolniła jedną rękę z uścisku Xaviera, ponieważ druga zajęta była trzymaniem pod pachą Lucynki, i z szerokim uśmiechem pomachała do wszystkich. 
   — CZEŚĆ FAMILIA, WRÓCIŁAM! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz