środa, 8 stycznia 2020

Od Kai CD Desiderius

Nogi skrzyżowała w łydkach, dłonie ułożyła na wewnętrznej części wywiniętych kolan. Przymknęła oczy i choć czoło, zresztą jak i reszta mięśni, powinno być rozluźnione, tak powstało na nich kilka zmarszczek spowodowanych niemałym skupieniem. Pozycja była niezbyt niewygodna, stopy zahaczone o uda, poprzewijane przez siebie niczym kłębek włóczki. Dawny przyjaciel zawsze parskał śmiechem, gdy widział, jak bardzo nierozciągnięta była, jak nieposłusznie zachowywało się jej ciało, jak mało giętkie mięśnie miała, podczas gdy jako bardka, w dodatku bardka z niemałymi atutami, powinna zadbać i o to. O aparycję sceniczną i taneczną, jak on to określał, by samymi kończynami mogła opowiadać opowieści, nawet bez użycia słów czy lutni.
Oczywiście, pracowała nad tym, w porównaniu do Montgomery sprzed kilkunastu lat, była wręcz mistrzynią. Może jeszcze nie elfią, jednak, jak na ludzkie możliwości, osiągnęła wysoki poziom.
Choć nadal wolała jedynie siadać przed ogniem, tańczącym zamiast niej.
Leniwie otworzyła jedno oko, marszcząc czoło jeszcze bardziej, gdy tylko zapukano do drzwi, w które przecież nie pukano nigdy. Nie było takiej potrzeby, nie pracowała jako lekarz czy zielarz, by ludzie musieli z paniką w oczach wpadać do jej pokoju.
Krzyknęła jednak krótkie “proszę”, nie ruszając się ze swojej pozycji. Do pokoju wpadł człowiek z paniką w błękitnych ślepiach. Spojrzała się na niego z lekko dziecinną ciekawością, uśmiechając się delikatnie. Dzwoneczki zadzwoniły, witając przybysza.
— Kai? — Drzwi zaskrzypiały, a ona stwierdziła, że musi poprosić Krabata, by pomógł jej w tej sprawie. — Mogę cię prosić o pomoc?
Ponownie spojrzała na Desideriusa oczami pełnymi niezrozumienia i niemałej konsternacji, choć, musiała to przyznać, nie mogła doczekać się wtajemniczenia w całą sprawę.
I wtedy zdjął kaptur, drugą dłonią wyciągając ogromne, złote nożyce. Otworzyła usta, głośno wypuszczając powietrze z płuc, mrugając kilka razy i przekrzywiając głowę, chłonąc to, co przed nią właśnie stało ze wzrokiem wbitym we własne stopy. Bo raczej rzadko dane jej było ujrzeć Desideriusa bez makijażu, a jeszcze rzadziej w postrzępionych resztkach czarnych, gęstych kudłów, które nawet przypadły jej do gustu, gdy palce mimowolnie się w nie wplątywały. Grymas na kobiety twarzy powiększył się ad finem.
— Powiedzmy, że trochę mnie poniosło.
Kobieta gwałtownie zerwała się na nogi, w przykostkowym ścięgnie strzeliło, głośno i niemiło, powodując drobny ból. Ten jednak zignorowała, w końcu teraz miała ważniejszy problem, zdecydowanie niecierpiący jakiejkolwiek zwłoki. Chwyciła nożyczki nadal trzymane przez mężczyznę w tym samym miejscu w powietrzu, jakby się zaciął, i odłożyła je na pobliską szafkę. Zignorowała również subtelny, przelotny kontakt palców, który jednak wywołał dreszcz wzdłuż kręgosłupa.
Następnie zaczęła łapać te pozostałości włosów, jeszcze kilkadziesiąt chwil temu targanych przez nią w rozkoszy, teraz sterczące we wszystkie strony, bynajmniej nie tknięte przez kobiecą czy męską dłoń w przypływie ekstazy. Pasmo po pasmie trafiało pomiędzy damskie paliczki, gdy ta wspinała się na palce z drobnym przerażeniem w zielonych oczach, bo Coeh oczywiście w czasie tych kilku dni nie zmalał nawet o centymetr. Zacmokała ostatecznie i pokręciła głową, w końcu odchodząc na metr od mężczyzny. Podparła się rękoma o biodra.
— Oj, Dezy, Dezy, cóż ty na najjaśniejszą Erishię i jej wszystkie siostry narobił — jęknęła, jeszcze raz podchodząc do niego, jeszcze raz biorąc te nieszczęsne czarne pozostałości pasm w swoje dłonie. — Żeby takimi ogromnymi, nieporęcznymi nożycami łeb chcieć ogolić, och, błagam cię. Już poręczniej byłoby ci mieczem dwusiecznym, przysięgam. A że trochę cię poniosło, to ogromne niedomówienie.— W końcu zostawiła go w spokoju, odwracając się na pięcie i podchodząc do własnego biurka. Wskazała palcem na krzesło. — Siadaj.
Gdy Coeh, odrobinę niepewnie i lękliwie, zasiadał na miejscu swoich dzisiejszych tortur, Kai poszukiwała po szafkach zdecydowanie poręczniejszych nożyczek od tych doręczonych przez mężczyznę oraz brzytwy. Tej drugiej oczywiście nie odnalazła, zarostu na twarzy nie dane jej było nigdy zaznać, a co do innych części ciała, tu wystarczał wosk czy nitki. Inna historia.
— Rozumiem, że tniemy na króciutko?

[ na ratunek porządnej prezencji ]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz