wtorek, 28 stycznia 2020

Od Nakigitsune cd. Desideriusa

Mróz. Kołysząca melodia utuliła mnie do snu. Nie miałem siły się podnieść, tym bardziej poruszyć nawet jedną kończyną. Do klatki piersiowej przytuliłem małego liska, by on zaczerpnął odrobinę ciepła. Ma ziemska powłoka jak zamarznięta kostka lodu leżała i czekała na cud, który miał nadejść. Ten cud miał być w postaci przybysza, ale nie nastał.
Serce biło zdecydowanie wolniej. Krew powoli zamarzała. Nie czułem, żadnej części tułowia. Piękna melodia, ten odurzający głos kusił mnie i mroził. Pochłaniał jak otchłań, w której nie ma nic.
Przez mój organizm przechodził dreszcz jakby lodowy wąż. Obwiązywał się wokoło każdego zakamarku cielska. Czekał, aż obumrę i pochłonie mnie w całości. Jednak czy to tak rzeczywiście się stało, czy może moja wyobraźnia zaczęła płatać mi figle, które tak szybko nie znikną.
Nagła chęć rozchodząca się po koniuszkach palców zaczęła jak mechanizm działać, by zmusić ciało do podniesienia się, nie wiem, co za siła mną pchnęła. Mechanizmem, który rozrusza kołowrotkiem, zębatką oraz resztą konstrukcji żywej istoty.
Powieki ciężkie, brak przytomności, skorupa sama się poruszała. Może to dzięki pracy mózgu, który jeszcze nie zamarzł i próbował pobudzić komórki do działania, by nie umrzeć. Sen przyszedł nagle. Ciepło lisa zaczęło mnie ogrzewać i odpychać od mroku i mrozu.
Tu nadchodzi pytanie albo i myśl. Długie nużące, które napawa mnie przerażeniem..
Brzmi ono następująco:
"Ziemia, tak chłodna, ale też głęboko tak gorąca, kołysze swymi dłońmi to, co jest zagubione i wyśnione. Chcąc przyciągnąć i pozostać w tej samej pozycji do dnia ostatniego, który nadejdzie wraz z kończącą się porą, przeminie w szybkim tempie, bez myśli i czucia. Ofiara zostanie pozbawiona wspomnień. Oczekiwanie, które pozostawią w pamięci tę głęboką szparę.
Stań się oceanem, który pochłonie twoje serce, dostanie się na samo dno, przeniknie, przez twe komórki i zapełni cię po same kości, mięśnie i żyły. Woda to żywioł, woda to twe przeznaczenie.. Nie!!! To nie tak..".
Niebezpieczeństwo się zbliża, jest coraz bliżej, gdy cię dotknie... — Nie możesz dać się mu dotknąć, musisz się zbudzić. Odetchnij, nabierz tego chłodnego powietrza do płuc. Otwórz powieki musisz.. To nie może się tak skończyć. Lisie włókna krążą wokół dusz, które są ukryte w twym ostrzu — wzywają swego pana. Nie możesz dać się pochłonąć, nie pozwól duchom się zabrać. Nie pozwól tej pieśni się pokonać. Ona działa jak hipnoza, tortura. Ujarzmij ją. Stać cię na to. Potrafisz tego dokonać, jest w tobie ta siła. Siła do przezwyciężenia zimna, które przytrzymuje twe ciało przed wybudzeniem.
Nie zrobisz tego sam, nic nie dokonasz tego w pojedynkę. Za to razem razem z przyjacielem tego dokonasz. Dwie dusze, dwie postacie, dwóch przyjaciół — wsparcie, które za wami idzie, nadzieja na pokonanie przeciwnika, na wygranie tej walki z nadciągającą śmiercią.
***
Nie jestem pewny, co się wydarzyło podczas tego, jak wstałem z zimnej ziemi. Jeśli w ogóle wstałem. Wraz z przybyszem, gdzieś poszliśmy. Jeśli w ogóle miało to miejsce, a może ja jedynie śnie i zaraz zbudzę się z koszmaru — albo wcale się nie obudzę i pozostanę taki do końca swego marnego żywotu. Chyba że mój żywot się już skończył. Jednak jeśli tak jest to, czym ja jestem? Marną imitacją ludzkiej części. Może jedynie duchem, czy też tym, co pozostało z podświadomości, która w końcu przepadnie. Co pozostało?
Końca nie widać.
Ciepła nie czuć, a oddech.. Właśnie co z oddechem, czy on wciąż jest, sam nie słyszę siebie, może jednak już go nie ma i nic mi nie pozostało. Co dalej mam począć?
Powietrze jest. Czy moja klatka piersiowa właśnie się poruszyła? Może to jedynie zwidy.. Nie! Ona rzeczywiście się porusza, powietrze przez nos się dostaje, a przez usta zostaje wypuszczone. Nic nie czuje.
Jednak moje ciało otula coś, miękkiego, ciepłego co powoli przenika przez mięśnie, do samych kości. Początek tego, co miało się skończyć, jeszcze trwa. Jak długo będzie trwać? Kiedy moje powieki się otworzą, kiedy będę mógł ujrzeć światło, a nie rozciągający się mrok. Gdzie ono jest. Rusz, że w końcu, otwórz się, chce ujrzeć to, co jest przede mną, obok, a nawet kto jest w pomieszczeniu. Coś dotyka mej dłoni, miękkie jest to — Finix, to naprawdę on. Udało mi się go ocalić, on ocalił mnie. Nie odchodź, zostań ze mną ja będę zawsze z tobą.. Dnie mijały, noce zapowiadały się niemiłosiernie długie, a my byliśmy przy sobie.
*
Nie wiem, ile ten stan trwał. Zerwałem się, bo oślepiło mnie mocne światło. Lis spał obok. Krzesło było puste, na sobie miałem jakieś szmaty, które nie należały do mnie. Gdy powędrowałem wzrokiem dalej, widziałem kolejne meble. Szukałem tu swoich ubrań oraz katany, którą zawsze mam przy sobie. Leżały na szafce, a ubrania zostały powieszone. Nie wiem, co dokładnie się wydarzyło, ale poczułem się jakbym, wybudził się z głębokiego snu. Nie chciałem budzić liska, dlatego też spojrzałem na boki, co się tu znajduje. To była chyba lecznica, ale też, wyglądało na to, że ktoś cały czas przy mnie był w razie czego. Na moich dłoniach widniały ślady po czymś, może jakiś sznur, zmarszczyłem brwi, bo nie wiedziałem co się ze mną działo.
Wziąłem malucha na kolana, by był znacznie bliżej. Nie obudził się, jedynie wtulił w moje ciało. Wyglądał tak słodko, jak na małego liska, który z natury woli uchodzić za tego mądrego i groźnego. Gdy go głaskałem i próbowałem sobie, przypomnieć co zaszło. Szło mi to bardzo trudno i ciężko. Miałem jakiś dziwny sen, przebłyski, ale nie pamiętam, co to mogło być dokładnie.

Desiderius?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz