czwartek, 22 sierpnia 2019

Od Krabata cd. Nagi


Dla Krabata wszystkie dźwięki i kolory zlewały się w jeden niezrozumiały szum i tylko zapachy dość były mocne by dać mu namiastkę rzeczywistości. Zdawało mu się, ze coś mówi, wydaje z siebie jakieś odgłosy dokładając swoją cegiełkę do nawarstwiającego się chaosu. Nagle ktoś przycisnął mu do ust i nosa jakiś szorstki materiał wyraźnie nasączony jakimś specyfikiem, jak podpowiadało doświadczenie trucizną, choć Ratignakowi w głowie pomieścić się nie mogło, aby ktokolwiek podawał mu coś, co ma go zabić, zamiast wydobyć jakieś informacje. Szarpnął się gwałtownie niczemu już niedowierzając ani cieniom na ścianie, ani dusznemu powietrzu dostającemu się do płuc i przenikającemu całe ciało, ani własnej sile, kiedy rzucał się wściekle po posłaniu starał zrzucić napastnika. Próbował krzyczeć, by ten przestał, że i tak niczego się nie dowie, a on nie chce ginąć w ten sposób. Niech wypuści na niego strzałę z kuszy, niech zetnie mieczem, niech mu pozwoli umrzeć stojąc. Szeptał wszystkie imiona i zaklęcia, jakie tylko znał, byle wydobyć się z tej nieznośnej niewoli, ale zamiast rozrywającego powietrze krzyku z jego krtani dobywał się jedynie wisielczy charkot i jęk. Wreszcie zdało mu się nawet, że dostrzega w pochylającej się nad nim postaci egzorcystkę z gildii, choć nie mógł do końca rozeznać twarzy poprzez mgłę zachodzącą oczy wraz z nabrzmiałymi pod powiekami strugami łez, dla których jedynie przytomność jego stanowiła zaporę, choć czułe, że nie za długo utrzyma tą tamę. Naga – przypomniał sobie imię, które krążyło nad jego obolałą głową, a może nawet i w jej wnętrzu czyniąc tam znaczne szkody. Wówczas dopiero uścisk zelżał i mógł zaczerpnął powietrza. Spijał tlen łapczywie, może nawet nadto krztusząc się potwornie, co przerywało mu i w znacznym stopniu utrudniało snucie pełnego wyrzutów monologu:
- Co dzisiaj wszystkim odbiło …ehm… próbowałaś mnie zabić…ehem, ehem…. wszystkie siły na niebie i na ziemi uw…ehem… uwzięły się na mnie… ehem…najpierw… ehem, ehem… ten ból głowy, potworny ból głowy i jakby…ehem… jakby tego było… ehem, ehem, ehem… mało to jeszcze czegoś mi dosypali i…ehem, ehem… moje biedne rośl…ehem…rośli…ehem… roślinki.
Odetchnął nieco głębiej pozwalając sobie zamilknąć na chwilę by głębiej zaczerpnąć powietrza.
- Przespałem najlepszy czas na pracę w ogrodzie, a potem jakby tego było mało, jakiś uczynny nieznajomy zdzielił mnie czymś twardym w łeb i jak sądzę nie zamierza nawet za to przeprosić, potem ktoś wbrew mojej woli przetrzymuje mnie w pokoju i wreszcie nasza Naga, wzór wszelkich cnót próbuje mnie udusić. Naprawdę miałbym ochotę dowiedzieć się wreszcie, co się tutaj dzieje, czy to jest normalna gildia czy jakiś dom wariatów. O przepraszam, bo w obecnej sytuacji to by brzmiało jak komplement.  Ja już nie mówię o jakimś fundamentalnym szacunku, ja nie mówię o moim biednym ciele, które w końcu się pozbiera… oj tam najwyżej nie tylko na nogę będę utykał, ale i na głowę i może na kark. Naprawdę mam czasem ochotę rzucić to wszystko i przestać być pacyfistką. I jeszcze mówią nie denerwuj się, a ja jestem spokojny, bardzo spokojny, w życiu nie byłem spokojniejszy.
Zdecydowanie nie był w formie, o czym dobitnie świadczył fakt, iż w czasie tego niezbyt jak na jego możliwości rozbudowanego monologu zdążył się już zasapać. Na ten moment zdawała się czekać Naga, która, jako że przyroda nie znosi pustki skrzętnie nadrobiła tą przerwę rugając obolałego i zmęczonego rolnika jak tylko się dało. Wysłuchał tego w spokoju, bo i ciężko było zaprzeczać, a i nie chciał przerywać, choć pewnych rzeczy wolałby chyba nie wiedzieć. Nie mógł uwierzyć, że kolejny raz porwał się na kogoś z ostrzem. Wyglądało na to, że dopisze wkrótce kolejny koszmar do listy. Na słowa o Diego skrzywił się nieznacznie, ale dopiero, kiedy egzorcystka skończyła mówić odważył się ponownie odezwać:
- Co do Diego, życzę mu, aby te proroctwa twoje co do jego osoby nigdy się nie sprawdziły. Na nim jednym mi zależy z całej tej bandy, a resztę niech piekło pochłonie, a co się tyczy mnie samego to nie sądzę, by ktoś się po mej duszy spodziewał ukwieconych łąk i ogrodów. Po mnie się spodziewa i spodziewać należy tylko tego, co najgorsze. Nie wiem czy to nieszczęście mnie chwyta w swoje szpony, czy to ja je przyciągam. Mówisz, że nie dbam o duszę – zaśmiał się gorzko – a myślisz, że czemu staram się dłonie krwią zbroczone w ziemi oczyścić, czemu znoszę koszmary, które przerywają sen spokojny. Wiesz, jakie prawdziwe moje miano, którem wierzył, że zapomnę i którego nienawidzę. Jestem Krabat Ratignak – splunął na ziemię zapominając na chwilę o swej higienicznej mani – Książe Złodziei. Zabiłem potwora i zwałoby się mnie bohaterem, gdybym był kimkolwiek innym, ale jestem tylko i aż ojcobójcom. Mówiono, że był potworem, ale ja nie wiem czy ją zabił, nie mogę mu wybaczyć, że jej nie ratował, nie mogę mu wybaczyć tego, co mi zrobił, nie tych blizn na twarzy, to już bym dawno zapomniał i nie tych wszystkich innych. Nienawidzę tego, co ze mnie uczynił.
Poczuł łzę spływającą po policzku. Naga była pierwszą osobą, której o tym mówił, ale nie mógł zataić przed nią prawdy, skoro narażała życie zostając z nim sam na sam w pokoju. Domyślał się, że nie jest jedyna, jako że bolesny jego sekret dzierżyła też pewna blondwłosa rycerka i sam mistrz, któremu musiał przyznać się przecież do swojej przeszłości skoro brał na siebie ryzyko przyjęcia go w mury gildii, spojrzał jednak na egzorcystkę z przestrachem.
- Nie powinienem ci tego mówić, ale nie mogę już tak dłużej żyć. Proszę zachowaj tą wiedzę dla siebie. Zresztą zrobisz jak chcesz.

<Naga?>   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz