Dla Krabata wszystkie dźwięki i kolory zlewały się w jeden
niezrozumiały szum i tylko zapachy dość były mocne by dać mu namiastkę
rzeczywistości. Zdawało mu się, ze coś mówi, wydaje z siebie jakieś odgłosy dokładając
swoją cegiełkę do nawarstwiającego się chaosu. Nagle ktoś przycisnął mu do ust
i nosa jakiś szorstki materiał wyraźnie nasączony jakimś specyfikiem, jak
podpowiadało doświadczenie trucizną, choć Ratignakowi w głowie pomieścić się
nie mogło, aby ktokolwiek podawał mu coś, co ma go zabić, zamiast wydobyć
jakieś informacje. Szarpnął się gwałtownie niczemu już niedowierzając ani cieniom
na ścianie, ani dusznemu powietrzu dostającemu się do płuc i przenikającemu
całe ciało, ani własnej sile, kiedy rzucał się wściekle po posłaniu starał
zrzucić napastnika. Próbował krzyczeć, by ten przestał, że i tak niczego się nie
dowie, a on nie chce ginąć w ten sposób. Niech wypuści na niego strzałę z
kuszy, niech zetnie mieczem, niech mu pozwoli umrzeć stojąc. Szeptał wszystkie
imiona i zaklęcia, jakie tylko znał, byle wydobyć się z tej nieznośnej niewoli,
ale zamiast rozrywającego powietrze krzyku z jego krtani dobywał się jedynie
wisielczy charkot i jęk. Wreszcie zdało mu się nawet, że dostrzega w pochylającej
się nad nim postaci egzorcystkę z gildii, choć nie mógł do końca rozeznać
twarzy poprzez mgłę zachodzącą oczy wraz z nabrzmiałymi pod powiekami strugami
łez, dla których jedynie przytomność jego stanowiła zaporę, choć czułe, że nie za
długo utrzyma tą tamę. Naga – przypomniał sobie imię, które krążyło nad jego
obolałą głową, a może nawet i w jej wnętrzu czyniąc tam znaczne szkody. Wówczas
dopiero uścisk zelżał i mógł zaczerpnął powietrza. Spijał tlen łapczywie, może
nawet nadto krztusząc się potwornie, co przerywało mu i w znacznym stopniu
utrudniało snucie pełnego wyrzutów monologu:
- Co dzisiaj wszystkim odbiło …ehm… próbowałaś mnie zabić…ehem,
ehem…. wszystkie siły na niebie i na ziemi uw…ehem… uwzięły się na mnie… ehem…najpierw…
ehem, ehem… ten ból głowy, potworny ból głowy i jakby…ehem… jakby tego było…
ehem, ehem, ehem… mało to jeszcze czegoś mi dosypali i…ehem, ehem… moje biedne
rośl…ehem…rośli…ehem… roślinki.
Odetchnął nieco głębiej pozwalając sobie zamilknąć na chwilę
by głębiej zaczerpnąć powietrza.
- Przespałem najlepszy czas na pracę w ogrodzie, a potem
jakby tego było mało, jakiś uczynny nieznajomy zdzielił mnie czymś twardym w
łeb i jak sądzę nie zamierza nawet za to przeprosić, potem ktoś wbrew mojej
woli przetrzymuje mnie w pokoju i wreszcie nasza Naga, wzór wszelkich cnót
próbuje mnie udusić. Naprawdę miałbym ochotę dowiedzieć się wreszcie, co się tutaj
dzieje, czy to jest normalna gildia czy jakiś dom wariatów. O przepraszam, bo w
obecnej sytuacji to by brzmiało jak komplement. Ja już nie mówię o jakimś fundamentalnym
szacunku, ja nie mówię o moim biednym ciele, które w końcu się pozbiera… oj tam
najwyżej nie tylko na nogę będę utykał, ale i na głowę i może na kark. Naprawdę
mam czasem ochotę rzucić to wszystko i przestać być pacyfistką. I jeszcze mówią
nie denerwuj się, a ja jestem spokojny, bardzo spokojny, w życiu nie byłem
spokojniejszy.
Zdecydowanie nie był w formie, o czym dobitnie świadczył
fakt, iż w czasie tego niezbyt jak na jego możliwości rozbudowanego monologu
zdążył się już zasapać. Na ten moment zdawała się czekać Naga, która, jako że
przyroda nie znosi pustki skrzętnie nadrobiła tą przerwę rugając obolałego i
zmęczonego rolnika jak tylko się dało. Wysłuchał tego w spokoju, bo i ciężko
było zaprzeczać, a i nie chciał przerywać, choć pewnych rzeczy wolałby chyba
nie wiedzieć. Nie mógł uwierzyć, że kolejny raz porwał się na kogoś z ostrzem.
Wyglądało na to, że dopisze wkrótce kolejny koszmar do listy. Na słowa o Diego
skrzywił się nieznacznie, ale dopiero, kiedy egzorcystka skończyła mówić
odważył się ponownie odezwać:
- Co do Diego, życzę mu, aby te proroctwa twoje co do jego
osoby nigdy się nie sprawdziły. Na nim jednym mi zależy z całej tej bandy, a
resztę niech piekło pochłonie, a co się tyczy mnie samego to nie sądzę, by ktoś
się po mej duszy spodziewał ukwieconych łąk i ogrodów. Po mnie się spodziewa i
spodziewać należy tylko tego, co najgorsze. Nie wiem czy to nieszczęście mnie
chwyta w swoje szpony, czy to ja je przyciągam. Mówisz, że nie dbam o duszę –
zaśmiał się gorzko – a myślisz, że czemu staram się dłonie krwią zbroczone w
ziemi oczyścić, czemu znoszę koszmary, które przerywają sen spokojny. Wiesz,
jakie prawdziwe moje miano, którem wierzył, że zapomnę i którego nienawidzę.
Jestem Krabat Ratignak – splunął na ziemię zapominając na chwilę o swej
higienicznej mani – Książe Złodziei. Zabiłem potwora i zwałoby się mnie
bohaterem, gdybym był kimkolwiek innym, ale jestem tylko i aż ojcobójcom.
Mówiono, że był potworem, ale ja nie wiem czy ją zabił, nie mogę mu wybaczyć,
że jej nie ratował, nie mogę mu wybaczyć tego, co mi zrobił, nie tych blizn na
twarzy, to już bym dawno zapomniał i nie tych wszystkich innych. Nienawidzę
tego, co ze mnie uczynił.
Poczuł łzę spływającą po policzku. Naga była pierwszą osobą,
której o tym mówił, ale nie mógł zataić przed nią prawdy, skoro narażała życie zostając
z nim sam na sam w pokoju. Domyślał się, że nie jest jedyna, jako że bolesny
jego sekret dzierżyła też pewna blondwłosa rycerka i sam mistrz, któremu musiał
przyznać się przecież do swojej przeszłości skoro brał na siebie ryzyko
przyjęcia go w mury gildii, spojrzał jednak na egzorcystkę z przestrachem.
- Nie powinienem ci tego mówić, ale nie mogę już tak dłużej
żyć. Proszę zachowaj tą wiedzę dla siebie. Zresztą zrobisz jak chcesz.
<Naga?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz