sobota, 20 maja 2023

Od Reginalda, cd. Jamesa

     Przez to, że w domu Amisów w Ghatan zawsze panował tak zwany "artystyczny nieład" i wszystko było wszędzie, Reginald całkiem nieźle orientował się w otoczeniach, którzy inni nazwaliby zupełnym chaosem albo totalnym burdelem, a ryzyko tego, że się czegoś nie znajdzie, było tego stałym elementem i wiadomym ryzykiem (nawet jeśli Reginald chyba nie był w stanie zliczyć, ile razy coś gdzieś w domu zostawił i potem okazało się, że przepadło na zawsze).
     A i tak uważał, że w dokumentach, teczkach, generalnie archiwum i gabinecie, panował naprawdę poprawny porządek. Wiadomo, czasem coś tam się zawieruszyło, czasem zgubiło i odnalazło po jakimś czasie albo nigdy, ale w jego odczuciu było naprawdę nieźle. Na tyle, że nie przeszkadzało mu to w pracy, którą wykonywał skrzętnie i chętnie. Zapodzianie czegoś w myślach nazywał "ryzykiem zawodowym".
     Lubił się tym zajmować i to na tyle, że chwilowo nie miał potrzeby rzucić tego w cholerę i zająć się czymś innym gdzieś indziej. A to już naprawdę wiele znaczyło.
     Ba, nawet nie palił w otoczeniu tych wszystkich papierzysk!
     Dlatego też zdziwił się, kiedy James tak po prostu stwierdził, że należy tu posprzątać. I to jakim tonem! Zdziwiło go to trochę.
      On i James raczej się nie znali, na pewno nie kolegowali. Nie urządzali sobie pogaduch na korytarzach, nie mieli potrzeby spędzania ze sobą swojego wolnego czasu. Po prostu zajmowali się tym samym, mieli tę samą profesję. Byli dla siebie uprzejmi i starali się współpracować. Amis nie pyskował, robił swoją robotę, brał pod uwagę sugestie Jamesa. Tyle wystarczało.
     Reginald rozejrzał się po pomieszczeniu, gdy usłyszał to magiczne "trzeba to uporządkować". Przerzucał wzrok to na regały, to na jakieś papiery, to na biurko, przy którym akurat siedział. I w sumie nie widział niczego, co wymagałoby jakiejś szczególnej interwencji. Ot, nieład w normie.
     Mimo wszystko nie należał do najbardziej zorganizowanych osób na świecie. Nadrabiał to świetną pamięcią i odrobiną szczęścia.
     Reginald milczał przez chwilę. Chciał jeszcze coś dokończyć, a potem się zwijać, miał nadzieję na jakiś szybki spacer (chyba nie trzeba wspominać o tym, że nie zapalił chyba już od dwóch czy nawet trzech godzin, więc korciło jak cholera), a potem odpoczynek. Nie miał zamiaru się jednak sprzeciwiać. James brzmiał bardzo poważnie.
     — Mhm — mruknął, spoglądając tym razem na swojego kolegę po fachu. — Dobrze. Więc… od czego zaczniemy?
     Postanowił nie informować go o tym, że on to jak najbardziej mógłby dalej w takich warunkach pracować. Nie chciał go denerwować.

niedziela, 14 maja 2023

Kiedy zakwitną pierwsze kwiaty, przybędę...

...żeby boopnąć was w noski!



Pelagonija Eternum | Lat 13, 18.08. | Dziewczynka | Adeptka Medyka | Ylza




Na bór wszechlistny, kiedy ten czas minął? Kiedy ty tak urosłaś?
Magia!
Pelcia rozkwitła zdecydowanie podczas swojej nieobecności, żeby móc jeszcze częściej wywoływać uśmiechy na twarzy i śmielej zapraszać na herbatki. Promienieć swoją małą osóbką i peszyć się na wspomnienia "wspólnego życia" z panią Cyzią czy posiadania wielu żony. Poza tym - to było bardzo dawno i nieprawda! Phi, teraz była wyrośniętą panną! Urosła o całe dziewięć i pół centymetra, więc nawet sięga do tych wyższych półeczek w bibliotece. I wie, skąd pochodzą dzieci! Pel uważa, że zasłużyła na odrobinę zaufania ze strony dorosłych. Może nie na tyle, żeby dostała winogronowy soczek, po którym wszyscy chichoczą i są jacyś tacy bardziej przystępni, ale żeby zakląć raz czy dwa chyba tak. Poza tym - kto powie "nie" tym ślicznym, zielonym oczętom?
Wróciłam!
Tęskniliście za mną?






Dzień dobry ;w; Możecie mnie znaleźć na Discordzie jako SadTeaholic. 
Obrazek autorstwa tofuvi.
Pelcia wszystkich przyjmie z otwartymi rąsiami, kwiatkami i kubkami pełnymi herbaty, bo filiżanki są drogie!

PS I'm here again

czwartek, 11 maja 2023

Od Nalanisa cd. Jamesa

Wielce Szanowny Hrabio Jamesie Hopecrafcie, Zwyczajny Profesorze Magii Kombinowanej, Honorowy Członku Rady Ministrów Ethiji, Zasłużony Członku Kongresu Akademickiego, Honorowy Elekcie Dziekański, Zdobywco Orderu Czwartego Maga, Zdobywco Krzyża Zasługi za Działalność Charytatywną i Naukową, Sprawiedliwie Panujący Wszechwładco Lucerny, Lwie zza Rzeki Edone, Miłościwie Świecące Nam Słońce, Błogosławiony Synu Erishii, Panie Życia, Siło Ziemi, Najdroższy nam Wszystkim Umiłowany Królu...
no dobrze, te ostatnie zmyśliłem. Nie sądziłeś chyba, że tylko Ty będziesz się teraz świetnie bawić, tworząc do naszych listów apostrofy?
Swoją drogą, po co Ci tyle tytułów? Prawie zadyszki dostałem, gdy je przepisywałem, ani to poręczne, ani ładne. Bo, przyznaj, część z nich wygrałeś w ciastku-niespodziance. Niektóre brzmią tak cudownie niedorzecznie, że gdybym Cię nie znał, pomyślałbym, że zostały wyssane z palca. Litości, Zdobywca Orderu Czwartego Maga? Rewerencja na poziomie Czwartej Vicemiss Pcimia Dolnego. Nie ma opcji, że to jakiś prestiżowy tytuł honorowy, pierwsze słyszę, że coś takiego w ogóle istnieje. A jak istnieje, to nie wierzę, że plasuje się wysoko w hierarchii ważności, skoro mowa dopiero o czwartym stopniu. Tak właściwie, dlaczego nie postarałeś się od razu o Pierwszego Maga, co tak mało ambitnie? A może u Was, czarodziejów, jakoś od dupy strony się to wszystko liczy, im gorzej, tym lepiej, a im bardziej odległa liczba, tym większy szacunek?
Poza tym, przepraszam bardzowcale-nie-tani Panie Norris? Przecież to zakrawa na ironię. Brzmi zupełnie jak tani Panie Norris, co w ogóle mi się nie podoba. Inne propozycje już znośniejsze, doceniam humor i twórczą fantazję. Jaśnie Wielmożny Artysta ma na przykład w sobie wiele dostojeństwa i powagi, Sławetnemu Alainowi także nie odmówię uroku, ale Wasza Malarska Łaskawość wyjątkowo mnie ujęła, emanuje królewskością, którą, naturalnie, również w sobie posiadam (chyba nie zaprzeczysz?), także sądzę, że pasuje do mnie najlepiej. Ale nie idealnie. Wierzę w Twoje zapewnienia, ufam, że bez trudu znajdziesz dla mnie coś wyjątkowego, czekam na kolejne propozycje. Jesteś w tym wszystkim pewny swego, chyba więc nie pozostaje mi nic innego, jak oddać się sprawę w Twoje ręce i pozwolić Ci się zadowolić rozwiązać ją w sposób zadowalający.
Och, zabawne, że tak uważasz, często słyszę, że wdałem się w ojca, pewnie rzeczywiście jestem wykapany tatuś. Matka lubiła mi to wytykać szczególnie, gdy powielałem zachowania ojca, które niespecjalnie się jej podobały. Czasem załamywała nad nami ręce, mówiła, że dwóch Arthurów Norrisów pod jednym dachem to za dużo na jej słabe nerwy i kiedyś wspólnie doprowadzimy do tego, że skończy w wariatkowie. Ciekawe w sumie, co u niej słychać.
Skoro sam mnie do tego zachęciłeś, zweryfikowałem Twoją prawdomówność. Poszedłem do Poli na ploty, zapytałem ją niby przy okazji, jak to u Ciebie wyglądało z używaniem jej imienia i... masz szczęście, potwierdziła Twoją wersję. Widzisz, James, lubię stawiać na swoim, zdania na temat oficjalnych form nie zmieniłem, nadal drażnią mnie okrutnie i nie znoszę ich z całego serca, ale... dobrze, nie upieram się dłużej, jeśli zwracanie się do ludzi po imieniu jest dla Ciebie niekomfortowe, respektuję to. Wspaniałomyślnie zdecydowałem, że dam Ci czas, żebyś się do nazywania mnie Nalanisem przyzwyczaił, chwilowo zadowolę się byciem Twoją Malarską Łaskawością.
Pomagałeś któremuś z braci astro-świrów przygotować się do jakiegoś tam Bardzo Ważnego uniwersyteckiego odczytu? No proszę. Tak czułem, że nie umiesz odmawiać pomocy i lubisz być oparciem dla zagubionych, niezaradnych, nieszczęśliwych i ubogich. Pamiętam też, że zajmujesz się w wolnych chwilach działalnością charytatywną. Cholera, James, biorąc pod uwagę Twoje naukowe osiągnięcia, oddanie sztuce wysokiej (mojej) oraz pragnienie niesienia pomocy bliźnim, prawdziwy z Ciebie filantrop-geniusz-esteta.
Dziękuję za lekarstwo, gorzkie w chuj. Ładnie powiedziane z tymi zdolnościami komunikacyjnymi, prawda, znam się na marketingu. Zdaję sobie sprawę, ile warta jest dobra reklama, wiem, że czasem, żeby coś sprzedać, trzeba mieć gadane i ładny uśmiech. Wracasz niedługo, prawda? Świetnie. Mam nowy szkic do sprzedania, podobny do tego, który kiedyś kupiłeś ode mnie w ogrodzie, czuję, że Ci się spodoba.
Ależ oczywiście, że tak sądzę, naturalnie, że się z Tobą zgadzam. Kto celuje nisko, nie trafia wysoko, a ja mierzę w samo słońce. I nie myśl, że z całego serca nie współczuję artystom, którzy, mimo potencjału i talentu, są bez perspektyw, bez pieniędzy, bez możliwości, bez żadnych szans. Wierzę, że nie chciałeś mnie zawstydzić, porównując ich położenie z moim. Bo mogę Cię zapewnić, że ciemne strony bycia początkującym artystą w wielkim mieście poznałem na własnej skórze. Moja droga do tego miejsca była usłana płatkami róż? Jasne, że nie. Jeżeli moje położenie w tym momencie jest dobre, to zasługa tego, że wykorzystałem szanse, jakie dostałem od losu i... może czasem trochę posłużyłem się ludźmi, których postawiono na mojej drodze, może czasem nie grałem do końca uczciwie, kto wie?
Nie wierzę w bajki, że wszystko jest możliwe, że jeśli tylko odpowiednio się postarasz, dostaniesz, co zechcesz. Uważam taki hurraoptymizm za szkodliwy. Zdaję sobie sprawę, że miałem w życiu trochę szczęścia i że nie każdy je ma. Ale szczęście to nie wszystko, do sukcesu potrzeba trochę więcej. Mam ambicje, wygląd, charakter, młodość, charyzmę, energię, pewność siebie, jeśli dostanę od świata kolejną szansę, wiem, że się nie zawaham. Może nie znasz mnie od tej strony, ale, gdy czegoś chcę, stać mnie na wiele. I nawet jeśli rozpoznawalność, na jaką zapracowałem w Sorii, to dla niektórych i tak zbyt dużo jak na mój talent, to ja i tak chcę więcej, jestem odpowiednio zdeterminowany, żeby to dostać. I myślę, że nadejdzie moment, w którym to otrzymam. Wiem, że możesz mi w tym pomóc, James.
Nie, Twój wiek wcześniej nie był mi znany, patrząc na Ciebie, również bym Cię o niego nie posądzał. Myślę, że, jak mówisz, plotka o nim się poniosła – niejednokrotnie miałem okazję się przekonać, że plotki podróżują po gildii wyjątkowo szybko i sprawnie – ale wydała się ludziom tak niedorzeczna, że niewarta powtarzania.
Szczerze i mocno zazdroszczę Tobie i starcowi faktu, że magia od lat utrzymuje Wasze ciała w stanie nienaruszonym. Obawiam się, że ja w wieku czterdziestu pięciu lat bardzo będę już na czterdzieści pięć lat wyglądał. Pocieszam się jednak, że jeszcze przez jakiś czas będę bardzo przystojny. Motywuje mnie to zresztą, żeby działać teraz, gdy wiek sprzyja. 
Mówisz, że cenisz gildię, bo praca w niej daje Ci możliwość zajmowania się tym, co lubisz? Nie żartuj. Naprawdę podoba Ci się ślęczenie całymi dniami w ciasnym gabinecie, wdychanie kurzu, otaczanie się codziennie tym samym książkowo-dokumentacyjnym bałaganem? Jeśli jednak po tych wszystkich latach bycie zamkniętym w małym pokoiku sprawia Ci radość, to... chyba zacznę częściej Cię w nim odwiedzać. Wiesz, żeby nie było Ci tam za dobrze.
No proszę, a więc nadal idziesz w zaparte? Nie zgolisz brody, nie-ma-opcji, zostaje i koniec kropka, mamy wszyscy iść w cholerę? Świetnie. Chcesz wojny, dostaniesz, gdy wrócisz z Obarii, wezmę sprawy w swoje ręce. Pamiętaj, że nie możesz mieć mi tego za złe, w końcu ostrzegałem, czyż nie? Dałem Ci czas na przemyślenie swojego postępowania, mogłeś zreflektować się i wyciągnąć wnioski. Poza tym, James, proszę Cię bardzo, jesteś naukowcem, zastanów się nad tym sam. Istnieje większa szansa, że w sprawie brody mylisz się Ty jeden, czy ja, Cala, Nibyłowski, miejscowi z Obarii i reszta świata? Przecież wiesz, że wszyscy chcemy dla Ciebie jak najlepiej, pogódź się z tym, że zarost na twarzy Ci nie pasuje i tyle.
Specjalnie dla Ciebie zajrzałem ponownie do Wielkiej Księgi Imion Roderyka Frobersa. Według niego, imię Alain pochodzi ze wschodnio-kontynentalnego i najprawdopodobniej oznacza... mały kamień. Kurwa, James, czy ja Ci wyglądam na mały kamień? Sam jesteś mały kamień, Frobres, jak to w ogóle brzmi Frobres, już po samym nazwisku widać, że dupa nie badacz. Zresztą sam chyba lepiej wiem, co oznacza moje imię, nie będzie mi jakiś pseudouczony patonaukowiec swoich chujbadań narzucał. Na szczęście znaleźli się rozsądniejsi od niego, Noriani z Etymologii Imion Współczesnych uważa, że Alain wywodzi się ze staroethijskiego i oznacza osobę zgodną i harmonijną. Z kolei Alain Roulez, autor Spisu Imion Męskich, twierdzi, że słowo Alain ma korzenie w jednym z dialektów tiedalskich, pochodzi od alono, co tłumaczy się jako przystojny. Nie wiem, jak Ciebie, ale mnie najbardziej przekonuje Roulez, wydaje się najwiarygodniejszy i najrzetelniejszy z nich wszystkich, poza tym to mój imiennik, z pewnością ma więc pojęcie, o czym pisze, prawda? Ja zresztą, jako Alain, czuję, że to on jest najbliżej prawdy.
Interpretacja Twojego imienia Ci się podoba? Sądzisz nawet, że Twoi byli uczniowie by się z nią zgodzili? Nieźle-nieźle, ciekawi mnie więc, jakim byłeś nauczycielem. Biłeś linijką po rękach za brak pracy domowej? Zaczynałeś każde zajęcia od wejściówki? Losowałeś kostką, czyje wypracowanie tym razem oblejesz? Poznałem w życiu paru wykładowców, połowy nie wspominam dobrze, drugiej połowy w ogóle nie wspominam, bo byli postaciami na tyle bezbarwnymi, że już ich nie pamiętam. Ciekawi mnie, jakie Ty byś na mnie zrobił wrażenie, wiesz, jako uniwersytecki profesor. Albo ja na Tobie, jako student. Jak sądzisz, polubilibyśmy się, gdybyśmy po raz pierwszy trafili na siebie w uniwersyteckich realiach? 
Naturalnie, chodzi o grzechy moich poprzednich wcieleń, cieszę się, że o niemoralność w obecnym życiu mnie nie podejrzewasz, wiesz na pewno, że jestem uosobieniem przyzwoitości i wzorem cnót wszelakich. Patrząc na mnie, chyba nie potrafiłbyś sobie wyobrazić, że jakakolwiek wszeteczna myśl mogłaby zbrukać moje czoło, albo że moje oczy mogłyby patrzeć na kogoś śmiało i jednoznacznie? Zauważyłeś zresztą zapewne, że często spaceruję po łąkach, a w miejscach, których dotknęła moja stopa, zakwitają potem konwalie. Muszę jednak przyznać, że uprzejma troska przejmuje mnie na myśl o Twoim prowadzeniu się, skoro należałeś niegdyś do uniwersyteckiego grona pedagogicznego i wspominasz, że, podobnie jak u studentów, dochodziło tam do swego rodzaju rozpusty.
Jeśli chodzi o kwestię dofinansowania mojej pracy, doceniam, że dostrzegłeś we mnie wystarczający potencjał, by złożyć mi taką ofertę. Prawda, gdyby mój talent się zmarnował, byłaby wielka szkoda. Po namyśle zdecydowałem, że uczynię Ci ten honor, zgodzę się podjąć z Tobą pewną współpracę, nie będę kłamać, zdobycie pieniędzy na rozwój w tym momencie jest dla mnie rzeczą priorytetową.
Przedyskutujmy sprawę od razu, po co czekać? Wszelkiego rodzaju umowy zawsze lepiej mieć na papierze, nieważne, czego dotyczą i z kim są zawierane. Jaką kwotę miesięcznie możesz mi zaproponować? Jak wiele chcesz dostać w zamian? Jesteśmy dorosłymi ludźmi, rozmawiajmy otwarcie. Mam do zaoferowania bardzo dużo, w zamian chcę dostać równie wiele. Zapewniam, że za hojną pomoc potrafię się odwdzięczyć równie hojnie.
Nie, nie planuję w gildii żadnych przedstawień, jestem w niej jako malarz. Zrezygnowałem z teatru, nie gram od pewnego czasu, pewnie trochę już wypadłem z formy. Nie sądzę zresztą, by ktokolwiek w Tirie był zainteresowany tego rodzaju sztuką, a nawet gdyby kogoś to ciekawiło, wątpię, żeby zdołał poznać się na moim talencie i docenić mój artystyczny kunszt. Wiesz, James, im dłużej siedzę na wsi, tym boleśniej dociera do mnie, że Tirie to nie Soria. Choćby oferowano mi złoto-srebro-diamenty, nie zdołałbym wystawić sztuki na oczach krów, owiec i świń, myślę, że gdybym próbował robić tu teatr, byłoby w tym coś nieodpowiedniego. Jestem zdania, że sztukę miejską należy pozostawić w mieście. Jeśli jednak pytasz mnie o przedstawienie, bo chciałbyś mnie w nim zobaczyć, kto wie, kiedyś na osobności może zgodzę się wyrecytować dla Ciebie kilka wersów. 
Ulubiona sztuka? Och, grałem prawie wyłącznie w zabawnych i trochę niemądrych komediach, czuję się w nich zresztą najlepiej, mam do tego formatu dobre predyspozycje. Ale komedie są podobne do siebie, prawie się ich nie zapamiętuje, łatwo ulatują z głowy, zawsze wiadomo, czego się po nich spodziewać. Będą rozmówki, relacyjki, miłostki, wielkie wewnętrzne dramaciki. A tragedie, cóż, zupełnie inna bajka, główny aktor musi w nich słowem wypalić i mieczem wykrwawić. 
Uważam się za aktora komediowego, tylko i wyłącznie, ale gdybym miał powiedzieć, którą sztukę zapamiętałem najbardziej, która miała na mnie największy wpływ i która, choć po czasie, stała się moją ulubioną, powiedziałbym, że, mimo wszystko, Florentine. Nawet jeśli od początku mieliśmy trudne relacje, nie pokochaliśmy się od razu. Nie potrafię wyjaśnić dziwnego sentymentu, jaki mam do tego dramatu, a gdybym potrafił, nie wiem, czy bym chciał. Mogę Ci za to zdradzić, że mam brzydką przypadłość polegającą na tym, że przeżywam role, w które się wcielam, trochę za bardzo angażuję się w nie emocjonalnie. Czasem kończy się to dla mnie źle, Florentine, sztuka trudna sama w sobie, trochę mną wstrząsnęła, może na jakiś czas odebrała mi spokój. Nie wiem, czy na Tobie zrobiłaby takie wrażenie, na mnie działała, bo momentami łatwo mogłem się z główną bohaterką zrozumieć, dostrzegałem między nami pewne podobieństwa. Teraz, po czasie, wiem już na przykład, że Florentine nieco w moim życiu nabałaganiła właśnie dlatego, że czułem ją trochę za mocno.
Miałem kiedyś swój egzemplarz tej sztuki, ale przepadł gdzieś w Sorii, nie wiem, co się z nim stało. Po wystawieniu Florentine, nigdy zresztą go już nie przeczytałem, chyba nie miałem odwagi, trochę bałem się, co tym razem w niej znajdę, czego się o sobie dowiem. Ciągnęło mnie do niej mimo to, więc po prostu wyciągałem książkę ze swojej skromnej walizki, trzymałem ją w ręce, przerzucałem strony. Czasem pozwoliłem sobie przesunąć palcem po papierze, prześlizgnąć się oczom po tekście, ale robiłem to ostrożnie, uważałem, by żadnego zdania przypadkiem nie przeczytać. Myślę sobie, że teraz dojrzałem, by ponownie się z jej treścią zmierzyć, chciałem ją przeczytać, ale, jak na złość, nigdzie nie mogę jej dostać. Obawiam się, że nieprędką ją zdobędę, to mało znana sztuka.
Cholera, siedzę i myślę teraz nad tym, i wiesz co? Gdybym mógł cofnąć czas, wiem, że i tak jeszcze raz zgodziłbym się zagrać we Florentine, raz, że emocje, dwa, że inscenizacja. Grałem w bardzo ładnej sukience, niestety, pożyczonej, nie mogłem jej zachować, miałem szczęście, że w ogóle pasowała, bo była wtedy moją jedyną sensowną opcją. Lubiłem też czuć w dłoni przyjemny chłód stali. Funduszy na rekwizyty wiecznie brakowało, nikt nie mógł sobie pozwolić, żeby kupić mi kostiumowy, ozdobny miecz. Problem rozwiązano łatwo, dostałem prawdziwy. Miało to taki efekt, że w czasie, gdy przygotowywałem się do Florentine, nie byłem nazywany Nalanisem, mój pseudonim zastąpiło kurwa-uważaj
Ulubiona reakcja publiczności? W przypadku komedii, rozbawienie. Najważniejsze, żeby publiczność, oglądając spektakl, dobrze się bawiła, o to w tym chodzi. Poza tym lubię być zabawny, cudzy śmiech, jeśli to ja go wywołałem, sprawia mi przyjemność, to dźwięk, który podoba mi się sam w sobie. Często, gdy go słyszę, sam nie potrafię się nie uśmiechnąć. W przypadku tragedii, a właściwie Florentine, bo grałem tylko w tej, czekałem zawsze, aż publiczność westchnie i ochnie, przejęta tym, co dzieje się w fabule. Świadomość, że samym słowem i ruchem potrafię wywierać na innych takie wrażenie, dawała mi miłe poczucie władzy.
Ulubione kwiaty? Jeśli mają mi rzucać bukiety pod nogi, niech rzucają dalie. Najlepiej z pączkami owiniętymi w czeki. W sumie nie muszą być dalie.
Cieszę się, że zgodziłeś się opowiedzieć mi nieco o swojej przeszłości. Nie wiem, dlaczego stwierdziłeś, że nie masz o sobie wiele do powiedzenia, nie zgadzam się kompletnie, nic z tego, co napisałeś, nie uznałem za nieciekawe. Przeciwnie, mam wiele pytań, ale czuję, że są zbyt osobiste i nie powinienem ich zadawać.
A, pieprzyć to, chuj z konwenansami, przecież się na mnie nie pogniewasz. W jakim wieku są Twoje dzieci? Dużo ich masz? Jeśli dobrze interpretuję, Twoje małżeństwo zostało zaaranżowane z kobietą, której nie kochałeś. Zostałeś do niego nakłoniony przez rodziców albo zmuszony przez okoliczności? Jak wyglądały Wasze zaręczyny? A ślub? Ciekawi mnie szczerze, z kim spędziłeś pewną część swojego życia. Mam też szczerą nadzieję, że gdy Twoja żona umarła, byliście przynajmniej dobrymi przyjaciółmi.
Zazdroszczę podróży, nim trafiłem tutaj, całym światem dla moich oczu była Soria. Jakie miasta odwiedziłeś? Byłeś na wyspach? Lub w Ovenore? Jeśli tak, sądzisz, że to miasto zasłużyło na złą sławę? A Lucerna, jak ona wygląda? Czy jest piękna? Bardziej przypomina miasto czy wieś?
Świadomość, że poświęciłeś swoje życie nauce, wprawia mnie w pewne zdumienie. I głęboki podziw, bo na samą myśl, że mógłbym zostać zmuszony przez kogoś do przeczytania któregokolwiek z cuchnących tomiszczy z Twojego gabinetu, robi mi się gorzej.
Przykro mi też, że Twoi rodzice okazali się... tacy. Mojej matce co prawda również niekiedy brakowało do mnie cierpliwości, ale myślę, że by mnie nie oddała, za bardzo się troszczyła. Wiesz, że kiedyś torebką rozbiła głowę chłopakowi, który dokuczał mi, że wyglądam jak dziewczyna? Ona po prostu nie miała cierpliwości do nikogo, później to zrozumiałem. A ten chłopak to w ogóle sześć lat później zmienił się nie do poznania, raz przysłał mi róże. Widziałeś kiedyś bukiet lecący z piątego piętra? Ręczę, widok naprawdę świetny.
Uważam na siebie, dziękuję. Żadna przykrość nie spotkała ani mnie, ani Elegantki. Jak prosiłeś, podstawiłem jej marchewkę pod nos, powiedziałem, że to od Jamesa, ale obawiam się, że nie skojarzyła, o kogo chodzi. Jak przyjedziesz, będziesz musiał poczęstować ją jeszcze jedną.
Nie przeprosisz mnie za swój ton? Więc nie dostaniesz przebaczenia. Urywam list, to koniec naszej znajomości, proszę bardzo, sam tego chciałeś, do widzenia.
(Wyraźny odstęp między akapitami.)
Dobra, żartowałem. Jeśli zależy Ci tak bardzo, będę z Calą uważał. Ale do niczego się nie zobowiązuję. A tę sytuację sobie zapamiętam. 
Och, no proszę, świetnie znasz się więc na kamieniach szlachetnych? Mogłeś się nie chwalić, bo teraz, jeśli jakiś od Ciebie otrzymam, przyjrzę się mu szczególnie i zbadam jego znaczenie. Swoją drogą, dostałem kiedyś ciekawy pierścionek, podobno z aleksandrytem, ale mam powody, żeby podejrzewać, że to szkiełko. Jak wrócisz z Obarii, rzucisz okiem?
Sprowadzasz nam do gildii nową osobę? No-co-Ty-gadasz. Momencik, lecę przekazać wszystkim radosną nowinę.
(Kolejny odstęp między akapitami.)
Wróciłem, mam nadzieję, że tęskniłeś. Na przyjazd Twojej uroczej Helenki cieszą się wszyscy, ja szczególnie, tym bardziej, że zapewniasz, że przypadniemy sobie do gustu. Co to w ogóle za panna? Po co ją tu ściągasz? Pewnie do dojenia krów, skoro to obarska wieśniaczka. 
Jeśli chodzi o sytuację w gildii, jest lepiej, od ostatniego listu minęło trochę czasu, prawie wszystko zdążyło się unormować pięknie. Czuję się świetnie, sam pewnie widzisz, że żarty się mnie trzymają. Jestem zdrowy jak ryba, rozpiera mnie energia, aż bym coś nabroił z tego wszystkiego, mam od paru dni wenę na psoty.
Oczywiście, masz w tym swoją zasługę, piszę to nieironicznie, dziękuję za prezenty. Znasz to uczucie, gdy dostajesz od losu dokładnie to, czego potrzebujesz? Gdy w Twoje ręce trafia akurat to, czego chcesz, a nawet więcej? Bogowie znów mi sprzyjają, matka jednak miała trochę racji, jeśli przez chwilę jest gorzej, to po to, żeby zaraz było lepiej. Nie będę rozpisywał się na temat, jak bardzo jestem wdzięczny, nie mam tego w zwyczaju, nie znoszę grzecznościowych form, utartych, pustych zwrotów. Co powiesz, bym podziękował Ci osobiście, gdy wrócisz z Obarii?
Wszystkie Twoje prezenty rozdałem, także siadaj i słuchaj uważnie, co inni mi na nie powiedzieli, bo dużo tego w chuj.

1. Pola uśmiechnęła się na czekoladki bardzo ładnie, podziękowała elegancko, powiedziała, że ma pomysł, co z nimi zrobić. Prosiła, żebyś obwiązywał się dokładnie szalikiem, gdy idziesz w góry, bo szkoda by było, gdyby złapało Cię przeziębienie. 
2. Marta oszalała, gdy zobaczyła ten Twój pozłacany szal, ogromną radość jej zrobiłeś, trzy razy potem mi przypominała, żebym koniecznie podziękował Ci bardzo-bardzo. Także, w imieniu Marty, dziękuję Ci bardzo-bardzo. Aha, i jeszcze jedno. Nachyliła się do mnie, szepnęła mi z delikatnym rumieńcem, że nie byłoby nietaktem, gdybyś podarował jej jakąś biżuterię.
3. Irinka na Twoją propozycję zaśmiała się dobrodusznie i bardzo serdecznie, kazała przekazać, że dziękuje Ci z całego serca, ale woli wszystkiego dopilnować osobiście. Szalik tak się jej spodobał, że postanowiła się za niego odwdzięczyć, własnoręcznie wydziergała dla Ciebie gruby, pasiasty sweter. Phahaha, jest absolutnie prze-cu-do-wny! Dopilnuję, żebyś kiedyś go założył.
4. Cahir powiedział, że skontaktuje się z Tobą w sprawie ewentualnego zatrudnienia. Po co Ci ten baran?
5. Psiarnia to ten przys popapraniec, co zmienia się w zwierzęta, opowiadałem Ci o nim, brał udział w konkursie, siłował się z Akamaiem na ręce. Tak czy inaczej, przekazałem mu pozdrowienia po raz kolejny. Nie zdziwiło mnie, gdy powiedział, że on też Cię nie zna, ale... pozdrawia i tak. Wiesz co, James, nie chciałbym być niegrzeczny, ale, jak na moje oko, zachowujecie się dziwnie w chuj. Będziecie się teraz tak w kółko pozdrawiać za moim pośrednictwem?
6. Kozioł-szatan pochwalił Twój gust literacki, podziękował za książki, przekazał Ci trzy pozycje ze swojej kolekcji. Fajne wybrał, nie? W Twoim stylu. To znaczy, hm, dostaniesz teraz dwie książki. Jedną sobie pożyczyłem, chyba się nie gniewasz?
7. Starzec pyta, czy wyślesz mu więcej spirytusu. Przesyła butelkę czerwonego wina z Androuche, zapewnia, że jest tak stare, jak on sam.
8. Xavier przesyła pozdrowienia, ma nadzieję, że na wyjeździe dobrze Ci się wiedzie. Obiecuje, że wypije za Twoją pomyślność, gdy będzie szukał inspiracji do następnego dzieła. Pffft, co-za-lizus.
9. Fiona pyta, kiedy w końcu jej coś wyślesz.
10. Koziołowi-medykowi dzień tą paczką ziół zrobiłeś. Słuchaj, jak zobaczył te wszystkie rośliny, poleciał po lupę, każdy jeden egzemplarz dokładnie zbadał pod szkiełkiem. Siedział z nimi do wieczora w jakiejś szaleńczej fascynacji, jak zajrzałem do niego potem, zburczał mnie, że jest zajęty i że nie teraz. Następnego dnia, gdy przypomniał sobie o mnie, uścisnął mi rękę, kazał Ci podziękować bardzo, wręczył mi szkatułkę, są w niej przegródki, dużo, w każdej masz inny rodzaj herbaty. Jedna taka, druga sraka, jedna pomaga na to, druga na tamto. Zobaczysz sobie sam, kozioł z tyłu pudełka przykleił karteczkę, wszystko jest tam dokładnie opisane.
11. Kacza matka wyściskała mnie, gdy tylko mapy zobaczyła, w taką euforię wpadła, że prawie mnie podniosła i udusiła, jeszcze moment, a oboje byśmy się malowniczo wypieprzyli. Przesyła Ci kurzą łapkę (przynosi szczęście) i dwa naszyjniki z makaronu. Kurwa, James, jak ja k o c h a m kaczarkę, przecież ja n i e m o g ł e m tego tak zostawić. Pobiegłem i zrobiłem bransoletki przyjaźni do kompletu, wiesz, jedną dla Ciebie, drugą dla Nibyłowskiego. Mam nadzieję, że jesteście świadomi, że MUSICIE nosić naszą biżuterię, inaczej sprawicie nam przykrość niewymowną?
12. Ignaś prosił, żebym przekazał podziękowania, więc przekazuję. Przesyła Ci książkę, ma nadzieję, że Cię zainteresuje.
13. Aaron widział, że wszyscy coś Ci dają, nie chciał być gorszy, więc przekazał od siebie myśliwski kordelas. Rzecz bardzo ładna, jak Ci się znudzi, to mi go oddaj, pochwa tak zdobiona, że głowa mała.  Dowiedziałem się później, że typ wykoncypował sobie, że masz urodziny.
14. Akamai dziękuje za mapy. Mówi, że był w Obarii kiedyśtam, poleca wybrać się gdzieśtam, jak dogadasz się z kimśtam, to pokaże Ci drogę do gorących źródeł, akurat zrelaksujecie się z Nibyłowskim po tygodniach wspinania się na szczyty. Jakaś starowinka w ogóle ma chatkę w pobliżu źródeł, produkuje niezłe trunki, warto zajrzeć. Wybacz, że bez szczegółów, nie mogłem się skupić, Echo akurat wracał z treningu. Aha, a jeśli chodzi o historie z podróży, to Akamai opowie Ci je, gdy się spotkacie, bo ma ich tyle, że szkoda papieru.
15. Zapukałem do bibliotekareczki, wręczyłem jej prezent. Will w ogóle myślał, że to pomyłka, bo, jak sam stwierdził, nie ma urodzin i nie zrobił nic, żeby coś dostać. Powiedziałem, żeby brał i nie gadał, bo to od Ciebie z Obarii, a w ogóle to nie mam czasu. Obejrzał paczkę, pogłaskał koc, powiedział, że bardzo ciepły, zapewnił, że, jak wrócisz, odwdzięczy się za niego osobiście. Nieźle, nie? Cicha woda brzegi rwie, Will mi pomysł podpierdolił. Poza tym, czy możesz mi wyjaśnić, James, w jaki sposób rozkochałeś w sobie połowę gildyjnych mężczyzn?

No, to by chyba było na tyle, trzymaj się, pozdrów Nibyłowskiego i Helenkę, pamiętaj, że obiecałeś, że przywieziesz mi z Obarii coś kolorowego.
Buziaki,
Nalanis

PS Pudełko w fioletowym papierze to prezent ode mnie. Napracowałem się przy nim, także lepiej, żeby Ci się spodobał.
PPS Naciesz się tam tą swoją paskudną brodą. Wiesz, póki jeszcze ją masz.
PPPS Hahaha, James, dzięki Tobie nareszcie wracam do Sorii! Cieszę się o g r o m n i e, opuszczam ten kurnik pieprzony, bogowie, życie jest wspaniałe! Ale, no dobrze, powiedz mi teraz, zjawisz się na wernisażu? Oczywiście, wystawię na nim obraz, nie przepuszczę okazji. Albo może będziesz w Sorii któregoś dnia wystawy? Wiem, że jak pojadę do stolicy, to, ohohoho, nie czekajcie na mnie, kochani, nie wrócę prędko, mam tam tyle rzeczy do zrobienia, tyle miejsc do odwiedzenia, zobaczę, co słychać u starych przyjaciół, odwiedzę matkę, ba, kupię jej nawet kwiaty.
PPPPS Przeglądając Spis Imion Męskich Alaina Rouleza, sprawdziłem z ciekawości również Twoje imię, dowiedziałem się, że James ze staroethijskiego znaczy: ten, który kupuje potrzebującym buty. To jak będzie, imię zobowiązuje, czyż nie? Hahaha, żartowałem, sam lecę sobie je kupić, żegnaj złamany obcasie! Och, James, nawet nie zdajesz sobie sprawy, jakie to cudowne uczucie posiadać w banku własne konto.
PPPPPS Jakie kamienie są w tych pędzelkach? Nie wiem, gdzie szukać ich w Atlasie Znaczeń Kamieni Szlachetnych i Minerałów. Te białe są najgorsze, wszystkie wyglądają tak samo.
PPPPPPS Zapomniałem Ci napisać w ostatnim liście, że gdy Tadzik... no wiesz, do gildii przypałętał się jakiś nowy pajac-magik, podobno absolwent DUMu, więc może go znasz, nazywa się Mambaud Riurice. Szybko rozpętała się z nim Wielka Afera Testamentowa, ale nie znam szczegółów, nie śledziłem, chorowałem wtedy, paskudnie ze mną było. Interesuje Cię ta sprawa? Jeśli tak, bez trudu dowiem się, w czym rzecz.

(List ozdobiony rysunkami dalii w różnych stadiach rozkwitu.)

poniedziałek, 8 maja 2023

Od Jamesa

Historycy w gildii nie przeżywali zbyt długo. James poczuł się nieco samotny, gdy szeregi organizacji opuściła panna Salomea, stracili też przecież pana wicehrabię, chociaż miejsce po nich wypełnili nowi członkowie, z których część przyszła w międzyczasie. Panna Vilre Hagluinyendë znakomicie wypełniała swoje obowiązki, podobnie dzielnie starał się pan Amis, ale James przez krótki moment lubił tą swoją swobodną, nieco większą niż zwykle samotność w zaciszu historykowego gabinetu. Z trwogą wspominał moment, gdy tę samą przestrzeń wypełniało czterech historyków, nie mogąc zbytnio dojść do ładu i składu. Nie mógł powiedzieć, żeby uderzali o siebie łokciami przy pracy, ale nadal nie była to zbyt komfortowa sytuacja.
Zwłaszcza z podziałem obowiązków. Jedni robili więcej, inni mniej. Kolejni mieli własne wariacyjne systemy weryfikacji stanu archiwów i przestawienie jednej teczki w prawo czy w lewo zaburzało ich wewnętrzny układ danych. James nie powie, żeby go to wkurwiało, bo musiałby samemu sobie wymyć usta mydłem, ale regularnie odczuwał iskierki irytacji i nagłą, chwilową (chociaż były to dłuższe chwilki) chęć przywalenia współpracownikom papierami w twarz. 
Powstrzymywały go jednak zasady dobrego wychowania i świadomość, że o ile Calitha po prostu by go obśmiała, o tyle Nalanis pewnie utrwaliłby całość sytuacji w jakimś paskudnym (chociaż nigdy by mu tego w twarz nie powiedział, nie na serio, w każdym razie) obrazie. Pewnie pod jeszcze bzdurniejszym tytułem, czymś w stylu „Historyk pod wodzą Cervana Wielkiego, Uznanego Mistrza Gildyjskiego rzutuje agresją na funkcje dokumentacyjne”.
W końcu nadszedł jednak moment, gdy nie mógł dłużej ignorować powagi sytuacji. Mieli po prostu…
— Burdel. Tu jest czysty burdel — powiedział, wpatrując się z niedowierzaniem w stos rozsypanych papierów, pozapominane zakładki do dokumentów, które powypadały z notatek i ponownie losowo rozłożone książki rachunkowe i zapisy z misji na półkach biblioteczek. 
—  Myślę, że... 
— Reginaldzie, myślę, że powinieneś przestać rozmawiać w tym momencie — westchnął ciężko, zanim zorientował się o własnej gafie — znaczy panie Amis. Trzeba to uporządkować, bo dalej tak pracować nie możemy. 
Z całej trójki Vilre akurat się upiekło, ale dla panów zapowiadał się nieprzyjemny wieczór spędzony na porządkowaniu, bądź co bądź, pierdół. 

czwartek, 4 maja 2023

Podsumowanie #63

Witamy Was Miśki w kolejnym podsumowaniu miesiąca!
W tym miesiącu do postaci NPC została przeniesiona:

Javiera, za decyzją autorki

Punktacja:
Madeleine – 0 słów  – ZGR Leonardo – 192 słów – NB
Yuuki – 0 słów – NB Narcissa – 544 słów – NB
Cahir – 976 słów – NB Adonis – 928 słów – NB
Syriusz – 0 słów – NB Nova – 0 słów – NB
Nikolai – 900 słów – NB Marta – 0 słów – NB
Isidoro – 0 słów – NB Mattia –  0 słów – NB
Antares – 0 słów – NB William – 680 słów
Lea –  0 słów  – NB Pan Sokolnik – 200 słów – NB
Echo – 300 słów – NB Sophie – 0 słów – NB
Apolonia – 200 słów  – NB Hotaru – 3523 słowa – NB
Odetta – 0 słów  – NB Aherin – 198 słów – NB
Kukume –  0 słów – NB Dina – 0 słów – ZGR
James – 6095 słów Michelle – 0 słów – NB
Calitha –  3295 słów Asa – 0 słów – ZGR
Mefistofeles – 0 słów – NB Billy – 353 słowa
Hugo – 0 słów – NB Nalanis – 1428 słów – NB
Reginald – 392 słowa – ZGR Alyia – 326 słów
Kaneshya – 897 słów  – NB Vilre – 0 słów – NB
Helena – 409 słów Tsakani – 0 słów – OA
Maurice – 0 słów  – NB

Ignatius – 193 słowa – OA Xavier – 0 słów
Nicolas – 0 słów – OA Balthazar – 0 słów
Akamai – 0 słów – OA Nikita – 0 słów

Legenda: OA - Ograniczona aktywność | NB - Nieobecność | ZGR - Zagrożenie | ZB - Zablokowany wątek | D2 - Niedawno odblokowany wątek, dodatkowe 2 tygodnie

Tym samym postacią miesiąca ponownie zostaje James! Gratulujemy!


Dokładną liczbę napisanych przez was słów znajdziecie

Inne sprawy:

- Przypominamy o trwającym na blogu evencie Prima Aprilisowym - Zwierzyniec AU! Serdecznie zachęcamy do brania w nim udziału, wypuśćcie swoje wewnętrzne furrasy :3 Więcej informacji o zabawie znajdziecie w >> TYM << poście.
- Kolejna wiosna, kolejny szablon, w tym miesiącu na blogu pojawiła się nowa szata graficzna!


Do zobaczenia na kolejnym podsumowaniu!
Administracja

środa, 3 maja 2023

Od Kaneshyi

Karczm raczej unikał. Dostarczały mu nieprzyjemnych wrażeń, przyprawiały o ból głowy, zwierzęce zmysły rejestrowały zbyt wiele bodźców naraz. Kaneshya, po trzech godzinach przebywania w lokalu, miał ochotę w cholerę rzucić powierzone przez Cervana zadanie.
Siedział z Fioną w centralnej części sali, rozglądał się, szukając wzrokiem podejrzanie wyglądających osób. Próbował się skoncentrować, ale nie szło mu najlepiej, sam wiedział po sobie, że nie do końca sprawdza się w pracy w podobnych okolicznościach. Dźwięki karczmy drażniły jego wrażliwy słuch, nakładały się na siebie, tworzyły strumień poplątanych głosów, przechodziły w męczące brzęczenie. Ktoś obok kaszlał tak, jakby miał wypluć płuca. Ktoś obok odsunął sobie krzesło z takim piskiem, że Kaneshya odruchowo zacisnął zęby. Ktoś śmiał się nisko i rubasznie, ktoś inny wysoko i gromko, ktoś jeszcze inny kobieco i spazmatycznie. Utwór, który próbowali grać muzykanci, ciągle się rozjeżdżał, gęśle, na domiar złego, nie zostały porządnie nastrojone. Śpiewająca wieśniaczka wcale nie śpiewała, Kaneshya, swym wrażliwym słuchem melomana, ocenił, że diabelsko darła pizdę.
Poza tym: cuchnęło. Niemytym ciałem, niezmienioną odzieżą, fizyczną pracą, starością, gnojownikiem, zwierzętami gospodarskimi, w tym zwykle świniami i owcami.  Kaneshya starał się nie konfrontować z tutejszymi wieśniakami, bo, czując ich gorący oddech, potrafił ocenić stan ich uzębienia i zgadnąć, co ostatnio jedli. Oprócz tego, jak to w karczmie bywało, śmierdziało kapustą, smalcem, smażonym mięsem, cebulą. Z przyjemniejszych zapachów, mógłby może wymienić krochmal, pastę do butów i perfumy, ale z przewagą tanich i wiercących w nosie. Całkiem podobała mu się za to aura pieszych podróżnych, wysmaganych leśnym wiatrem, opalonych wiosennym słońcem.
Po oczach też mu się dostało, błyśnięto mu po nich szkiełkami, udającymi drogocenne kamienie, pękiem kluczy wiszącym u pasa, ostrogami, rękojeściami ładnych mieczy, ale niezbyt wielu. Jak ocenił, chyba tylko przejezdni nosili broń. Ich zresztą głównie miał na oku.
Trochę minęło, nim zwęszył krew. W plątaninie zapachów nie potrafił stwierdzić, czy zwierzęcą, czy ludzką. 
Zaraz coś mnie strzeli, pomyślał, gdy rozpoczęły się tańce, podłoga pod butami zawibrowała, a woda w wazonie zadrżała.
Fiona tymczasem, obdarzona przez naturę cudownie tępymi zmysłami, nieświadoma szalejącej wokół burzy zapachów i dźwięków, wierciła się na krześle po dziecinnemu, zajmowała wszystkim, czym mogła, byle nie siedzieć bezczynnie. Huśtała się na krześle, machała nogami pod stołem, wzdychała, patrząc na Kaneshyę wymownie. W końcu zajęła się odczytywaniem wyrytych na stole napisów, mniej lub bardziej wulgarnych. Zwykle bardziej. Kaneshya przystawił palec do warg, gdy przechodzący mężczyźni spojrzeli na nich dziwnie.
Ale Fiona nie dojrzała gestu. Albo nie chciała dojrzeć.
— Nie pozdrawiam kowala Arthura Reitera — rozszyfrowywała, mrużąc oczy — zasranego oszusta, pieprzonego przechery i jebanego zło...
— Fiona, sza.
— Co sza, co sza? — uniosła się. — Nawet tego mi zabraniasz? Nawet teraz już czytać mi nie wolno?
— Ależ czytaj sobie — odpowiedział spokojnie, specjalnie wolno i bez emocji, by trochę ją zawstydzić  — ale nie na głos.
— Na głos to akurat muszę, bo przy tobie zapomnę, jak się gada. Wczoraj cały dzień cisza, dzisiaj też cisza, w ogóle nie chcesz rozmawiać. No i co, po co się tak rozglądasz? Przecież widzisz, że fałszywy alarm, nic się tu nie dzieje, żadnych bójek, żadnych kłótni, nic, nikt nawet talerza nie zbił. Nie wiem, po co Cervan nas tu przysłał, siedzimy jak te dwa kołki. Mamy kolejny dzień gnić tu do rana i patrzeć, jak wszyscy wokół się bawią?
— Skup się — zbył ją — jesteśmy w pracy.
— Praca-sraca — przedrzeźniła — ja mam jej dość serdecznie, nie wytrzymam tu kolejnego dnia.
— To wracaj do gildii — powiedział trochę opryskliwiej, piskliwy ton elfki źle rezonował w jego uszach — chętnie zabiorę twoje wynagrodzenie.
— Po moim trupie!
— To siedź i się zachowuj. Jak dama.
Fiona, rozczochrana, malowniczo rozwalona na stole, z brudnym kołczanem leżącym na blacie, uniosła brwi, jakby nie rozumiała, o co mu chodzi.
— Prawda czy wyzwanie? — zagaiła po długiej pauzie, kolejny raz tego dnia.
— Nadal nie.
— Prawda czy wyzwanie?
— Też nie.
— Prawdaczywyzwanieprawdaczywy...
— Absolutnie nie.
— PRAWDACZYWYZWY...
Kaneshya ledwo opanował odruch skrzywienia się i zakrycia ręką ucha.
— Nie.
Fiona otworzyła szeroko usta, wzięła głęboki oddech, szykując się chyba do najgłośniejszego prawda czy wyzwanie, jakie w życiu słyszał. Kaneshya poczuł je, nim Fiona wydała z siebie dźwięk.
— Najświętsza Erishio — skapitulował — litości.
— Czyli co, zgadzasz się?
Potwierdził nieruchomym wzrokiem, kamienną twarzą i bardziej ponurym niż zwykle milczeniem. Fiona przyklasnęła.
— Cudownie! Wiedziałam, że w końcu cię przekonam. No to co byś chciał?
— Nie wiem. — Spojrzał na mężczyznę z aparycji wyglądającego co najmniej na leśnego zbója, odprowadził go wzrokiem do stolika, zanotował w myśli, by zerkać do niego co jakiś czas.  — Prawda.
— E, nie pierdol, dawaj wyzwanie, jak prawdziwy facet.
— Prawda — powtórzył Kaneshya wyraźniej.
— Dobra-dobra. — Fiona wywróciła oczami. — Jeszcze raz musimy, bo pierwsze się nie liczyło. Prawda czy wyzwanie? Wyzwanie — odpowiedziała za niego. — Idź do baru i zatańcz z pierwszą osobą, która do niego podejdzie. I nie obchodzi mnie, czy to będzie śmierdzący chłop, gruba baba, beczący bachor czy stary pies, musisz i koniec. A jak nie, to wymyślę ci straszliwą karę. A ja — spojrzała w bok — zatańczę z tą panną, która się tam opiera o ścianę. I bez dyskusji, już się nasiedzieliśmy przez te dwa dni, jeden taniec nas nie zbawi.
Na początku zamierzał się wymigać. A potem pomyślał, że wyzwanie to dobry pretekst, żeby uwolnić się od męczącego towarzystwa Fiony na jakiś czas.
Rozejrzał się jeszcze raz, wnikliwie przyjrzał osobom, które mu się nie podobały. W lokalu nadal nie działo się nic niepokojącego, na żadną bójkę się nie zapowiadało, nawet jeśli karczmarz przekonywał Cervana, że uzbrojeni klienci rozpętują u niego awantury dzień w dzień.
Kaneshya spojrzał na bar. Bo właśnie ktoś przy nim stanął.

piesek do adopcji!